Trzy lata w futbolu to szmat czasu – tej tezie zaprzeczyć bardzo trudno. Najlepszym przykładem na to jest Aleksandar Prijović, który po obiecującym włosko-angielskim początku przygody z piłką i późniejszej tułaczce po średniakach ligi szwajcarskiej, tureckiej, szwedzkiej, a nawet norweskiej trafił do Legii Warszawa. I wtedy nastąpił nieoczekiwany zwrot. Jego przygoda zaczęła przeistaczać się w karierę.
Choć same początki w warszawskim klubie do najłatwiejszych nie należały i dużo częściej mówiło się o „Prijo” w kontekście jego porównań do Zlatana Ibrahimovicia i dość specyficznego charakteru, to z biegiem czasu konsekwentnie budował on swoją pozycję w klubie.
Przełomowy okazał się sezon 2016/2017, kiedy to wraz z Nemanją Nikoliciem stworzyli zabójczy duet snajperski. I choć same liczby (25 spotkań, osiem bramek, cztery asysty) w wykonaniu „polskiego Zlatana” nie powalały, tworzył z Węgrem na boisku chemię, która sprawiała, że każdy z trenerów Ekstraklasy chciałby mieć ich u siebie.
Sezon 2016/2017 to również ten, w którym historyczny awans do Ligi Mistrzów zanotowała Legia Warszawa. Pomimo początkowego blamażu, to właśnie paradoksalnie dobre występy w elicie wypromowały go na tyle, że głośno zaczęto mówić o jego transferze.
Prijović był naprawdę bliski przenosin do Chin, gdzie głównym argumentem były wysokie zarobki. – Klub bardzo mi pomógł, ja pomogłem klubowi. Teraz nadszedł czas na rozstanie. Powiem szczerze: myślami jestem już w Chinach. Jak dla mnie klamka zapadła. Myślę, że Legia zaakceptuje ofertę Chińczyków. Myślę też, że w obecnej sytuacji będzie chciała mnie sprzedać. Pomogliśmy sobie wzajemnie – to słowa samego zainteresowanego.
Ostatecznie wszystko skończyło się na przenosinach do greckiego PAOK Saloniki, co dla wielu było decyzją niezrozumiałą. Wszak zamienił klub walczący o Ligę Mistrzów na średniaka z Grecji. Rzeczywistość pokazała jednak, że Legia obecnie nie gra w europejskich pucharach, a Prijović swoją dobrą grą w Super League zasłużył sobie na powołanie do reprezentacji Serbii.
Kolejny raz niech przemówią liczb. Szwajcar z serbskim paszportem w trzydziestu meczach w barwach nowego klubu piętnaście razy znalazł drogę do bramki. Fakt ten docenił szkoleniowiec Serbów, Slavoljub Musin, a Aleksandar odpłacił mu się w najlepszy z możliwych sposobów – pieczętując awans swojej reprezentacji na mundial przez strzelenie zwycięskiej bramki po wejściu z ławki we wczorajszym spotkaniu z Gruzją.
Choć do samego awansu z niełatwej grupy z Irlandią, Walią i Austrią nie przyczynił się w sposób znaczący, to wyjazd na mundial wydaje się mieć pewny. Wszystko zostaje więc w jego rękach, a raczej nogach. Jeżeli wywalczy miejsce w składzie, pojedzie tam w najlepszym piłkarskim wieku. Może to dopiero początek pięknej kariery Prijovicia?
W ramach ciekawostki dodam, że o starym znajomym nie zapomniał Nikolić. Jego niestety na mistrzostwach nie zobaczymy.
Cestitam mom bratu Prijovicu na pobedonosnom golu i Srbiji na odlazak na svetsko prvenstvo u Rusiju 2018! Svaka čast majstore!!! pic.twitter.com/MerLzzPazb
— Nikolic Nemanja (@niko_nemanja) October 9, 2017