Afrykańska Superliga eksperymentalną marionetką w rękach Gianniego Infantino


Startuje pierwsza Superliga na świecie – afrykańska Superliga

20 października 2023 Afrykańska Superliga eksperymentalną marionetką w rękach Gianniego Infantino
africansportsmonthly.com

Ogół piłkarskiego społeczeństwa na świecie nie przywykł do sytuacji, w których to Afryka jest prekursorem wdrażania nowych rozwiązań. Czarny Ląd jest kojarzony z ubóstwem bądź rozwarstwieniem klas społecznych, a nie innowacjami. Paradoksalnie to był jeden z czynników determinujących tak szybkie powstanie planowanych wcześniej w Europie rozgrywek. Afrykańska Superliga będzie pierwszym tego rodzaju turniejem na świecie. O co chodzi w tych rozgrywkach i jak głęboko maczał w nich palce Gianni Infantino, mimo że europejskiemu odpowiednikowi był przeciwny? Odpowiedzi na pytania znajdziecie w niniejszym artykule.


Udostępnij na Udostępnij na

Superligowa ambiwalencja

W kwietniu 2021 roku niemal cały piłkarski świat siedział jak na szpilkach, wyczekując świeżych komunikatów związanych z planowaną europejską Superligą. Projekt jak szybko wystartował, tak jeszcze szybciej został zawieszony po ogłoszeniu dotkliwych sankcji dla klubów i zawodników, którzy wzięliby w nim udział. UEFA zareagowała bardzo stanowczo na pomysł piętnastu wielkich europejskich klubów i obwieściła, że jeżeli rozgrywki dojdą do skutku, to drużyny zostaną zawieszone w swoich ligach krajowych. Ponadto piłkarze grający w turnieju mieliby mieć zakaz gry w reprezentacji swojego kraju, co bardzo mocno ugodziło personalnie piłkarzy oraz krajowe związki piłkarskie.

FIFA popierała zdanie UEFA. Jednak im dalej w las, tym bardziej pogląd światowej federacji zaczął się zmieniać. Po kilku tygodniach nadal była ona przeciwna Superlidze, lecz pomysł sankcji dla klubów stał się dla niej zbyt radykalny. Z czego wynikała tak nagła zmiana zdania? Cytując bardzo popularną wypowiedź Tadeusza Sznuka, prowadzącego „Jeden z Dziesięciu”: „Nie wiem, choć się domyślam”. Prezydent FIFA mógł wystraszyć się potencjalnych zarzutów o hipokryzję.

Gianni Infantino 28 listopada 2019 roku podczas wizyty w Demokratycznej Republice Konga przy okazji 80. urodzin TP Mazembe pierwszy raz oznajmił światu pomysł utworzenia afrykańskiej Superligi. Swoją ideę motywował słowami Brazylijczyka Pelé, który w 1977 roku powiedział: „Kraj z Afryki wygra mistrzostwa świata przed 2000 rokiem”. Prezydent FIFA wówczas stwierdził, że skoro słowa te się nie spełniły, to trzeba Afryce pomóc. Stąd pomysł Superligi, która pomoże zwiększyć przypływ pieniędzy do regionu, a te zostałyby zainwestowane w infrastrukturę.

Tylko czemu dla FIFA afrykańska Superliga jest świetnym pomysłem, a europejska została od razu zrównana z ziemią? Nie chodzi tu o fakt, że Afryka bardziej potrzebuje pomocy. Mianowicie kluby w Europie chciały stworzyć własną Superligę poza federacją. Dzięki temu mogłyby same dzielić się zyskiem. W Afryce FIFA będzie zaangażowana w projekt, więc na pewno zarobi na rozgrywkach.

Pieniądz rządzi światem

Pieniądze są jednym z najlepszych narzędzi do manipulowania ludźmi. Zyskują one szczególnie znaczącą rolę w przypadku, gdy strona, która ma być kierowana, jest po prostu biedna. Wówczas podatność na uzyskanie wspomnianego środka potrafi być niewspółmierna do własnej moralności. Sprowadza się to ku przekonaniu, że afrykańska Superliga powstaje jako pierwsza, ponieważ mało zamożne kluby łatwiej jest sobie podporządkować.

Czarny Ląd jest regionem, w którym korupcja jest niestety zjawiskiem powszechnym. W zeszłym roku miały miejsce dwie bardzo głośne sprawy dotyczące wyjątkowo ordynarnego ustawiania spotkań. W pierwszej z nich na zapleczu ligi sierraleońskiej Gulf FC oraz Kahunla Rangers walczyły między sobą o awans. Przed ostatnią kolejką miały tyle samo punktów, więc w przypadku zwycięstwa obu ekip o wszystkim miał decydować bilans bramkowy. Żeby zmaksymalizować swoje szanse, drużyny kupiły swoje mecze i wygrały odpowiednio… 91:1 oraz 95:0.

Podobna sytuacja miała miejsce na czwartym poziomie rozgrywkowym w RPA. Tam przed ostatnią kolejką Matiyasi FC miało tyle samo punktów co Shivulani Dangerous Tigers, lecz ci drudzy mieli bilans bramkowy lepszy o osiemnaście trafień. Matiyasi tak się zmobilizowało na swoje ostatnie spotkanie, że wygrało je aż 59:1. Co więcej – ich rywale strzelili 41 bramek samobójczych. Shivulani również postanowiło ustawić swój mecz, lecz ono wygrało „jedynie” 31:1.

Oczywiście są to skrajne przypadki, ale tych bardziej przyziemnych też nie brakuje. W tym roku aż siedemnaście osób z drużyn ekstraklasy kenijskiej zostało zawieszonych za ustawianie spotkań. Natomiast kilka tygodni temu o korupcję podejrzewany był jeden z najlepszych klubów Afryki Subsaharyjskiej – Atlético Petróleos de Luanda. Drużyna została wstępnie zawieszona na dwa lata przez angolską federację piłkarską. Jednak CAF nic sobie z tego nie robiło i pozwoliło, by Petro grało w kwalifikacjach afrykańskiej Ligi Mistrzów. Szczęście w nieszczęściu – angolski zespół został niedawno oczyszczony z zarzutów. Ale niesmak pozostał.

Afrykańska Superliga kontrolowana od podszewki

Czytając powyższy rozdział, pewnie niejedna głowa zaczęła się zastanawiać, czemu właściwie mają służyć te informacje.

Temu, by ukazać, do jakich sytuacji potrafią doprowadzić pieniądze w afrykańskich rozgrywkach. FIFA wyczuła podatny grunt, na którym będzie mogła ustawić cały turniej tak, jak tylko sobie wymarzy – wystarczy zaproponować odpowiednim ludziom odpowiednio wysokie kontrakty.

Gianni Infantino powstanie afrykańskiej Superligi ogłosił pod koniec 2019 roku. Jednak konkretne działania nad rozgrywkami zaczęły się dopiero około dwóch lata później. Ta zwłoka czasowa nie była bezcelowa. Podczas niej prezydent FIFA wybrał swojego wymarzonego przedstawiciela, którego kandydaturę pchał do przodu w wyborach na głowę CAF, które miały miejsce na początku 2021 roku. Wspomnianą osobą jest Patrice Motsepe – jedna z najbogatszych osób w Afryce i właściciel południowoafrykańskiego Mamelodi Sundowns.

Motsepe był oficjalnie wspierany przez Gianniego Infantino, co w afrykańskim środowisku mogło rodzić bipolarne uczucia – szacunek i podziw lub obrzydzenie i niechęć. Jedno było jasne – właściciel Mamelodi był niekwestionowanym faworytem w wyścigu o prezydenturę. Niemniej w tej sytuacji nic nie było pozostawione ślepemu losowi.

Tuż przed wyborami Gianni Infantino w kilka dni odwiedził jedenaście afrykańskich krajów. Zupełnym przypadkiem paru pochodzących z tych państw kandydatów na prezydenta CAF zrezygnowało z udziału w wyborach. Co więcej – zaczęli oni otwarcie popierać Patrice’a Motsepe. „Olśnienia” dostali między innymi:

  • Iworyjczyk Jacques Anouma,
  • Senegalczyk Augustin Senghor,
  • Mauretańczyk Ahmed Yahya.

Oczywiście finalny werdykt nie mógł być inny – wybory wygrał Patrice Motsepe. Gdyby kontroli nad władzą było mało, to sekretarzem generalnym federacji został Veron Mosengo-Omba. Nazwisko nie za bardzo znane opinii publicznej, ale dobrze znane Infantino – panowie razem studiowali.

Kasa, misiu, kasa

Zapewnienie sobie znaczących wpływów na poziomie decyzyjnym to dopiero wierzchołek góry lodowej. Największym i najważniejszym wyzwaniem było przekonanie klubów do wzięcia udziału w afrykańskiej Superlidze. Wiadome jest, że kontynentalni giganci pod względem finansowym są lata świetlne przed resztą drużyn ze swoich rodzimych lig. Jednak ich budżety i tak są niczym wobec budżetów uznanych europejskich marek piłkarskich.

Wynika z tego jeden prosty wniosek – afrykańskie kluby można skusić proporcjonalnie mniejszymi pieniędzmi. Gianni Infantino już w 2019 roku głosił, że afrykańska Superliga jest w stanie wygenerować przychody na poziomie 200 milionów dolarów rocznie. Ta wiadomość miała rozruszać zastygłe towarzystwo i rzeczywiście, spełniła ona swoją funkcję. Kluby już wtedy podłapały pomysł, więc w przyszłości były bardziej skłonne do przystąpienia do rozmów.

Brzmi pięknie, prawda? Trochę zbyt pięknie. Organizator rozgrywek rozpalone głowy drastycznie ugasił kubłem zimnej wody. Stwierdził on bowiem, że afrykańska Superliga będzie wymagała od klubów wpisowego. I to naprawdę ogromnego jak na standardy Czarnego Lądu. Jego wstępna wartość opiewała na 20 milionów dolarów rocznie, z czego akces wykupowało się od razu na pięć lat, płacąc z góry.

Prezydent FIFA mimo mocnego zaangażowania w projekt chyba nie do końca orientuje się w afrykańskich realiach. Według jego pomysłu taką kwotę miałoby zapłacić 20 uczestniczących klubów. Taki projekt był z miejsca skazany na porażkę. Na Czarnym Lądzie zwyczajnie nie istnieje aż taka liczba drużyn dysponujących tak wysokim budżetem.

Rewolucja grubymi nićmi szyta

Głośne i prestiżowe projekty zazwyczaj posiadają motto, hasło lub słowo klucz, które charakteryzuje cel, ku któremu ów przedsięwzięcie dąży. Afrykańska Superliga również takie miała, chociaż nieoficjalne. Nad wyraz często używanym wyrazem w kontekście rozgrywek była „rewolucja”. Rewolucja dla klubów uczestniczących, bo zarobią nieporównywalnie większe pieniądze niż w afrykańskiej Lidze Mistrzów. Rewolucja dla całej Afryki, ponieważ zyski będą trafiać do każdego kraju w celu rozwoju infrastruktury. Można by tak wymieniać i wymieniać. Jednak jak to często bywa przy głośnych i pięknych hasłach – z biegiem zaawansowania prac pomysłodawca coraz bardziej się z nich wycofuje.

Przez cały cykl życia projektu przewijały się różnorakie wartości odnoszące się do liczby startujących drużyn. Najczęściej jednak powtarzało się 20 oraz 24. Miejsca miały być podzielone równo między trzy regiony:

  • Afryka Północna,
  • Afryka Środkowa i Zachodnia,
  • Afryka Południowa i Wschodnia.

W pierwszej edycji zespołów będzie jednak tylko osiem. Podczas losowania zostały one połączone w pary ćwierćfinałowe i przez całe rozgrywki będą rywalizować w formie dwumeczów. Turniej bardzo prosty pod względem drabinkowym, jednak zdecydowanie trudniejszy pod względem logistycznym. Kluby będą grały mniej więcej co cztery dni, z czego oczywiście każdy zagra zarówno mecz u siebie, jak i mecz na wyjeździe. Można pomyśleć „Co to takiego? W Europie tak grają!”. No grają, tylko że Afryka jest dużo większym kontynentem. Siedziby południowoafrykańskiego Mamelodi Sundowns oraz marokańskiego Wydad Casablanca w linii prostej dzieli ponad 7 600 kilometrów. Zespoły te są jednymi z faworytów do końcowego triumfu i mogą się spotkać w finale.

Skarbiec coraz bardziej pusty

Poszukując informacji na temat afrykańskiej Superligi, bardzo łatwo jest się zaplątać w przytaczanych liczbach. Czasami można by pomyśleć, że są one rzucane po prostu z czapy. W fazach zapowiadania rozgrywek federacja obiecała nagrody o sumie wartości 100 milionów dolarów. Po ogłoszeniu konkretnych postanowień dotyczących pierwszej edycji można było zauważyć, że rzeczywista liczba pieniędzy jest kapeczkę inna.

Można z nich wyczytać, że zwycięzca rozgrywek otrzyma cztery miliony dolarów, finalista otrzyma trzy miliony, półfinaliści po 1,7 miliona, a ćwierćfinaliści po milionie. Sumuje się to do 14,4 miliona dolarów. Kolejny raz zapowiedzi pobiegły innym torem niż rzeczywistość.

Tylko czy aby na pewno? 9 czerwca tego roku Patrice Motsepe oświadczył, że afrykańska Superliga zmienia nazwę na African Football League. Ma to oczywisty związek z bardzo negatywnymi odczuciami, które wywołuje nazwa Superliga po próbie jej utworzenia w Europie. W teorii otwiera to też furtkę do nowej linii obrony. Spekulacje i obietnice mogły dotyczyć afrykańskiej Superligi. Rzeczywistość dotyczy African Football League. Tylko czy ktoś się na taki argument odważy? Mamy nadzieję, że nie. Ale po dotychczasowych przygodach z tymi rozgrywkami już nic nas nie zaskoczy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze