Od początku Copa America, Argentyna prezentowała futbol wręcz kosmiczny, niczym czołg rozjeżdżając kolejnych rywali na swojej drodze. O niebo gorzej od Albicelestes spisywała się Brazylia, której wygrane były mocno wymęczone, w dodatku w swoim pierwszym meczu na wenezuelskim turnieju przegrała z Meksykiem. A jednak to Canarinhos triumfowali w wielkim finale mistrzostw Ameryki Płd., gromiąc w nim odwiecznych rywali aż 3:0.
Mało było takich, którzy wierzyli, że tytuł może przypaść były mistrzom świata. Ba, sam ich selekcjoner, Dunga, przyznał, że faworytem finału jest Argentyna. Opiekun Canarinhos chciał w ten sposób zmobilizować podopiecznych, czy też faktycznie nie wierzył w swoich piłkarzy?
Piękna i bestia
Trudno było nie być pod wrażeniem gry piłkarzy Alfio Basile. W końcu jako jedyni z dwunastu finalistów CA, wygrali wszystkie mecze w grupie. Później bez problemu pokonali w ¼ finału Peru, a w ½ Meksyk. – Czuję niebywałą dumę, patrząc na grę moich podopiecznych – piał z zachwytu tuż przed finałem Basile. Wiem, że najważniejszy jest końcowy wynik, ale styl też jest ważny. Dunga tego samego nie mógł powiedzieć o swojej drużynie. Prowadzona przez niego Brazylia grała futbol brzydki, toporny, stwarzała małą ilość bramkowych sytuacji. Od ataku ważniejsza była obrona, od efektowności efektywność. Fani brazylijscy mieli dość takiej reprezentacji, prasa również. Selekcjoner więc zarówno przed startem imprezy jak i w jej trakcie, był mocno krytykowany. Ani myślał jednak pod wpływem kibiców i mediów zmieniać grę swojego zespołu.
– Wszyscy, którym zależy na dobru reprezentacji, muszą zrozumieć, że dziś nie sposób grać Brazylii ofensywny futbol – bronił się Dunga. A jeśli wrócą spory o piękną piłkę z naszym udziałem, znów na kolejne mistrzostwo świata będziemy musieli czekać 24 lata. Albo i więcej. Najwięcej w finale miało zależeć od Robinho, który z sześcioma golami na koncie nie tylko był najskuteczniejszym snajperem brazylijskiej jedenastki, ale również całego CA. Canarinhos jednak do decydującego meczu przystępowali poważnie osłabieni brakiem Gilberto Silvy, który w Wenezueli rozgrywał kapitalny turniej. Gracz Arsenalu Londyn nie mógł zagrać z powodu nadmiaru kartek.
(Anty)bohater Ayala
Nieobecność Gilberto Silvy, a także obecność w argentyńskim zespole, będących w wielkiej formie Javiera Mascherano, Leo Messiego, Juana Romana Riquelme i Carlosa Teveza nie miały jednak wielkiego wpływu na przebieg finału. Największe gwiazdy argentyńskie znalazły się w cieniu tych z Brazylii. Tak zawodzący w fazie grupowej, a później w kolejnych fazach turnieju Canarinhos wznieśli się na szczyt możliwości, z którego zrzucili Albicelestes, którzy boleśnie się poturbowali spadając z niego, bo przegrali aż 0:3. A najdłużej rany lizać będzie z pewnością Roberto Ayala, dla którego mecz z Brazylią był 115. występem w drużynie narodowej. W 4. minucie były obrońca CF Valencia, a od przyszłego sezonu Villarreal CF, wyraźnie zlekceważył uderzenie Julio Baptisty zza pola karnego. I już po chwili żałował, że nie kwapił się przeszkodzić graczowi Realu Madryt, bo ten kapitalnie przymierzył z ponad 20 metrów i Brazylia objęła prowadzenie. Argentyńczycy w 9. minucie mogli wyrównać, ale Juan Roman Riquelme zamiast do bramki, trafił w słupek. I to w zasadzie była jedyna groźna akcja z udziałem Albicelestes w pierwszej połowie. A Brazylia? Dalej szalała, w 39. minucie podwyższając prowadzenie. Ayala robił wszystko by zrehabilitować się za błąd z 4. minuty, ale zamiast tego, jeszcze bardziej się pogrążył. Po mocnym dośrodkowaniu Daniela Alvesa ze skrzydła chciał wybić piłkę na rzut rożny, ale zamiast tego…wpakował ją do własnej bramki.
W 70. minucie bezradnych piłkarzy Basile dobił najlepszy gracz finału, Daniel Alves, który co ciekawe mecz rozpoczął na ławce rezerwowych. On i jego koledzy zagrali najlepsze spotkanie na CA, Argentyna najgorsze. Zupełnie niewidoczni byli ci, którzy wcześniej zachwycali- Riquelme, Tevez, Mascherano i Juan Sebastian Veron. Nie zawiódł jedynie Messi, ale bez wsparcia partnerów, gwiazdor Barcelony niewiele mógł zrobić. Tym samym historia znów się powtórzyła. Albicelestes znów w finale CA byli faworytem, ale znów przegrali z Canarinhos, dla których był to ósmy triumf na tej imprezie i drugi z rzędu. Argentyna pozostała za to z 14. zwycięstwami na koncie i dopiero w 2011 r. może zdobyć mistrzostwo Ameryki Płd. po raz piętnasty. Chyba, że znów lepsza będzie Brazylia.