Spotkał Eto’o na lotnisku i trafił do Barcelony. Teraz gra w Sandecji [WYWIAD]


12 listopada 2014 Spotkał Eto’o na lotnisku i trafił do Barcelony. Teraz gra w Sandecji [WYWIAD]

Wróżono mu karierę a’la Thierry Henry. Dzięki Samuelowi Eto’o trafił do wielkiej Barcelony i był jednym z najlepszych. Kontuzja brutalnie pokrzyżowała jednak jego plany. – Teraz gram w Sandecji i dam z siebie wszystko – zapewnia Armand Ella, nowy napastnik pierwszoligowego zespołu z Nowego Sącza.


Udostępnij na Udostępnij na

Armand urodził się w Kamerunie. To tam los w niesamowity sposób połączył go z FC Barcelona i La Masią, w której spędził sześć lat. Kiedy był na szczycie, doznał jednak poważnej kontuzji, która przekreśliła szansę na jego dalszy rozwój w „Blaugranie”. Z Armandem zamiast w Barcelonie spotkałam się więc w Nowym Sączu, w miejscu, które ma być jednym z przystanków mających mu pomóc  w powrocie do piłkarskiej elity.

***

„TO BYŁO JAK SEN” 

Dostałeś się do Barcelony dzięki fundacji Samuela Eto’o. Jak to się stało?

– To jest trochę niesamowita historia. Wszystko zaczęło się w Kamerunie. Jak dobrze pamiętam, miałem 11 lat. Jechałem z mamą na lotnisko, ponieważ ona wybierała się odwiedzić rodzinę we Francji. Byłem w szoku, bo na miejscu zobaczyłem dużą grupę młodych zawodników, którzy lecieli grać do Hiszpanii. Pomyślałem sobie: „Co? Jestem w Kamerunie, gram nieźle i nie ma mnie w tej drużynie!? Co to ma być!?”. Nie wiedziałem, że coś takiego funkcjonuje w moim mieście (Fundacja Samuela Eto’o ma swój oddział w Doula, mieście, z którego pochodzi Armand – przyp. red.). Niestety dla mnie, kiedy ja już opuściłem lotnisko, wtedy zjawił się tam Samuel Eto’o. Moja mama zatrzymała go jednak i powiedziała mu, że ma syna, który gra w piłkę. Eto’o odparł: „OK, masz tu numer do trenera. Jeśli jest dobry, weźmiemy go”. Kiedy drużyna wróciła z Hiszpanii, poszedłem na trening. Trenowałem z nimi tydzień i po tym okresie mnie przyjęli.

Armand Ella
Armand Ella miał być nową gwiazdą Barcelony (fot. facebook.pl)

Kiedy bezpośrednio trafiłeś do La Masii?

– Po przyjęciu do drużyny trzy miesiące trenowaliśmy w Kamerunie. Później mieliśmy turniej na Teneryfie U-12. Graliśmy tam właśnie m.in. z Barceloną. Niestety przegraliśmy w finale z Espanyolem. Po tym turnieju Barcelona wybrała sześciu zawodników, wśród których byłem też ja. Wyjechałem do Hiszpanii i byłem tam sześć lat. To był bardzo dobry moment w mojej karierze. To niesamowita drużyna. Kiedy widzisz tych zawodników trenujących na boisku, możesz naprawdę poczuć co to znaczy Messi, Iniesta – najlepsi piłkarze na świecie. W tym czasie grali tam też Ronaldinho, Deco. To było jak sen. W tym momencie wszystko się zaczęło.

Poleciałeś do Hiszpanii z rodzicami?

– Nie, byłem tam sam, bez rodziców. Tylko piłkarze. Mieszkaliśmy w internacie, w szkółce Barcelony, i byliśmy jak jedna wielka rodzina. Ludzie, którzy się nami opiekowali, byli dla nas jak rodzice. To było bardzo fajne.

Musiałeś mocno tęsknić za rodziną. Byłeś przecież bardzo młody.

– Oczywiście, że tęskniłem za rodzicami. Musiałem się przestawić na widywanie ich dwa razy do roku. Dla mnie było to jednak OK. Robiłem to, co lubię.

W 2011 roku przytrafiła Ci się ta nieszczęsna kontuzja. Jak do tego doszło?

– Kontuzja przytrafiła się mi w bardzo dobrym momencie mojej kariery. Byłem na topie. Występowałem w reprezentacji Kamerunu, w Barcelonie. To zdarzyło się, kiedy grałem w Pucharze Narodów Afryki U-20. Miałem wtedy 17 lat. Po prostu stało się. Na treningu zerwałem więzadło boczne w kolanie.

Kiedy wróciłem do Hiszpanii, Barcelona załatwiła mi najlepszych lekarzy. Operowało mnie, jak dobrze pamiętam, trzech albo pięciu lekarzy. Operacja trwała trzy godziny. Niestety czas rehabilitacji się przedłużył. Aż rok byłem bez piłki, tylko ćwiczenia. Myślę, że wszystko to siedziało mi też bardzo w głowie. Dużo wtedy płakałem. Zadawałem sobie pytania: „Dlaczego ja? Dlaczego to przytrafiło się właśnie mi i to w takim momencie?”. To był bardzo trudny czas. Miałem jednak dobrych ludzi wokół siebie, którzy pomogli mi sobie z tym poradzić. Na szczęście to już jednak za mną. Liczy się to, co jest teraz.

***

„MUSIAŁEM ZNOWU ZACZĄĆ OD ZERA” 

Po kontuzji Barcelona już Cię nie chciała?

– W życiu przychodzi taki czas, że musisz podjąć ważną decyzję. Rok nie grałem. Trudno wrócić na ten sam poziom, co inni zawodnicy. Barcelona potrzebuje najlepszych, a ja wiedziałem, że nie jestem w najlepszym momencie. Razem z klubem zdecydowaliśmy, że czas, abym odszedł. Podziękowano mi za wszystko i musiałem szukać innej drogi. Wtedy otrzymałem propozycję od Karpat Lwów (pierwsza liga ukraińska – przyp. red.). Porozmawiałem z rodziną. Wiedzieliśmy, że to daleko, ale uznaliśmy, że może właśnie tam odzyskam moc, odbuduję się fizycznie.

Tam jednak nie miałeś zbyt wielu okazji do gry.

– Na początku wiedziałem, że muszę dużo pracować, bo jestem po kontuzji i nie będę grał. Musiałem znowu zacząć od zera. Dla mnie liczyło się, że mogę znowu chociaż trochę grać. Rok wcześniej mogłem tylko o tym pomarzyć. Byłem w pierwszej drużynie. Czasami grałem od początku, czasami siedziałem na ławce lub trener mówił, że mnie w tym meczu w ogóle nie potrzebuje. Nie miałem z tym problemu. Po roku jednak zauważyłem, że nic się nie zmienia. Karpaty zaczęły mieć dużo problemów. Zaczęli odrzucać wszystkich zagranicznych piłkarzy, powiedzieli, że ich nie potrzebują. W tym momencie zrozumiałem, że to czas, abym odszedł. Nie mogę jednak powiedzieć, że wszystko na Ukrainie było złe. Z każdego doświadczenia można wyciągnąć coś dobrego. Ja dzięki temu stałem się mocniejszy i myślę, że dojrzałem.

Teraz mieszkasz w Polsce. Byłeś już u nas wcześniej?

– Jako piłkarz nie, ale kiedy występowałem na Ukrainie i chciałem odwiedzić moją rodzinę we Francji, to często latałem samolotami z Warszawy.

Wiedziałeś coś o Sandecji przed transferem? Jak to się stało, że wybrałeś Nowy Sącz?

– Szczerze mówiąc, nie. Nie wiedziałem wcześniej o tym klubie niczego. Z powodu różnych problemów przez sześć miesięcy nigdzie nie grałem. Na Ukrainie miałem bardzo dobrego znajomego, który powiedział, że ma kilka kontaktów w Polsce, dzięki którym mógłbym trenować w jednej z tamtejszych drużyn, jeśli mi to odpowiada. Zgodziłem się.

Arman Ella
Ella grał też w Karpatach Lwów (fot. facebook.pl)

Wspomniałeś o różnych problemach na Ukrainie. Nie chodziło tylko o to, że mało grasz?

– To były problemy związane z tym, co się teraz dzieje na Ukrainie. Zdecydowałem się rozwiązać kontrakt z drużyną ze względu na sytuację polityczną i dlatego później miałem problem ze znalezieniem innego zespołu. Nie grałem wcześniej zbyt dużo, ludzie zastanawiali się, czy to ten sam piłkarz czy nie.

Jaki jest teraz Twój największy cel?

– Po pierwsze, chcę dać z siebie wszystko w Sandecji. Chcę się cały czas rozwijać. Jeśli mogę pomóc Sandecji przez ten rok, aby stać się lepszym, zrobię to. Oddam tutaj całe swoje serce. Na boisku będę dawał z siebie wszystko, jeśli tylko trener powie, że teraz mój czas. Na razie czekam na swoją szansę. Jeśli później znajdzie się inna drużyna, spróbuję. Nie chcę całego życia spędzić w Sandecji. Chcę być najlepszy i będę.

Najlepszy gdzie?

– Chcę wrócić do Barcelony. Czemu nie? Tam piłkarze byli dla mnie jak rodzina. Krok po kroku mam zamiar się rozwijać. Wiem, że muszę dawać z siebie więcej niż inni.

Masz wciąż kontakt z jakiś zawodnikami z Barcelony?

– Może nie grają oni teraz w Barcelonie, ale utrzymuję kontakt z kilkoma zawodnikami stamtąd, np. z Rafa Alcantarą. To bardzo dobry zawodnik. Mam też kilku kolegów we: Włoszech, Francji, Belgii.

Kiedy byłeś w Barcelonie, porównywano Cię do…

– Thierry’ego Henry’ego… Tak, wiem. Być na poziomie Thierrego Henry’ego to wielka rzecz. To niesamowity zawodnik. Może kiedyś będę jak on. Może nawet lepszy?

Masz jakiegoś piłkarza, na którym się wzorujesz?

– Jeśli chodzi o mojego piłkarskiego idola, to bardzo doceniam i podziwiam Cristiano Ronaldo.

To trochę mija się z Twoim uwielbieniem Barcelony.

– Wiem [śmiech]. Cristiano to jednak niesamowity zawodnik. Bardzo go szanuję. On zawsze daje z siebie sto procent na boisku. Wszystko osiągnął ciężką pracą, co mi bardzo imponuje.

***

Oto dowód na to, że pochwały pod adresem Armanda nie były wyssane z palca.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze