Zagubione złote dziecko. Czy Filip Marchwiński jest już spalony w Lechu?


Filip Marchwiński nie wykorzystuje kolejnych szans na zaistnienie w Lechu Poznań

9 października 2022 Zagubione złote dziecko. Czy Filip Marchwiński jest już spalony w Lechu?
Dawid Szafraniak

Gdy małe dziecko wchodzi do sklepu z zabawkami, to często gubi się i każda zabawka przykuwa jego uwagę. Zazwyczaj trudno odnaleźć je później rodzicom. Mamy niestety wrażenie, że Filip Marchwiński też jest takim dzieckiem, który dostał wiele na bardzo wczesnym etapie kariery, i teraz się zagubił. Wszyscy go szukają, dają mu szansę, a on zawodzi. Powoli wszystkim kończy się już cierpliwość do niego, a przecież jest to dopiero 20-latek.


Udostępnij na Udostępnij na

Debiutował jeszcze za czasów Adama Nawałki – wspominamy, aby uświadomić szmat czasu, jaki miał, żeby zaistnieć. W Lechu Poznań z obecnej kadry dłużej jest tylko Joao Amaral. I tak od tego czasu – dokładnie 16 grudnia 2018 roku – Filip Marchwiński zawodzi. Zdarzają się małe przebłyski, ale jeśliby zapytać jakiegoś kibica o „złotego chłopca poznańskiej piłki”, to bez mrugnięcia okiem odparłby: porażka. Wszyscy głównie pamiętają te słabe momenty Marchwińskiego.

Filip Marchwiński – zdolny hamulcowy

Doszliśmy chyba do ściany. W zasadzie widząc Filipa Marchwińskiego w wyjściowej jedenastce, wszyscy wzdychają i pytają się: „po co?”. To nie jest tak, że „dziesiątka” Lecha nie dostaje szans, jak to zdarza się często u młodych piłkarzy. Wychowanek „Kolejorza” dostaje tych szans aż za dużo i niestety w ogóle się nie broni na boisku. Kolejni trenerzy dają mu możliwość zaistnienia, kibice marzą, żeby on w końcu wypalił, a na końcu okazuje się, że Marchwiński znów zawodzi i gra piach.

Nie inaczej jest za kadencji Johna van den Broma. Lech ponownie ma dużo meczów do rozegrania – tak jak było to na jesień 2020 roku, gdy „Kolejorz” również grał w fazie grupowej europejskich pucharów. Każdy więc swoje minuty dostaje. Także Filip Marchwiński, który w teorii jest trzecim ofensywnym pomocnikiem, bo jednak zdecydowanie bardziej cenimy Amarala i Sousę.

Filip Marchwiński rozegrał w tym sezonie już 450 minut i jedyny pozytywny akcent to bramka z Vikingurem, kiedy to i tak nie rozegrał dobrego spotkania – wszedł z ławki, zdarzało mu się hamować akcje i za długo przetrzymywać piłkę. Dostawał szansę od pierwszej minuty choćby z Wisłą Płock, Śląskiem i Lechią. Tylko z tą ostatnią zaprezentował się dostatecznie. W reszcie spotkań był tzw. hamulcowym i nie podołał zadaniu.

Spalony psychicznie

Pomimo kolejnych złych występów John van den Brom wciąż regularnie daje szansę Marchwińskiemu. Dał ją także w spotkaniu z Hapoelem, czyli być może kluczowym meczu w walce o wyjście z grupy. Ryzykowne posunięcie, które nie opłaciło się. Niespodzianką to nie jest, ale wychowanek znów okazał się najgorszą postacią, a to już bardzo martwi.

Wyróżniał się niedokładnością i niezrozumiałymi zagraniami. Na samo spotkanie wyszedł spalony, a każda kolejna nieudana akcja powodowała, że gotował się w środku. Zamiast napędzać ataki, to je spowalniał, bojąc się coś zepsuć. Doszło nawet do tego, że zaczęły pojawiać się gwizdy z trybun i pretensje kolegów z drużyny. Czy dziwimy się temu? Wiadomo, że kibice powinni wspierać swoich piłkarzy na dobre i na złe, ale czasami aż szkoda patrzeć, jak ten utalentowany chłopak psychicznie się spala, a takowe zachowania nie pomagają w rozwinięciu skrzydeł.

Jednakże Filip Marchwiński dostaje kredyt zaufania od kolejnego trenera i po raz kolejny ma kłopot ze spłaceniem go. Nie można powiedzieć, że jego talent jest marnowany przez klub, bo przecież dostaje okazję do gry, tylko że on kompletnie tego nie wykorzystuje. Mecz z Hapoelem był idealną okazję, aby przełamać impas i utemperować niedowiarków, a na dodatek mógł pokazać się szerszej publiczności. Znów się nie udało i znów spadła potężna krytyka na 20-latka. I tak to się kręci w kółko. Pewnie teraz zostanie schowany do szafy na kilka meczów, by znów dostać szansę od pierwszej minuty za kilka tygodni i ponownie zawieść. W koło Macieju.

Filip Marchwiński – odzyskajmy zawodnika!

Tym bardziej ta cała sytuacja z Filipem Marchwińskim jest zastanawiająca, gdyż to jest naprawdę zdolny piłkarz. Kogokolwiek byśmy nie zapytali, to wszyscy zgodnie odpowiadają, że to ogromny talent, a jednak to inni koledzy z akademii robią furorę i wyjeżdżają za granicę. Za to Marchwiński stoi w miejscu i nie robi kroku w przód, a nawet notuje regres. Wypadałoby w końcu, aby przeskoczyło mu coś w głowie. W końcu jego technika i niektóre zagrania bywają naprawdę kapitalne, ale zdecydowanie zbyt rzadko mamy przyjemność je oglądać.

Być może rozwiązaniem byłoby wypożyczenie, po którym poczułby się pewniej. Zdecydowanie łatwiej zaistnieć w Górniku Łęczna niż Lechu. W każdym razie większość wychowanków „Kolejorza”, zanim jeszcze zaczęła czarować przy Bułgarskiej, przechodziła przez wypożyczenie. Marchwiński wiecznie jest blokowany. Za każdym razem słychać: „To jest Marchwiński, może tym razem wypali”. Będzie dostawał szansę. Zawsze kończy się tak samo.

To jest chyba moment, w którym trzeba podjąć odważną decyzję. Dłużej tak być nie może. Jeden z największych talentów polskiej piłki za każdym razem, gdy zakłada koszulkę Lecha, jest spalony i brakuje mu pewności siebie, jaką pokazywał jeszcze kilka lat temu. Szkoda, żeby został wiecznym rezerwowym i przypięto mu łatkę „zdolnego”. Zagubione dziecko poznańskiego futbolu w końcu musi wziąć na klatę krytykę i pokazać swoje umiejętności. Nikt przecież nie powie, że nie dano mu szansy. Często dostaje ją na wyrost.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze