8. kolejka Orange Ekstraklasy


Ósma kolejka była z rodzaju tych, które nie mają prawa się zdarzyć w Orange Ekstraklasie. Dlaczego? Odpowiedź jest nadzwyczaj prosta – wszystkie mecze wygrali faworyci (nikt mi nie powie, że w Kielcach to Legia była uważana za faworyta). Taka kolej rzeczy powinna wydawać się normalna i nie powinno to nikogo dziwić, jednak nie zapominajmy, że to nasze rodzime podwórko, na którym… wszystko zawsze jest zupełnie inne.


Udostępnij na Udostępnij na

„Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”

Miniona kolejka to nie tylko zwycięstwa faworytów, ale również triumf gospodarzy nad drużynami przyjezdnymi. Własne ściany w polskiej ekstraklasie to jest wręcz coś magicznego i fascynującego, pozwalającego wierzyć wszystkim drużynom w komplet punktów zdobywanych w spotkaniach, gdy figurują w polu „gospodarz”. Oj, zapomniałbym o jednym małym wyjątku – przecież Zagłębie Sosnowiec jako jedyne nie potrafiło wykorzystać goszczenia rywali na własnej ziemi. Hmm, ale tak właściwie, to gdzie oni mają swój „dom”? Patrząc na Zagłębie oraz Polonię, bo te dwie drużyny „jadą na jednym wózku”, można powiedzieć, że to są raczej bezdomni tułający się po ligowej krainie i szukający swojego miejsca w gościnnych progach innych klubów. Gdyby przynajmniej potrafili grać w piłkę na pierwszoligowym poziomie…

Zagłębiu nie pomoże chyba nic i nikt przed spadkiem do III ligi, bo tak słabej drużyny w Orange Ekstraklasie już chyba dawno nie było. Tym razem łatwe trzy punkty padły łupem jedynego naszego reprezentanta w europejskich pucharach, który mimo porażki 0:1 z Crveną nadal liczy na awans do fazy grupowej Pucharu UEFA. Mecz bez walki oddała również Polonia Bytom, która do Krakowa pojechała stracić kilka bramek i… tak też się stało. Warte odnotowania jest oprócz dobrej gry Wisły trafienie debiutującego w barwach „Białej Gwiazdy”, byłego króla strzelców ligi indyjskiej – Dudu.

Bardzo wysoko wygrał również Lech Poznań, który nie miał litości dla beniaminka z Chorzowa, strzelając mu aż 6 goli. Mogło być więcej, jednak rzutu karnego nie wykorzystała żywa ikona poznańskiego klubu – Piotr Reiss.

Swoje mecze wygrały również zgodnie dwa najlepsze zespoły poprzedniego sezonu – Bełchatów oraz Zagłębie Lubin. Ci pierwsi nie pokazali nic nadzwyczajnego, jednak i tak wystarczyło to do pewnego zwycięstwa nad Jagiellonią. Dużo trudniej przyszło zdobycie trzech punktów Zagłębiu, które zwycięską bramkę, za sprawą trafienia Manuela Arboledy, zdobyło w 95 minucie meczu! Tak jak długo podopieczni Czesława Michniewicza dążyli do zwycięstwa, tak długo do Lubina docierali goście, którzy na mecz z Zagłębiem przyjechali… taksówkami. Wszystko za sprawą wadliwego autobusu, który zamiast jechać z piłkarzami na mecz, udał się do warsztatu.

Wszystkie te wyniki były ważne i istotne, ponieważ pierwszy raz w tym sezonie Legia nie strzeliła bramki, pierwszy raz w tym sezonie nie wygrała, pierwszy raz w tym sezonie przegrała. Lepsi od piłkarzy Jana Urbana byli zawodnicy kieleckiej Korony, którzy skromnie, bo tylko 1:0, pokonali lidera Orange Ekstraklasy. Zwycięska bramka padła już w 2 minucie meczu, gdy do siatki Muchy trafił Bonin, który w przerwie zimowej prawdopodobnie zasili szeregi… Legii Warszawa.

Jeśli już byliśmy przy ligowym „pierwszym razie”, to takowy miał miejsce również w Łodzi, gdzie miejscowy Widzew pokonał Cracovię 2:0. To dopiero pierwszy komplet punktów zdobyty w tym sezonie przez Widzew, który prowadzi obecnie Marek Zub, który jednak w dalszym ciągu ma jeden, zasadniczy problem – bramek nie strzelają napastnicy. Kibice nie mieliby jednak chyba tego za złe, jeśli napastnicy nadal nie potrafiliby znaleźć drogi do siatki, a ich ukochana drużyny wygrywała kolejne mecze.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze