Amaral, wróć! Jedna z największych misji Johna van den Broma


Joao Amaral nie wszedł najlepiej w sezon

15 września 2022 Amaral, wróć! Jedna z największych misji Johna van den Broma
Dawid Szafraniak

Jeszcze niedawno zastanawialiśmy się, kto jest lepszy – Amaral czy Ivi? Obaj ciągnęli swoje drużyny, ale ostatecznie to Portugalczyk poprowadził swój zespół do triumfu w rozgrywkach. Szkoda, że forma filigranowej „dziesiątki” Lecha wyparowała tak szybko jak lato w Polsce. Było, ale już minęło. A jeśli Lech Poznań chce zaliczyć udaną rundę jesienną, musi znaleźć sposób na odblokowanie Amarala.


Udostępnij na Udostępnij na

Joao Amaral w poprzednim sezonie prezentował się genialnie. Wykręcił niesamowite liczby i razem z Ishakiem i Kamińskim tworzyli wybitne trio, które zaprowadziło Lecha do mistrzostwa. Miał również wspomóc zespół w Lidze Mistrzów, ale zawiódł. Coś się zepsuło. Wątpliwe jest, że powtórzy wynik 14 bramek i ośmiu asyst, ale wciąż jest bardzo potrzebny „Kolejorzowi”, wręcz niezbędny.

Joao Amaral rozkwitł pod wodzą Macieja Skorży. Nikt nawet się nie spodziewał, że jest w stanie wejść na tak kosmiczny poziom. Przecież pamiętamy jego „kłótnie” i dziwne akcje z filmikami za czasów Dariusza Żurawia. Nie chodzi o to, kto miał rację. Oceniamy to, co się dzieje na murawie, a na niej w tamtym sezonie brylował i mijał rywali jak tyczki. Dostał drugie życie, drugą szansę i z niej skorzystał. Odwdzięczył się Skorży i zdobyli razem mistrzostwo.

Amaral to zawodnik Skorży

W Poznaniu wszyscy wiedzieli, że jeśli myślą o jakichś sukcesach w Europie, to Joao Amaral jest niezbędny. Po prostu jest to piłkarz umiejący zrobić różnicę. A niestety najważniejsze mecze tego sezonu przespał. Nie zmienia tego faktu przypadkowa asysta do Velde w Baku. Snuł się często na boisku i nie wiedział, za co się zabrać. Niechlujny, ospały, niedokładny, frustrujący się, bezbarwny. John van den Brom za Chiny nie mógł go odblokować. Do tej pory mu się to nie udało.

Bywały mecze jak ze Stalą Mielec, gdzie oddał siedem strzałów, ale tylko trzy celne, czy z Wisłą Płock, gdzie ładował i próbował z każdej pozycji, ale zamiast straszyć bramkarza, siał postrach wśród gołębi na stadionie. Zwłaszcza rażąca była skuteczność tych strzałów, bo naprawdę każdy strzał Amarala leciał dobrych kilka metrów nad poprzeczką.

Dziwne akcje za Żurawia, Skorża zrobił z niego gwiazdę ligi, a tu znów John van den Brom nie może sobie poradzić z tym zawodnikiem. Powoli zaczęło to wyglądać, jakby Amaral był zawodnikiem jednego trenera. Tylko Maciej Skorża potrafił do niego trafić. Na szczęście holenderski szkoleniowiec dawał mu szanse, czasami naprawdę na wyrost, i ten zaczyna coś grać. Choć to wciąż nie jest to, czego oczekują od niego wszyscy.

Amaral i tak będzie grał

„Kolejorza” czeka do listopada niezwykle intensywny okres. Amaral choćby był w słabej formie, tak jak na początku sezonu, będzie musiał grać, bo konkurencja na jego pozycji jest niewielka. John van den Brom nie ma innego wyboru, jak po piłkarsku się z nim dogadać. W innym przypadku Portugalczyk znów będzie się męczył w Poznaniu, a jak u niego nie ma takiej dziecięcej radości z gry to po prostu zostaje przytłoczony.

Nie jest to przykład mentalnego lidera, który zabierze głos w szatni. Już prędzej weźmie piłkę i spróbuje wypracować szansę kolegom lub sobie. Tak zrobił między innymi z Cracovią w pierwszym meczu tego roku. Tego jednak brakuje w tym sezonie. Wręcz występuje u niego paniczny strach przed braniem się za rozgrywanie. Trudno się dziwić, żeby było inaczej, jeśli każda jego decyzja kończy się niepowodzeniem, a nawet w takim meczu jak z Vikingurem, gdzie spokojnie mógł skończyć z hattrickiem, marnuje tyle sytuacji, a drużyna musi grać dogrywkę. To nie pomaga.

Przyznać szczerze musimy, że już tak źle z Amaralem nie jest. Pokazał jakieś symptomy poprawy. Najpierw z Ishakiem w ciągu dwóch minut rozklepali Widzew i dali trzy punkty. To była właśnie namiastka jego wielkiej formy z poprzedniego sezonu. Mecz z Villarrealem nie był najgorszy – warto również pamiętać, że grał na nowej pozycji. Swoim pressingiem mocno się przyczynił do zdobycia pierwszej bramki. Owszem, miał problemy z asekuracją Rebocho, ale i tak już to wygląda lepiej niż na samym początku.

Brak konkurencji

Joao Amaral będzie grał nie tylko dlatego, że grania będzie więcej niż wody w jeziorze Michigan, ale po prostu trudno będzie znaleźć dla niego jakieś zastępstwo. Dani Ramirez odszedł przed sezonem, bo przegrał rywalizację z Portugalczykiem, a to właśnie on według opinii wielu lepiej pasowałby do stylu gry van den Broma, który bardzo chciałby, aby „dziesiątka” wybiegała w wolne przestrzenie, a nie holowała piłkę. W tym aspekcie lepiej spisywał się inny magik z Półwyspu Iberyjskiego.

Inną opcją jest Filip Marchwiński. Ile razy to już mówiło się, że to najlepszy czas, żeby w końcu zaczął pokazywać swoje umiejętności. To się niestety odkłada w czasie jak umycie membrany na stadionie przy Bułgarskiej. Teraz przydarzyła się jeszcze kolizja z zawodnikiem Widzewa i pewnie dopiero za kilka dni dojdzie do siebie. Pytanie, czy można na niego liczyć. Pewnie ze słabszymi zespołami w lidze jest w stanie dobrze się zaprezentować, ale chyba nie tak miała wyglądać jego historia.

Afonso Sousa przychodził do zespołu jako swoista kopia Pedro Tiby. Miał być raczej zabezpieczeniem środka pola, a okazuje się, że John van den Brom widzi go wyłącznie na „dziesiątce”. Nie zmienia to faktu, że według Holendra nie ma miejsca dla ich obu na boisku, a Sousa jest w hierarchii na razie za Amaralem. Tylko raz wyszli razem od pierwszej minuty. Joao Amaral musi się zatem obudzić i wejść na właściwe obroty. Jego pozycja docelowa to raczej podwieszony napastnik, to tam jest w stanie z Ishakiem coś wyczarować. Ostatnio „Kolejorz” prezentuje się już naprawdę dobrze, a należy pamiętać, jakie zapasy ma jeszcze Amaral. To tylko pokazuje potencjał Lecha. Niech Maciej Skorża odda van den Bromowi jakieś hasło do tego zgrabnego dryblera ośmieszającego obrońców.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze