3. kolejka Orange Ekstraklasy


Już trzy kolejki sezonu 2007/2008 za nami. Patrząc na tabele, można odnieść wrażenie, że wszystko „wróciło do normy” – na czele Legia Warszawa i Wisła Kraków, które wygrały swoje dotychczasowe mecze, nie tracąc przy tym ani jednej bramki. Jest jeszcze za wcześnie, by móc z całą pewnością powiedzieć, że tylko te dwie ekipy będą liczyć się w walce o mistrzostwo kraju, jednak… wszystko na to wskazuje.


Udostępnij na Udostępnij na

A miało być tak pięknie…

Przed rozpoczęciem obecnego sezonu wiele mówiło się o… Górniku Zabrze. Zespół, który w poprzednim roku walczył o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej w naszym kraju, wymieniany był nawet w gronie drużyn, które mogą z powodzeniem walczyć o miejsce premiowane grą w europejskich pucharach. Skąd pojawiały się takie głosy? Nie mogło być inaczej, skoro klub pozyskał bardzo bogatego sponsora (Allianz) oraz zdecydowanie wzmocnił się kadrowo. Przy ulicy Roosevelta w barwach 14-krotnego Mistrza Polski od tego sezonu występują tacy zawodnicy, jak Tomasz Hajto, Jerzy Brzęczek (powrót do polskiej ekstraklasy po 12 latach), Marius Kizys, Konrad Gołoś, Adam Marciniak czy Tomasz Zahorski. W Zabrzu jest zatem wszystko – mocny sponsor, dobry skład, doświadczony trener (Ryszard Wieczorek) i… wspaniali kibice. Nie ma tylko tego, co w futbolu najważniejsze – zwycięstw i kolejnych zapisywanych na swoim koncie punktów. Po sromotnej porażce z Legią na własnym stadionie przyszedł czas na kolejne „lanie”, jakiego piłkarze Górnika doznali w Poznaniu, przegrywając z Lechem aż 4:1. O grze Zabrzan nie można powiedzieć nic dobrego, natomiast Lech pokazał, że „grać w piłkę potrafi”. Do składu Kolejorza powrócił Piotr Reiss, który ładnym strzałem z rzutu wolnego otworzył wynik spotkania. Oprócz kapitana Lecha trafiali również Wilk i Zając (trzecia bramka w tym sezonie, a swoje premierowe trafienie na boiskach Orange Ekstraklasy zaliczył ubiegłoroczny król strzelców ligi peruwiańskiej – Hernan Rengifo.

Równie wiele przed rozpoczęciem tego sezonu obiecywano sobie w Kielcach. Zabrakło może spektakularnych transferów, jednak kadra, jaką dysponuje Jacek Zieliński, powinna pozwolić mu na włączenie się do walki o najwyższe miejsca w ligowej tabeli. „Złocisto – krwiści” zostali jednak bardzo boleśnie sprowadzeni na ziemię przez powracającą do wielkiej formy krakowską Wisłę. Dawno już strzelającej cztery bramki i grającej w takim stylu Wisły kibice przy Reymonta nie oglądali. Trudno się zatem spodziewać, by swoje pierwsze punkty Górnik Zabrze zdobył już w najbliższy wtorek, gdy zostanie rozegrany zaległy mecz między „Białą Gwiazdą” i właśnie zespołem z Zabrza. Zanosi się na prawdziwy falstart Górnika i… fantastyczny początek sezonu w wykonaniu Wisły Kraków. Zarówno Kielce jak i Zabrze po pierwszych kolejkach obecnego sezonu, będą największymi rozczarowaniami w Orange Ekstraklasie.

Beniaminka los

Z czterech drużyn, które przed tym sezonem zasiliły szeregi pierwszoligowców, najlepiej prezentuje się obecnie Ruch Chorzów. Po efektownej wygranej z Groclinem i minimalnej porażce z Cracovią tym razem przyszedł czas na mecz z Zagłębiem Sosnowiec, z którym klub z Chorzowa nie wygrał już od 15 lat. Każda passa musi się jednak kiedyś skończyć i tak też się stało. Bramkę na wagę trzech punktów strzelił Sokołowski, który wraz z Janoszką był w tym meczu najjaśniejszymi postaciami. Obecna sytuacja Ruchu może napawać jego kibiców optymizmem. W dużo gorszych nastrojach z pewnością są fani Zagłębia. Nie chodzi tu o fakt pewnego spadku do II ligi, a w najgorszym razie do III klasy rozgrywkowej, a styl, jaki prezentują ich ulubieńcy. Jeśli nadal piłkarze z Sosnowca nie będą w stanie stworzyć sobie przynajmniej dwóch, trzech 100% okazji do zdobycia bramki, o wyjściu ze strefy spadkowej, oznaczającej grę w przyszłym sezonie w trzeciej lidze, mogą zapomnieć.

Niespodziewanie inny beniaminek, ten z Bytomia, pokonał mającą walczyć w tym sezonie o górną część tabeli Cracovię. Duża w tym zasługa podopiecznych Stefana Majewskiego, którzy wyraźnie przespali początek sezonu i nie prezentują maksimum swoich możliwości. Nie można w tym miejscu jednak odmawiać zasług Polonii, która pokazała, że czasami do zwycięstwa potrzeba tylko trochę wiary, ambicji i determinacji.

Bardzo dobrze prezentuje się Jagiellonia, która na własnym stadionie po bardzo dobrym meczu pokonała ŁKS Łódź. Gospodarze zagrali w tym spotkaniu mądrze, stwarzając sobie dodatkowo wiele dogodnych sytuacji podbramkowych, z których jedną wykorzystał Truszkowski. „Jaga” mogła wygrać ten mecz zdecydowanie wyżej, jednak albo zawodziła skuteczność, albo na wysokości zadania stawał Bogusław Wyparło, który był jedynym zawodnikiem, który po meczu mógł schodzić do szatni z podniesioną głową. Gdyby nie jego dobra dyspozycja, ŁKS mógłby wracać do Łodzi z pokaźnym bagażem bramek.

Powolutku w górę

Nadal bez straty punktu, nadal bez straty bramki. O kim mowa? Nie, nie o Wiśle Kraków, bo taki opis sytuacji również i do niej pasowałby idealnie, a o warszawskiej Legii. Skromne, jednobramkowej zwycięstwo z Groclinem to nie tylko zasługa Bartłomieja Grzelaka, strzelca gola, ale również indolencji strzeleckiej gości, którzy marnowali w tym meczu kolejne wyśmienite sytuacje do zdobycia bramki. Można nawet śmiało stwierdzić, że gdyby Groclin miał jednego, dwóch klasowych zawodników w swoich szeregach, z pewnością to on zgarnąłby w tym meczu pełną pulę. Groclin dysponuje jednak takim potencjałem ludzkim jakim dysponuje i do Grodziska wraca bez chociaż jednego, malutkiego punkciku. Nie wróży to dobrze przed zbliżającymi się meczami w ramach Pucharu UEFA, jednak pozostaje mieć nadzieję, że nastąpi nagła metamorfoza Groclinu i zdobywca Pucharu Polski zacznie grać tak, jak oczekują tego kibice.

Po przegranej w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów przyszedł czas na mecz z wicemistrzem kraju. Spotkanie, po którym oczekiwano bardzo dużo, a przede wszystkim wysokiego poziomu, zdecydowanie rozczarował swoich obserwatorów. Jeśli ktoś może dostrzec w tym spotkaniu jakiś pozytywny aspekt, to tylko zagorzały kibic Zagłębia – w końcu jego klub zainkasował trzy punkty. Mimo wszystko jednak takich stojących na słabym, jak na możliwości kadrowe obu zespołów, spotkań oglądać w Orange Ekstraklasie nie chcemy.

Dużo lepiej prezentował się mecz w Wodzisławiu, gdzie Odra zremisowała z Widzewem 1:1. Dotychczas to gospodarze dzięki bramkom w końcówkach ratowali dla siebie zdobycze punktowe, jednak tym razem los się odwrócił i to Widzew, w doliczonym już czasie gry, za sprawą pięknego uderzenia Kuklisa, doprowadził do wyrównania. Prawdziwym testem dla młodej łódzkiej drużyny będzie jednak dopiero spotkanie w ramach czwartej kolejki OE, gdy Widzew zmierzy się na własnym stadionie z Wisłą Kraków

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze