Kolejny niezwykle ważny krok w kierunku Ligi Mistrzów zrobiony. Legia wygrała w Żylinie z Trenczynem (w tym mieście spotkania rozgrywa mistrz Słowacji) 1:0 po bramce Nemanji Nikolicia. Legioniści są już więc o krok od decydującej, czwartej rundy, ale dziś trudno realnie marzyć o piłkarskim raju, ponieważ warszawianie w ostatnich dniach nie przeszli wielkiej metamorfozy i styl gry za bardzo nie uległ poprawie.
Zacznijmy od tego, co może cieszyć. Na pewno kolejny mecz na „zero z tyłu”, choć o postawie bloku defensywnego jeszcze napiszemy. Dobrą wiadomością jest też kolejny gol Nemanji Nikolicia, który strzelił jak do tej pory wszystkie gole w tegorocznych eliminacjach i gdyby nie reprezentant Węgier, nie przeżywalibyśmy już emocji spowodowanych występem Legii w pucharach w tym sezonie.
Zacznijmy więc charakteryzować grę Legii od tyłu. Nie straciła ona gola, ale w dużej mierze wynikało to nie z jakiejś nadzwyczajnej gry w defensywie, ale kapitalnej postawie Arkadiusza Malarza. Doświadczony bramkarz bronił jak w transie i możemy go uznać za najlepszego piłkarza spotkania.
Ależ ma szczęście #Legia na razie w tych eliminacjach do LM. Będą jaja jak takim cufalem się wślizgną do fazy grupowej ;)
— Przemysław Pająk (@przemekspider) July 27, 2016
Bardzo niebezpieczne były w zespole Trenczyna dwa elementy. Po pierwsze wejścia pomocników, które opierały się w dużej mierze na piłkarskiej fantazji. Po drugie natomiast to, co zaskoczyło m.in. Olimpię Ljubljana i to, co, jak odniosłem wrażenie, zostało zlekceważone – strzały z dystansu. Słowacy kilka razy, zwłaszcza w pierwszej połowie, wykorzystali fakt, że obrońcy z Polski nie ruszyli do znajdujących się na ok. 20-25 metrze zawodników gospodarzy, którzy nie mając w promieniu kilku metrów żadnego rywala, oddawali strzały na bramkę i kilkukrotnie po nich jak w ukropie musiał uwijać się Malarz.
A jak było w ofensywie? Wcale nie lepiej. Wiedzieliśmy wszyscy o problemach w defensywie rywali i to potwierdziło się dziś. Trenczyn po raz kolejny gubił się niemiłosiernie w obronie i aż prosiło się, żeby go napocząć. Z tym był problem, bo podopieczni trenera Hasiego bardzo często grali piłkę długą, na walkę, którą równie szybko tracili.
Za mało było również gry przez środek pola, a także było widać, ile mógłby dać drużynie kontuzjowany Guilherme. W takim meczu aż chciałoby się mieć piłkarza trochę na wzór Kamila Grosickiego, który weźmie grę na siebie, szarżami skrzydłami będzie raz za razem rozrywał obronę rywali, będzie dzięki temu robił przewagę i wypracowywał sytuacje kolegom. O tym, że taki zawodnik mógłby dać dużo, przekonaliśmy się, kiedy Nikolić zdobył bramkę, ponieważ wtedy opisaną na górze pracę wykonał Michał Kucharczyk, który zaliczył asystę.
https://www.youtube.com/watch?v=DX8pZAPOGVA
Na koniec jeszcze raz pogratulujmy szczerze tego wyniku, bo stawia on warszawian w znakomitej sytuacji przed rewanżem. Ten mecz, a także poprzednie, bo za kadencji Besnika Hasiego (wyłączając pierwszą połowę z Jagiellonią) powinien być kolejnym ostrzeżeniem, ponieważ mistrzowie Polski nie zachwycają i z taką formą Liga Mistrzów jest jeszcze daleko.