Zaniolo – historia niespełnionego talentu


Dlaczego jeden z największych włoskich talentów w wieku 23 lat wylądował w Turcji

9 lutego 2023 Zaniolo – historia niespełnionego talentu
a.espncdn.com

Nicolo Zaniolo definitywnie zamyka rozdział swojej kariery pod tytułem AS Roma. Jednak wbrew prognozom stawianym jeszcze w 2019 roku młody Włoch nie zmienia Romy na rzecz jednego z gigantów światowego futbolu. Zaniolo trafił bowiem do tureckiego Galatasaray – klubu uznanego lokalnie, jednak dość egzotycznego z perspektywy piłki włoskiej. Turcja we Włoszech kojarzy się bowiem z krajem, gdzie częściej trafiali piłkarze doświadczeni, chcący jeszcze nieco zarobić przed emeryturą. Co poszło nie tak, że dziś mówiąc o Zaniolo, mówimy o piłkarzu niespełnionym, a nie o gwieździe pokroju Chiesy czy Barelli?


Udostępnij na Udostępnij na

Osoby na co dzień nieśledzące Serie A mogą nie zdawać sobie sprawy, jak bardzo utalentowany był Zaniolo w czasach swojej dotychczasowej świetności. Młody Włoch trafił do Rzymu z Interu Mediolan jako jeden z elementów transakcji wiązanej w związku z przenosinami do Lombardii Radji Nainggolana. Wówczas mało kto z kibiców Romy wiązał z nim większe nadzieje. Ot, zwykły junior oddany w rozliczeniu, aby obniżyć cenę za jedną z gwiazd ligi. Talent w chłopaku dostrzegł jednak ówczesny trener „Giallorossich” – Eusebio Di Francesco. W końcu po kilku miesiącach treningu z drużyną Zaniolo udało się zadebiutować. Od tego czasu mniej więcej regularnie zaczął pojawiać się na placu gry.

Pierwszy sezon bohatera tego artykułu zbiegł się z fatalnym rokiem dla całej Romy. Fatalna dyspozycja w lidze, brak nawiązania do zakończonej półfinałem przygody w Lidze Mistrzów z roku poprzedniego oraz odejście dwójki legend – Daniele De Rossiego oraz Claudio Ranieriego, nie wróżyło dobrze na przyszłość kibicom z Rzymu. Jednym z niewielu dobrze rokujących znaków w drużynie był właśnie Zaniolo. Już w debiutanckim sezonie zaimponował wszystkim na tyle, że do czterech bramek i dwóch asyst dorzucił także tytuł najlepszego młodego gracza ligi, co uprawniło go do gry ze specjalną tarczą na koszulce. Niestety jak do tej pory był to też najlepszy pełny sezon w wykonaniu napastnika.

Największe przekleństwo Zaniolo – zdrowie

Przed sezonem 2019/2020 w Romie jedno było pewne: nie ma nic ważniejszego od powrotu do Ligi Mistrzów. W tym celu oprócz licznych wzmocnień do klubu zawitał nowy trener – Paulo Fonseca. Portugalczyk ewidentnie miał plan, jak wykorzystać Zaniolo. Młody napastnik najczęściej występował wówczas jako prawy skrzydłowy w ustawieniu 1-4-2-3-1. Zaniolo na skrzydle czuł się znakomicie, w końcu miał gdzie wykorzystać swoją szybkość oraz niesamowity drybling. W pewnym momencie to właśnie na nim spoczywała odpowiedzialność za poczynania Romy w ofensywie, zwłaszcza wobec bardzo słabej formy takich piłkarzy jak Under czy Kluivert.

Zaniolo zachwycał tak bardzo, że coraz częściej pojawiały się porównania do innego piłkarza Romy sprzed lat – Francesco Tottiego. Mowa tu oczywiście jedynie o zdolnościach piłkarskich, bowiem Totti jako wychowanek i kapitan był w kwestiach symboliki wciąż na niedostępnym dla wszystkich innych poziomie.

Wszystko układało się niczym historia z filmu sportowego, w którym główny bohater strzela kolejne ważne gole, zdobywa coraz większą popularność i miłość wśród kibiców. Idylla ta trwała niedługo i została zakończona w bardzo bolesny sposób. Podczas meczu z Juventusem, rozgrywanego 12 lutego 2020 roku na Stadio Olimpico, Zaniolo zdecydował się zrobić to, co potrafił najlepiej: dryblować. Pięknym rajdem pokonał kilku piłkarzy Juventusu, jednak finalnie wpadł w kleszcze pomiędzy Adriena Rabiota i Matthijsa de Ligta.

W wyniku kontuzji opuścił boisko na noszach, a wstępne badania potwierdziły najgorsze przypuszczenia: zerwanie więzadła krzyżowego w kolanie. Zaniolo czekało minimum pół roku przerwy, w związku z czym ominąłby nie tylko drugą połowę sezonu, ale również Euro 2020. Jak wszyscy jednak pamiętamy, cały piłkarski świat stanął niedługo później w wyniku pandemii koronawirusa, a Euro zostało przełożone o rok.

Nieszczęścia chodzą parami

Traumatyczne wydarzenia związane z epidemią dały jednak Zaniolo motywację do powrotu. Cały okres lockdownu młody skrzydłowy pracował nad jak najszybszym powrotem do zdrowia. Finalnie udało mu się wrócić na końcówkę rozgrywanego latem sezonu Serie A. Co więcej, wówczas wydawało się, że po powrocie może się okazać nawet lepszy. W jego grze nadal widać było to, w czym zakochali się kibice całej ligi. Wyjątkowe połączenie szybkości z boiskową błyskotliwością.

Jednak i tutaj obyło się bez happy endu. Niedługo po zakończeniu sezonu Zaniolo powrócił do reprezentacji Włoch, aby pomóc drużynie w rozgrywkach Ligi Narodów. Do feralnej sytuacji doszło w meczu przeciwko Holandii. Podczas jednego z ataków Zaniolo padł ofiarą wejścia ze strony Donny’ego van de Beeka, po którym Włoch niefortunnie upadł na ziemię. Po ogłoszeniu wyników badań kibice Romy poczuli najgorsze możliwe uczucie deja vu – więzadła zerwane po raz drugi.

Smutny, choć spodziewany koniec

W wyniku drugiej kontuzji Zaniolo ominął cały sezon 2020/2021 oraz przesunięte o rok Euro. Tym razem sztab medyczny zdecydował się na terapię o wiele bardziej zachowawczą, mającą na celu jak najlepsze przygotowanie kontuzjowanego zawodnika do powrotu na boisko. W trakcie trwania rehabilitacji piłkarz ewidentnie nie omijał zajęć na siłowni, co później miało nieoczekiwane konsekwencje dla jego formy boiskowej. Po powrocie do zdrowia na Zaniolo czekał już nowy trener – Jose Mourinho. „The Special One” ewidentnie miał inny plan na wykorzystanie piłkarza niż jego poprzednicy. W ubiegłym sezonie o wiele częściej występował on bowiem na szpicy w formacji 1-3-5-2, gdzie pełnił rolę drugiej „dziewiątki”.

Oczekiwania dotyczące powrotu Zaniolo były duże, więc tym większe było rosnące zdenerwowanie prezentowaną przez zawodnika formą. Przez nabytą masę mięśniową Włoch zatracił swoją zwinność i szybkość przy jednoczesnym braku rozwinięcia zdolności czysto piłkarskich. Bardzo widoczny do tej pory jest u Zaniolo brak zdolności podejmowania dobrych decyzji w polu karnym rywala, co kosztowało Romę wiele zmarnowanych sytuacji.

Dodatkowo Zaniolo coraz częściej sprawiał na boisku problemy swoim zachowaniem. W ubiegłym sezonie zdobył on zaledwie dwa gole i dwie asysty oraz otrzymał aż 12 żółtych kartek. Nic dziwnego więc, że jego rola w drużynie zaczęła z czasem maleć, w czym nie pomogły nawet dobre występy w pucharach, takie jak hattrick przeciwko Bodo w ćwierćfinale czy decydująca bramka w finale z Feyenoordem.

Drugie przekleństwo Zaniolo – intelekt, a raczej jego brak

Po pierwszym sezonie Mourinho w Romie było wiadomo, że przed Zaniolo stoją dwa wyjścia: skupić się na treningach i wywalczyć powrót do formy lub odejść. Co ciekawe, już latem bliżej było tej drugiej opcji. Bardzo grzanym medialnie tematem było bowiem zainteresowanie zawodnikiem ze strony Juventusu. Rozmowy nie zakończyły się jednak sukcesem z powodu różnicy co do sumy odstępnego, którą miałby zapłacić klub z Turynu. Zaniolo już wówczas wzbudził wśród kibiców Romy pewne kontrowersje poprzez swoje działania na Instagramie, takie jak wstawianie wpisów o treściach mniej więcej zbliżonych do „udaj się tam, gdzie będziesz doceniony”. Większość fanów dała mu jednak drugą szansę, licząc na jego powrót do formy u boku choćby nowo przybyłego do Rzymu Paulo Dybali.

Minione pół roku w wykonaniu Zaniolo nie zadowoliło jednak nikogo. Piłkarz prezentował się kiepsko i często irytował swoją grą. Prawdziwa bomba wybuchła jednak dopiero pod koniec stycznia, gdy zamykało się okno transferowe. Nagle włoskie media obiegły plotki o rzekomym wystawieniu Włocha na listę transferową. Wkrótce doniesienia medialne potwierdził Jose Mourinho, który na konferencji prasowej zdradził kulisy rozmów z Zaniolo (tłumaczenie Sport.tvp.pl): – Zaniolo od miesiąca cały czas powtarza, że chce odejść. Aktualnie nie jest do dyspozycji, nie chce trenować i nie jest częścią naszego projektu. Myślę, że niestety zostanie w klubie.

Te słowa, wraz z odrzuceniem przez Zaniolo bardzo dobrej dla klubu oferty Bournemouth, zadziałały na kibiców jak płachta na byka. Na Twitterze, Stadionie czy nawet pod Koloseum zaczęły pojawiać się liczne hasła obrażające Zaniolo i jego zachowanie. Sam piłkarz po zakończeniu okienka transferowego znalazł się poza kadrą Romy, co miało wywrzeć na nim presję, by przyjął jakąkolwiek ofertę. Ataki na zawodnika nie ustały, a ich kulminacją był atak ultrasów na dom piłkarza, po którym ten razem z rodziną opuścił Rzym. Dodatkowo w mediach zaczęły pojawiać się pogłoski o możliwym pozwaniu klubu przez piłkarza z powodu przemocy psychicznej oraz mobbingu. Takie doniesienia jedynie wzburzyły nawet neutralnych do tej pory kibiców i jasne stało się, że nie ma już żadnych nadziei na załagodzenie sytuacji.

Co czeka Zaniolo w Turcji?

Tak prezentuje się cała historia Nicolo Zaniolo w barwach klubu ze stolicy Włoch. Nie była to droga łatwa. Pełno było w niej wzlotów i upadków. Mimo to takiego zakończenia chyba nikt się nie spodziewał. Zaniolo został już oficjalnie piłkarzem Galatasaray za kwotę ponad 20 mln euro i definitywnie zamknął swoją historię w Romie. Wielu kibiców świętuje jego transfer jako pozbycie się z klubu zbędnego balastu. Jako zakończenie toksycznego związku, przez który obie strony w ostatnim czasie cierpiały. Pomimo to jest bardzo prawdopodobne, że jest to tylko myślenie emocjonalne spowodowane stylem rozstania. Nie można wykluczyć, że za kilka lat kibice nieco zmienią swój stosunek do Zaniolo. W końcu w klubowej historii pozostanie on na zawsze jako ten, który dał Romie jej pierwszy europejski puchar.

Zostanie też pewnie zapamiętany z uwagi na swój znakomity pierwszy sezon. Za nadzieję, jaką wówczas rozbudził w sercach romanistów na całym świecie oraz za smutek, jaki wzbudziły obie jego kontuzje. Na pewno zapamiętany również zostanie jako przykład tego, jak bardzo kontuzje mogą zniszczyć świetnie zapowiadającą się karierę. Oczywiście istnieje szansa, że Zaniolo w Turcji odrodzi się i wróci z powrotem na topowy poziom. Pewnie tego życzy mu teraz bardzo wiele osób. Jednak mimo wszystko na ten moment jego przenosiny do Turcji należy uznać za symbol upadku jednego z największych talentów Italii.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze