Od lat niemieccy trenerzy ufają Polakom, którzy odpłacają im się solidnością i pełnym zaangażowaniem, a od niedawna także czymś więcej, jak pokazuje przykład Roberta Lewandowskiego. We Francji Guy Roux także stawiał na naszych, Jacek Bąk sięgał po mistrzowski tytuł w barwach Lyonu, a Piotr Świerczewski był nawet kapitanem utytułowanego Olympique Marsylia. Podobnie sprawa ma się na Wyspach Brytyjskich, gdzie polski bramkarz znaczy dobry bramkarz.
Nie wiedzieć czemu, na przestrzeni ostatnich lat naszym rodakom nie wychodziło we Włoszech, gdzie od czasów Marka Koźmińskiego nie mieliśmy kogoś, kto cieszyłby się szacunkiem i kogo Włosi chwaliliby na każdym kroku. Co prawda przez dwa sezony bramki Fiorentiny strzegł Artur Boruc, ale od samego początku jasne było, że prędzej czy później porzuci Florencję i wróci na ukochane Wyspy. Teraz wygląda jednak na to, że czasy, kiedy włoscy trenerzy nie doceniali polskich piłkarzy, definitywnie minęły, i śmiało można powiedzieć, że na Półwyspie Apenińskim nastała moda na Polaków.
Wydaje się, że trend ten zapoczątkował doświadczony włoski szkoleniowiec, Giampiero Ventura, który najpierw wypożyczył do swojego Bari, mimo wszystko trochę wyśmiewanego w Polsce, Kamila Glika. Ten w barwach włoskiego drugoligowca prezentował się na tyle dobrze, że Ventura, po odejściu do bardziej uznanej marki, jaką z pewnością jest ekipa Torino FC, natychmiast zażądał sprowadzenia do klubu byłego podopiecznego. Włodarze popularnych „Byków” spełnili życzenie trenera i od tamtej chwili zaczął się na dobre włoski sen polskiego defensora.
Były zawodnik Piasta Gliwice szybko przebił się do podstawowej jedenastki drużyny z Turynu, a po jakimś czasie na tyle zaskarbił sobie szacunek u fanów i kolegów z zespołu, że Ventura powierzył mu kapitańską opaskę. Dziś Glika śmiało można nazwać żyjącą minilegendą Torino, kibice go kochają, a on sam czuje się w stolicy Piemontu na tyle dobrze, że niedawno przedłużył kontrakt do 2020 roku. Metamorfoza i kariera godna podziwu, biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno, , . A warto pamiętać, że Glik ma dopiero 28 lat i tak naprawdę teraz wkracza w najlepszy dla stopera wiek.
Następny był Piotr Zieliński, choć w jego przypadku kariera we Włoszech nie potoczyła się tak modelowo, jak ta Glika. Co prawda wejście do Serie A miał bardzo udane, ale z czasem zaczął tracić zaufanie trenera Francesco Guidolina i częściej mecze swojej drużyny oglądał z wysokości ławki rezerwowych a nie z perspektywy boiska. Na szczęście dla Polaka z pomocą przyszła ekipa z Empoli, która wypożyczyła go z Udinese, i choć poprzedni szkoleniowiec toskańskiej drużyny – Maurizio Sarri – nie zawsze korzystał z usług Zielińskiego, tak obecny trener – Marco Giampaolo – nie wyobraża sobie bez naszego pomocnika podstawowej jedenastki. 21-latek gra niemal wszystko od początku do końca, asystuje, a dobre występy przykuły uwagę wielkich marek, jak Liverpool, Roma czy Napoli. Niektórzy co prawda zarzucają mu małą ilość goli, ale na usprawiedliwienie Zielińskiego trzeba zaznaczyć, że nie gra już tak blisko napastnika jak za czasów Udinese czy spotkań w juniorskich kadrach Polski.
Co dalej? Polak jest wypożyczony do końca rozgrywek z Udine i z pełnym przekonaniem można stwierdzić, że biedne Empoli nie zdecyduje się na jego definitywny wykup. Sezon w słabszym, jak widać po miejscach w tabeli, obecnie Udinese nie jest mu na rękę, więc wszystko wskazuje na to, że Zieliński zmieni pracodawcę i będzie próbował przebić się w klubie z samego topu. Kto wie, czy następnym przystankiem w jego karierze nie będzie walczące o mistrzostwo Napoli, bo choć trenujący obecnie klub z Neapolu Sarri nie zawsze stawiał na Zielińskiego w Empoli, to jednak wypowiada się o nim w samych superlatywach i przyznaje, że chętnie widziałby go ponownie w swoim zespole. A sam Zieliński zaznacza, że gra w Napoli byłaby dla niego wielkim zaszczytem, dodając przy tym, że piłkarzem, na którym się wzoruje, jest występujący właśnie w ekipie spod Wezewiusza Marek Hamsik.
Przypadek Pawła Wszołka można porównać bardziej do Zielińskiego niż Glika. Były skrzydłowy Polonii Warszawa, podobnie jak popularny „Zielu”, zrobił krok w tył i, jak się później okazało, wyszedł na tym znakomicie. Urodzony w Tczewie pomocnik zdecydował się opuścić Sampdorię na rzecz Hellasu Werona i choć początkowo nie był w stanie przebić się do podstawowego składu, tak odkąd drużynę przejął niezwykle doświadczony Luigi Del Neri, Wszołek zawsze wychodzi w „podstawie”. Co prawda wygląda na to, że nic nie jest w stanie uchronić ekipy z miasta Romeo i Julii przed spadkiem do Serie B, ale Polak dzięki swoim asystom i dobrym występom z pewnością zostanie w pamięci przedstawicieli klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej i będzie mógł liczyć na angaż w jednym z klubów z Serie A. Niedawno na jednym z meczów Hellasu gościł selekcjoner reprezentacji Polski – Adam Nawałka. Wszołek wytrzymał presję i także na oczach trenera Nawałki wypadł bardzo dobrze, więc kto wie, może to właśnie on będzie jednym ze szczęśliwców, którzy znajdą się w kadrze na zbliżające się Euro 2016?
Ostatnia dwójka regularnie grających obecnie Polaków w Serie A to bramkarze, czyli to, z czego jesteśmy znani w całej piłkarskiej Europie. Kiedy blisko trzy lata temu wielka Roma ogłosiła transfer Łukasza Skorupskiego, większość dziwiła się, dlaczego rzymianie stawiają na nieznanego szerszej publiczności bramkarza. Co prawda Polak nieźle spisywał się na poziomie polskiej ekstraklasy w barwach Górnika Zabrze, ale zdarzały mu się wpadki i wydawało się, że niedługo wróci do kraju z podkulonym ogonem jak wiele „gwiazdek” próbujących podbić zagraniczne ligi. Skorupski co prawda nie zdołał wygrać rywalizacji z doświadczonym Morganem De Sanctisem i mecze ligowe oglądał zazwyczaj z wysokości ławki rezerwowych, ale występy w Lidze Mistrzów przeciwko Manchesterowi City i Bayernowi Monachium to z pewnością doświadczenie, których może pozazdrościć mu niejeden zawodnik występujący na jego pozycji. Z czasem uznano jednak, że Skorupski, żeby się rozwijać, musi regularnie grać i Roma postanowiła wypożyczyć go na dwa sezony do Empoli, gdzie już czekał na niego Piotr Zieliński. Polak od razu wywalczył sobie miejsce w składzie i broni na tyle dobrze, że kibice nie pamiętają już o Luigim Sepe, który w poprzednich latach strzegł dostępu do bramki ich ukochanej drużyny. Jedyne, do czego można się przyczepić, to z pewnością średnia gra nogami Skorupskiego, którą jednak można poprawić poprzez żmudne i sumienne treningi. A takich interwencji, jak choćby ta po strzale Higuaina, wytrenować się nie da.
https://vine.co/v/i5U92HqEHgK
Wojciechowi Szczęsnemu udało się to, czego nie dokonał Łukasz Skorupski, czyli wygranie rywalizacji z Morganem De Sanctisem. Polak, odkąd tylko trafił do Romy, natychmiast „posadził” na ławce byłego bramkarza Napoli i od początku swojego pobytu w Rzymie spisuje się na tyle dobrze, że kibice domagają się, aby klub zdecydował się na wykupienie go na stałe. Szczęsny bowiem jest tylko wypożyczony z Arsenalu i, jak donoszą ostatnie plotki, możliwe, że nie zostanie w stolicy Włoch na dłużej. Kto wie więc, czy nie będziemy świadkami sytuacji, kiedy to Szczęsny opuści zaledwie po jednym sezonie Rzym, a w jego miejsce klub zdecyduje się ściągnąć z powrotem Skorupskiego i odważnie postawić na 24-latka z Zabrza. Póki co jednak Szczęsny, ku uciesze Adama Nawałki, ma pewne miejsce w składzie i nic nie wskazuje na to, żeby miał je utracić.
Warto wspomnieć również o Jakubie Błaszczykowskim, który, po znakomitym początku w barwach Fiorentiny, nabawił się kontuzji i od tej pory ma coraz większy problem z przebiciem się do składu ekipy z Florencji. Trudno ustawić go obok regularnie grających wymienionych wyżej zawodników, ale nie zmienia to faktu, że były kapitan reprezentacji Polski cały czas kręci się w okolicach podstawowego składu drużyny prowadzonej przez Paulo Sousę i jest całkiem możliwe, że po sezonie właściciel klubu – Andrea Della Valle – zdecyduje się na skorzystanie z opcji pierwokupu i wykupi na stałe Polaka z Borussii Dortmund. Do pełni szczęścia brakuje nam już tylko tego, żeby Dominik Furman, który niedawno trafił do Hellasu Werona, przekonał o swoich umiejętnościach trenera Del Neriego i zajął się rozegraniem zajmującej ostatnie miejsce w tabeli ekipy. Skoro udało się to Wszołkowi, z pewnością były legionista także nie stoi na straconej pozycji zwłaszcza, że w ostatnich dniach okna transferowego drużynę opuścił grający w środku pola Emil Hallfredsson.
Na drugim poziomie rozgrywkowym nieźle spisują się, kolejno w barwach Brescii i Cagliari, Tomasz Kupisz i Bartosz Salamon. Ten drugi to od lat uznana marka na Półwyspie Apenińskim i nie pozostaje nic innego, jak życzyć jego drużynie awansu do Serie A, gdzie, póki co, nie udało mu się zaistnieć ani w barwach Sampdorii, ani Milanu. Kupisz z kolei, nie widząc szans na regularnie granie w barwach Chievo Werona, zdecydował się na wypożyczenie do byłego klubu Marka Koźmińskiego i z pewnością nie żałuje tej decyzji. Pięć goli i cztery asysty? Wynik jak na skrzydłowego co najmniej solidny.
Ciężko jednoznacznie stwierdzić, skąd wziął się ten nagły „boom” na Polaków w Serie A. Zarówno szkoleniowiec Hellasu – Luigi Del Neri, jak i trener Torino – Giampiero Ventura, na każdym kroku podkreślają, że odpowiednio Paweł Wszołek i Kamil Glik to tytani pracy, profesjonalni sportowcy, którzy podporządkowują wszystko piłce i temu, żeby z dnia na dzień się rozwijać. Może więc właśnie ta pracowitość Polaków urzekła włoskich trenerów? A może zwyczajnie, patrząc na to, w jakim kryzysie finansowym jest włoska piłka, Polacy pasują im, bo są tani i nie oczekują wysokich pensji? Wydaje się, że na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale jedno jest pewne – możemy cieszyć się z tego, że nasi rodacy po tym, jak zyskali szacunek w Niemczech, we Francji czy na Wyspach Brytyjskich, podbili także serca Włochów i że odgrywają w swoich klubach coraz większe role.