Zmęczenie materiału, czyli szukamy powodów słabszej dyspozycji Marsylii


15 lutego 2015 Zmęczenie materiału, czyli szukamy powodów słabszej dyspozycji Marsylii

Rozgrywki Ligue 1 już od bardzo dawna nie były tak ciekawe i wyrównane jak w sezonie 2014/2015. Realne szanse na zdobycie mistrzowskiego tytułu mają trzy drużyny: Paris Saint Germain oraz "Olimpijczycy" z Lyonu i Marsylii. Przez długi czas wydawało się, iż to właśnie podopieczni Marcelo Bielsy zdołają zdetronizować bajecznie bogatych paryżan, ale po doskonałym początku sezonu przyszedł mały kryzys i drużyna ze Stade Velodrome zaczęła tracić ważne punkty. 


Udostępnij na Udostępnij na

Jedno znaczące wzmocnienie

Ubiegły sezon nie był zbyt udany, jeśli chodzi o postawę Olympique Marsylii, która na finiszu rozgrywek zajęła dopiero szóste miejsce, co oznaczało brak udziału w tegorocznej edycji europejskich pucharów. Zarówno trener Elie Baup (pracował na Stade Velodrome od 4 lipca 2012 do 7 grudnia 2013), jak i Jose Anigo (od 9 grudnia 2013 do 30 czerwca 2014) nie potrafili przywrócić „Les Phoceens” dawnego blasku. Na mecie poprzednich rozgrywek Ligue 1 Marsylię wyprzedzili: Lyon (5. miejsce), Saint-Etienne (4.),  Lille (3.), Monaco (2.) i PSG (mistrz). Drużyna Laurenta Blanca zdystansowała marsylczyków aż o 29 punktów! Margarita Louis-Dreyfus – właściciel klubu – uznała, iż jedynie nowy szkoleniowiec może odmienić postawę OM i postarała się (może jej pomocnicy?) o sprowadzenie wyśmienitego fachowca, za jakiego bez cienia wątpliwości należy uznać Argentyńczyka Marcelo Bielsę.

„El Loco” (pseudonim obecnego trenera OM) nie był wybitnym piłkarzem, prawie całą swoją seniorską karierę, która trwała raptem kilka lat, spędził w ojczyźnie. Reprezentował trzy znane zespoły: Newell’s Old Boy Rosario, Instituto Cordobę oraz Argentino Rosario. Jako dwudziestoparoletni chłopak postanowił poświęcić się pracy szkoleniowej i było to doskonałe posunięcie urodzonego 21 lipca 1955 r. coacha. Mając zaledwie 25 lat, rozpoczął swoją karierę trenerską jako asystent opiekuna klubu, którego był wychowankiem, czyli Newell’s Old Boy. W tzw. międzyczasie wykonywał także inne zadania – był skautem swego ukochanego zespołu, ale praca ta nie sprawiała mu wielkiej satysfakcji, gdyż Bielsę od penetrowania różnych zakątków świata, poszukując przyszłej gwiazdy piłki nożnej, bardziej interesowały niuanse taktyczne. Dlatego 1 stycznia 1992 r. po raz pierwszy poprowadził swój macierzysty klub jako główny trener. I od razu osiągnął z nim sukces w postaci mistrzostwa Argentyny oraz finału Copa Libertadores. Jako młody, zdolny szkoleniowiec Marcelo wyruszył na podbój innych krajów Ameryki Południowej. Prowadził m.in meksykańskie Atlas Guadalajarę i CF Americę, następnie powrócił do Argentyny, by zasiąść za sterami CA Velez. Jako jeden z najbardziej utytułowanych trenerów z Ameryki Łacińskiej w 1998 r. Bielsa osiadł w Europie, by poprowadzić hiszpański RCD Espanyol. Potem były jeszcze reprezentacje Argentyny oraz Chile, pobyt w Athletic Bilbao, aż wreszcie nadszedł rok 2014 i przyjęcie przez Argentyńczyka wyzwania podniesienia z kolan Marsylii.

https://www.youtube.com/watch?v=urKWw9LJeyA

Utytułowany szkoleniowiec powiedział wprost, iż podejmie pracę na Stade Velodrome pod jednym warunkiem – właściciel klubu miał zakontraktować kilku nowych zawodników. Bielsa wiedział doskonale, że Marsylii potrzeba zastrzyku świeżej krwi, ale czas pokazał, że obietnice pani Louis-Dreyfus spełzły na niczym, gdyż przed startem sezonu 2014/2015 Bielsie „podarowano” zawodników mało utytułowanych i w większości dopiero poznających smak prawdziwego futbolu. Dodatkowo Stade Velodrome opuściło kilku znaczących graczy, z Mathieu Valbueną na czele. „El Loco” mógł zatem zerwać umowę i poszukać zatrudnienia gdzie indziej, ale postanowił pokazać, że wytrawny trener potrafi stworzyć dobrą drużynę, nie mając do swojej dyspozycji wielkich gwiazd.

Piorunujący początek sezonu 

Start bieżącego sezonu nie był zbyt obiecujący dla fanów OM, gdyż ich pupile najpierw zremisowali wyjazdowe spotkanie z Bastią 3:3, a kolejny mecz zakończył się dla nich domową porażką z Montpellier 0:2. Lecz to, jak później grała drużyna 9-krotnych mistrzów Francji, można określić tylko jednym słowem – rewelacja! Między 23 sierpnia a 19 października 2014 r. „Les Phoceens” zanotowali osiem kolejnych zwycięstw, pewnie usadowiając się w fotelu lidera Ligue 1. Marcelo Bielsa preferował ustawianie swojej drużyny w systemie 1-4-2-3-1, wymagając od zawodników przede wszystkim maksymalnego zaangażowania podczas meczu i natychmiastowego pressingu po stracie piłki. U Argentyńczyka wszyscy bronią i wszyscy atakują, nie ma miejsca na chwilę wytchnienia. Marsylczycy do niedawna zachwycali łatwością przechodzenia z obrony do ataku, często potrafiąc zaledwie kilkoma błyskawicznymi podaniami z pierwszej piłki przedostać się pod bramkę drużyny przeciwnej. Główną rolę w konstruowaniu ataków OM odgrywali nie tylko ofensywni gracze, ale też boczni obrońcy czy defensywny pomocnik Imbula porównywany już dziś do Blaise’a Matuidiego. Zdobywaniem bramek miał zająć się zapomniany nieco Andre Pierre Gignac i do pewnego momentu spełniał swoje zadanie doskonale. Przez długi czas był liderem strzelców Ligue 1, ale obecnie zajmuje on drugą pozycję, gdyż o siedem trafień (21) wyprzedza go atakujący Lyonu, Alexandre Lacazette. Wspaniała seria kolejnych wygranych nie mogła jednak trwać wiecznie. Zakończyli ją piłkarze Lyonu, pokonując 26 października marsylczyków 1:0. Ale przegrać z ekipą dowodzoną przez Huberta Forniera nie było wstydem, podobnie jak dać się pokonać zespołowi PSG (0:2). Każda drużyna ma bowiem słabsze momenty, ale jeśli potrafi pokonywać mniej utytułowanych rywali i zdobywać „łatwe” punkty, nie ma problemu. Gorzej jednak, gdy forma danego zespołu zacznie zawodzić także w starciach z drużynami błąkającymi się gdzieś w okolicach strefy spadkowej. A tak ostatnio zaczęła postępować Marsylia.

Kryzys czy chwilowa zadyszka?

Dość wąska kadra, a co za tym idzie – zmęczenie podstawowych graczy uznać należy za główny powód rozczarowującej ostatnimi czasy postawy biało-niebieskich. Na początku sezonu, gdy piłkarze byli świeżo po wakacjach, chętni do gry pod okiem nowego szkoleniowca, wszystko wyglądało świetnie. Marsylczycy potrafili z uśmiechem na ustach rozbić Reims (5:0), Nice (4:0) czy Rennes (3:0). Teraz o strzeleniu takiej ilości bramek w przypadku chłopców Bielsy nie ma nawet mowy. Ostanie sześć spotkań Ligue 1 drużyna ze Stade Velodrome zakończyła z bilansem 2-2-2. Ponadto 4 stycznia „Les Phoceens” odpadli z Pucharu Francji, ulegając po serii rzutów karnych drugoligowemu Grenoble (po 120 minutach gry widniał remis 3:3), co uznać należy za kompromitację ekipy Bielsy.

Gołym okiem widać regres formy Marsylii, ale ile w tym winy trenera oraz jego zawodników, a ile władz klubu, które nie spełniły obietnic i wykazały się dużą nieudolnością podczas trwania letniego okna transferowego? Odpowiedź jest jasna – futboliści drugiej obecnie drużyny francuskiej ekstraklasy (stan na 15 lutego 2015) i tak osiągają znakomite wyniki, ale coraz częściej w ich bakach zaczyna brakować paliwa. Bielsa wymaga od swoich żołnierzy, by cały czas nękali przeciwników agresywnym pressingiem i jak najszybciej wymieniali między sobą piłkę. Teraz, kiedy rozgrywki ligowe wkraczają w decydującą fazę, marsylczycy zaczęli opadać z sił. Pod koniec spotkań widać wielkie zmęczenie na ich twarzach i pewnego rodzaju niepokój, że „świeższy” rywal może za chwilę przeprowadzić decydującą o losach meczu akcję. Tak było np. w piątkowym pojedynku, kiedy to Marsylia podejmowała Reims (obecnie 14. drużyna w tabeli). Od 69. min gospodarze prowadzili 2:1 (gole zdobyli Dimitri Payet i Andre Ayew), ale nie zdołali zainkasować pełnej puli, gdyż  w 90. min na 2:2 wyrównał David Ngog.

Kolejnym, po zmęczeniu fizycznym, powodem słabszej postawy marsylczyków jest na pewno nieskuteczność ich najlepszego dotychczas strzelca, Gignaca. Były reprezentant Francji rozpoczął sezon tak jak cała ekipa Marcelo Bielsy, czyli z wysokiego C. Rosły napastnik zdobywał mnóstwo goli, ale i jego dopadł kryzys. Nie strzela już tak regularnie, co na początku bieżącej edycji Ligue 1. Coraz częściej odpowiedzialność za wynik muszą brać inni gracze Marsylii, gdyż Gignac po prostu jest piłkarzem co najwyżej dobrym i pewnego pułapu raczej nie przeskoczy.

Również sam Bielsa, który kilka miesięcy temu chwalony był ze wszech stron, zapomniał, że na dłuższą metę jego zespół nie zdoła grać każdego spotkania na tak wysokich obrotach jak wcześniej. Marsylczycy mają już czasami dość i zaczynają w pewnym momencie spotkania odpuszczać, co skrzętnie potrafią wykorzystać rywale. Taktyka „El Loco” polegająca na szybkim zdobyciu kilku bramek i spokojnym kontrolowaniu pozostałej części spotkania zaczęła szwankować i argentyński mag musi wymyślić coś nowego. Inaczej jego drużyna nie zdoła wytrzymać morderczego maratonu, w którym jej głównymi rywalami są o wiele bardziej obszerne kadry Lyonu oraz PSG.

Być może całe to zamieszanie wytworzone przez zagranicznych dziennikarzy wieszczących kryzys OM jest tylko pewnego rodzaju zagrywką mającą na celu podgrzanie, i tak już gorącej, temperatury w wyścigu po tytuł mistrza Francji. Niby Bielsa i jego chłopcy zremisowali ostatnie dwa mecze, ale tak samo zagrali ich dwaj najgroźniejsi rywale, czyli Lyon i PSG. Czy zatem naprawdę z marsylczykami jest tak źle? Chwilowe zmęczenie materiału musiało kiedyś nadejść, ale ich argentyński szkoleniowiec jest zbyt przebiegły, by dać się wykończyć brakiem świeżości. „El Loco” potrafił opanować większe kryzysy trapiące inne drużyny przez niego dowodzone, więc i tym razem na pewno coś wymyśli.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze