Lech Poznań grał w piłkę, Legia się broniła – klasyk na remis


Lech Poznań choć miał więcej sytuacji, nie wykorzystał ich i tylko zremisował z Legią

1 października 2022 Lech Poznań grał w piłkę, Legia się broniła – klasyk na remis
Dawid Szafraniak

Wiadomo, że piłkarskie klasyki toczą się według własnych zależności i praw. Są to mecze podwyższonego ryzyka, tak też było w Poznaniu. Lech Poznań piłkarsko przewyższał Legię, ale nie był w stanie udokumentować tego strzeleniem bramki. Bił głową w mur, a tym murem był Kacper Tobiasz, który pewnie wyłapywał wszystkie próby lechitów.


Udostępnij na Udostępnij na

Lech podniósł się po nie najlepszym okresie wakacyjnym, gdzie przegrywał wszystko, jak leci i nawet stołek trenera zrobił się gorący. Byliśmy jednak ciekawi, czy forma z września była wypadkową słabszych przeciwników, czy faktycznie „Kolejorz” wszedł na odpowiednie tory i będzie rozjeżdżał kolejnych rywali. W sobotę Legii nie rozjechał, ale mocno przycisnął ją do muru. W końcu grał z liderem. Na pewno John van den Brom może czuć niedosyt, bo ewentualna wygrana mogła przybliżyć jego zespół do czołówki, ale na jego miejscu nie martwilibyśmy się. Jedyne zmartwienie to kłopoty zdrowotne Joao Amarala.

„Sprawdzam!!!” – Lech Poznań przed poważnym testem z Legią. Czy poznańska lokomotywa się zatrzyma?

Lech Poznań wrócił w dobrej formie po przerwie reprezentacyjnej

Aż 12 zawodników „Kolejorza” po meczu z Wartą wyjechało na zgrupowania reprezentacji, dlatego ich forma mogła być małą niewiadomą. John van den Brom jednak już na konferencji powtarzał, że jest spokojny o drużynę. Lech Poznań pokazał, że dwutygodniowa przerwa nie wytrąciła ich z rytmu, a poszczególni zawodnicy, co by nie mówić, zachwycali.

Nika Kvekveskiri, Jesper Karlstrom i Michał Skóraś potwierdzili swoją dobrą formę i że powołania wysłane do nich nie były na wyrost. Gruzin to absolutnie postać numer jeden przy Bułgarskiej w meczu z Legią. Świetnie asekurował i był zawsze krok przed rywalami. Świeżo upieczony reprezentant Polski szarpał, ciągnął i powodował kolejne faule legionistów. Owszem, miał dwie świetne sytuacje, które zmarnował, ale jego występ był zdecydowanie lepszy niż drugiego skrzydłowego, czyli Kristoffera Velde.

Różnica w ofensywnych zawodnikach

Lech Poznań wyszedł praktycznie podstawową jedenastką. Przynajmniej w ofensywie, gdzie Mikaela Ishaka wspierali Joao Amaral, Michał Skóraś i Kristoffer Velde. Za to po drugiej stronie boiska próbowali zaistnieć Carlitos, Ernest Muci, Paweł Wszołek i Makana Baku. Nie ma co się oszukiwać, nie wypalił ten pomysł Kosty Runjaica. Dysproporcja pomiędzy ofensywnymi graczami obu ekip była ogromna. Baku z Mucim w ogóle byli anonimowi, schowani do kieszeni, a więc trudno było również coś zrobić Carlitosowi. Brakowało jednego człowieka, a więc Josue. Okazało się, że gra ofensywna zespołu z Łazienkowskiej bez niego nie istnieje.

Za to w zespole Lecha ofensywni gracze może tym razem bramki nie zdobyli, ale byli aktywni i mieli swoje sytuacje. Co najmniej jedną dogodną okazję miał Michał Skóraś, ale największą szansę na bramkę miał Amaral na początku meczu. Zresztą napsuli mnóstwo krwi defensywie Legii, która co rusz uciekała się do fauli prowadzących do kartek. Po jednej z takich sytuacji z boiska wyleciał Artur Jędrzejczyk. „Wojskowi” zakończyli mecz z sześcioma kartkami. Ten mecz pokazał, że Kosta Runjaic najwięcej do poprawy ma jeszcze w formacji ofensywnej.

Lech Poznań nie pozwolił Legii na swoją grę

Plan Lecha na ten mecz był prosty. „Jesteśmy lepsi, więc wyjdźmy do nich wysoko”. Od samego początku „Kolejorz” nie pozwalał na swobodne rozgrywanie Legii. Byli nieustępliwi. „Wojskowi” próbowali ładnie wychodzić spod pressingu podaniami, ale gubili się. A to jakaś niedokładność, a to złe przyjęcie i tak wpadali w pułapkę. Za to z przodu brakowało gościa, który wygra górną piłkę i utrzyma się przy futbolówce. Carlitos raczej nie jest takim graczem, a długie piłki padały łupem graczy w niebieskich koszulkach. Zatem wszystkie atuty zostały zniwelowane. Pozostały dośrodkowania, ale te raziły niedokładnością i rzecz jasna brakowało zawodników do zakończenia akcji.

Dlatego Legia przy Bułgarskiej nie tylko nie zdobyła bramki, ale też nie oddała ani jednego celnego strzału, co w sumie jest normą, bo Lech Poznań mało komu pozwala na niepokojenie Filipa Bednarka. „Kolejorz” zdecydowanie lepiej sobie radził z mniej efektywnym pressingiem warszawiaków. Zdecydowanie swobodniej rozgrywał piłkę, co nie znaczy, że skuteczniej i dokładniej. Musimy jednak przyznać, że na Lechu nie robiły wielkiego wrażenia podejścia piłkarzy Legii, a to głównie ze względu na to, że w środku pola był Nika Kvekveskiri, który tego dnia miał wszystko pod kontrolą.

Kacper Tobiasz zatrzymujący Lecha

Jako że mecz zakończył się wynikiem 0:0, należy wspomnieć o obu blokach defensywnych. W Lechu wyróżniał się na pewno Filip Dagerstal, który jak już pojawiło się jakieś niebezpieczeństwo, to przekreślał wszystkie nadzieje legionistów na udany atak. Jedyną osobą, która stwarzała niebezpieczeństwo Lechowi, był Kristoffer Velde, który swoimi stratami kilka razy wprowadził na minę Barry’ego Douglasa, ale to tylko pokazuje nieporadność Legii w ataku.

Legii nie udało się uniknąć zagrożenia ze strony Lecha, ale siła ofensywna poznaniaków jest tak silna, że trudno się jej postawić. Na ogół Maik Nawrocki na spółkę z Arturem Jędrzejczykiem radzili sobie z Mikaelem Ishakiem. Skrzydeł „Kolejorzowi” nie pozwolili rozwinąć, a jeśli już robiły się kłopoty – a działo się to całkiem często – to pomagali środkowi pomocnicy, czyli Rafał Augustyniak i Bartosz Slisz, a ostatnią instancją był Kacper Tobiasz, który słynnym pajacykiem wyłapał Joao Amarala. Legia w wielu fragmentach wyglądała na drużynę zadowoloną z remisu i pilnującą wyniku za wszelką cenę.

Bramkarzowi Legii warto poświęcić trochę więcej słów w tym meczu, bo to jego kolejny dobry występ. Chyba możemy nawet napisać, że zapewnił punkty "Wojskowym", a to przecież dopiero 19-latek. Był strasznie pewny. Jeśli już musiał się wysilić, to zawsze stał na posterunku. Zaskoczyć go próbował choćby Jesper Karlstrom petardą z szesnastego metra.

Wilk syty i owca cała?

Kto może być zadowolony po tym starciu? Kto odpowiedział na więcej pytań? Gra Legii wyglądała tak, jakby przyjechała po remis i go wywalczyła. Lech może i nie wygrał, ale pokazał większą jakość od Legii, czyli lidera przed tą kolejką, co może napawać optymizmem przed kolejnymi meczami, które teraz będą rozgrywać co trzy dni, a więc zapowiada się niezły maraton przez następne półtora miesiąca.

Kosta Runjaic zdaje sobie sprawę, że w wielu aspektach gra jego drużyny kuleje i choćby do Lecha w takiej formie jeszcze dużo jej brakuje. Pokazał to ten mecz. Na dłuższą metę jednak Lech taką grą będzie zapewniał sobie zwycięstwa, a zatem chyba na dobre wygrzebał się z dołka.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze