Brutalny i bezmyślny faul na Michale Żyro przywołał po raz kolejny temat karania boiskowych „bandytów”. Wydaje się, że kartka to zdecydowanie zbyt niska kara. Federacje piłkarskie powinny poważnie zastanowić się nad tym, jak wykluczyć z boisk takie zachowania i piłkarzy, których gra w sposób oczywisty ukierunkowana jest na zrobienie krzywdy przeciwnikowi.
Fala oburzenia i współczucia przelała się przez media społecznościowe. Dziennikarze wypełnili „wierszówkę”, dołączając się do potępienia Antony’ego Kaya z MK Dons. Mijają dni, temat został wyparty przez kolejne informacje. Świat kręci się dalej. Tylko Michał Żyro nie zagra przez najbliższy rok.
Podobne oburzenie wywołał w Niemczech atak Tima Wiese na Ivice Olica w 2008 roku. Wtedy sprawą zajęła się nawet niemiecka prokuratura. Niestety sprawa rozeszła się po kościach i w 2011 roku po raz kolejny bramkarz Werderu Brema sprawdził swoje umiejętności karateki. Tym razem poszkodowanym był Thomas Muller.
Rok 2008 to również okres, w którym dyskusja na temat brutalności toczyła się w Anglii. Zawodnik Birmingham City Martin Taylor w trzeciej minucie meczu z Arsenalem złamał napastnikowi rywali nogę. Pechowcem w tej sytuacji okazał się Eduardo. Gdy zaczął wreszcie regularnie punktować w londyńskim zespole, po świetnym sezonie w Dinamo Zagrzeb (30 bramek w 28 meczach ligowych), jego piłkarska kariera została przerwana na prawie rok. Niektórzy powiedzą, że zakończona, gdyż Eduardo da Silva już nie wrócił do grania na poziomie, który pokazywał przed kontuzją. Ten, który zniszczył jego karierę, dostał trzy mecze kary.
Pięć meczów kary dostał za to Roy Keane z Manchesteru United za to, że podczas derbowego pojedynku zakończył karierę Alfa Inge Haalanda. Jak przyznał, zrobił to umyślnie. Kosztowało go to miesiąc przerwy od gry i 150 tysięcy funtów kary.
Historia brutalnych fauli, kontuzji kończących kariery i wejść powodujących osłabienie rywala jest długa. Tak długa, jak dzieje piłki nożnej. Możemy wymieniać kolejne przypadki, załamywać ręce nad wychodzącymi przez skórę piszczelami czy ścięgnami rwanymi jak sznurek. Tylko co to zmienia?
Czas najwyższy, żeby futbolowe federacje zaczęły walkę z bandytami. Nie chodzi o żądanie procesu pokazowego Antony’ego Kaya, ale o systemowe zmiany prowadzącego do wykluczenia z gry zawodników łamiących zasady szacunku dla zdrowia przeciwnika. Czas na wprowadzenie polityki Giulianiego – zero tolerancji. Przy obecnej technice powtórek wideo nie ma najmniejszego problemu, żeby tego typu zachowania karać po meczu dyskwalifikacją na długi okres. Najlepiej w takim wymiarze, żeby nie opłacało się polować na kości rywala.
Znajdą się zwolennicy twardej gry, którzy będą bronić „męskości” piłki nożnej. Będą i tacy, którzy powiedzą, że kontuzja bywa zbiegiem wielu czynników, niekoniecznie będąc winą faulującego. Rozgraniczmy więc pewne okoliczności. Czymś zupełnie innym jest walka o piłkę, której niespodziewanym skutkiem będzie uraz przeciwnika, a czymś zupełnie innym atak wykonany w taki sposób, że w wypadku niepowodzenia akcji następuje poważny uraz rywala. Jeśli brak Ci umiejętności, nie wykonuj wślizgu. Jeśli nie masz pewności, że zdążysz, nie łam nóg rywalowi.
Nikt nie broni kierowcy, który wpadł w poślizg i potrącił pieszych. Dla wszystkich oczywiste jest, że zawinił i musi ponieść karę. Nikt nie tłumaczy tych, którym zabrakło wyobraźni i przypadkiem złamali komuś rękę na ulicy. Muszą ponieść sprawiedliwą karę i taką samą karę powinni ponieść zawodnicy na boisku. Skoro można zdyskwalifikować Suareza na cztery miesiące za ugryzienie, tym bardziej można ukarać sprawcę ataku wślizgiem wykonanym na wysokości kolan.
Trzeba mieć nadzieje, że "Żiru" niczym "Wasyl" wróci zdecydowanie mocniejszy. Wasilewskiemu też nie wielu dawało szans na powrót, ale gość jest zawzięty i dał radę ;)