Pewna wygrana 2:0 w towarzyskim meczu z Grecją sprawiła, że wśród kibiców znów odżyły nadzieje na awans reprezentacji Polski do finałów Mistrzostw Świata. Przed piłkarzami Leo Beenhakkra jeszcze cztery mecze – czy Biało-czerwonych stać na to, by rzutem na taśmę zapewnić sobie pierwsze miejsce w grupie trzeciej i promocję na afrykański mundial?
Sytuacja jest jasna i przejrzysta – żeby znaleźć się w gronie 32 najlepszych drużyn świata, Polacy muszą zdobyć w czterech ostatnich spotkaniach minimum dziesięć punktów. Możliwe? Z całą pewnością, ale też po drodze do tego celu trzeba wyeliminować mnóstwo mankamentów, które sprawiły, że gracze Don Lea w ostatnim czasie głupio tracili punkty w meczach, w których wcale nie musieli przegrać.
Boruc znów sobą
Największy problem chyba mamy z głowy i możemy odetchnąć z ulgą. To Artur Boruc, którego fatalne interwencje w potyczkach ze Słowacją i Irlandią Północną, kosztowały nas aż sześć punktów. Gdyby dziś nasze konto było bogatsze o sześć „oczek”, raczej nic nie mogłoby przeszkodzić nam w awansie do MŚ. Tak różowo jednak nie jest i o każdy punkt będziemy zmuszeni walczyć do samego końca eliminacji. Najważniejsze jednak, że możemy liczyć w końcu na dobrą postawę bramkarza Celtiku Glasgow, który uporządkował już swoje życie prywatne i może w 100% poświęcić się grze w piłkę. A przecież jeszcze parę miesięcy temu „Borubar” głowę miał zajętą zupełnie czymś innym. Każdy pamięta z pewnością głośny wywiad Artura w „Rzeczpospolitej” w którym stwierdził: – Jak wychodzę z synem na spacer, metr za mną idzie teściowa, bo boi się, że go porwę. Cała tamta rodzina uważa, że jestem niezrównoważony psychicznie, że jestem alkoholikiem. Bez przerwy mnie prowokują. Próbowałem milczeć, kiedy słyszałem same przykrości, ale żona zawsze żyła moim życiem i tak jej zostało. Siedzi na „Plotku” i czyta o mnie nowości. A kiedy krzyknąłem, bo nie wytrzymałem, w domu była radość, bo dziecko się przeze mnie rozpłakało. Potrafiłby pan w takiej sytuacji wyjść na boisko w Belfaście i zatrzymać Irlandczyków? Teraz Boruc nie musi się już na szczęście niczym martwić. Co prawda jego relacje z byłą żoną wciąż są dalekie od dobrych, ale częściej może się widywać z synem, zaś z małżonką nie obrzuca się już błotem na łamach prasy. No i z powodzeniem strzeże bramki Celtiku Glasgow, co jest zasługą nowego menedżera The Bhoys, Tony`ego Mowbray`a.
To właśnie były menedżer West Bromwich Albion odbył z Borucem szczerą rozmowę, podczas której obaj ustalili warunki współpracy, na której może zyskać każda ze stron. Mowbray zakomunikował Polakowi, że nie będzie tolerował jego wygłupów i występków, jednocześnie zapewniając, że w razie kłopotów zawsze służy mu pomocą. Z psychicznego punktu widzenia taka rozmowa była Arturowi bardzo potrzebna, bo od tego momentu miał pewność, że szkoleniowiec na niego liczy. A przecież zaraz po tym gdy Gordon Strachan zrezygnował z funkcji trenera 42- krotnych mistrzów Szkocji, a zastąpił go Mowbray, szybko pojawiły się głosy, że Boruc jest pierwszym piłkarzem do odstrzału w ekipie The Hoops. Chętnych do kupna Polaka jednak nie było, nie tylko ze względu na to, że miał on ze sobą najgorszy sezon w karierze w SPL. Czołowe kluby Europy, ale również i te średniej klasy, akurat tego lata nie szukały golkiperów, stąd stało się jasnym, że Boruc zostanie na Parkhead. Perspektywa kolejnego roku spędzonego w Szkocji nie wpłynęła jednak negatywnie na formę 42-krotnego reprezentanta Polski, który od początku sezonu spisuje się wyśmienicie. Pochwalić go należy zwłaszcza za dwumecz III rundy eliminacji Ligi Mistrzów z Dynamem Moskwa, a także za potyczki w kolejnej fazie kwalifikacji z Arsenalem Londyn. Choć Kanonierzy w dwumeczu wygrali pewnie 5:1 (2:0 na wyjeździe i 3:1 u siebie), to Boruc za porażkę Celtów ponosi akurat najmniejszą odpowiedzialność. Polak wybornie zagrał również w meczu drugiej kolejki SPL z Hibernian, w nieprawdopodobny sposób broniąc dwa strzały rywali. No i nie można zapomnieć o meczu z Grecją, gdzie wszyscy znów zobaczyliśmy starego, dobrego Artura. Pewnego w swoich interwencjach, wyłapującego każde dośrodkowanie, znakomicie dyrygującego obrońcami. W drodze do RPA Polacy mają zatem o jedną przeszkodę mniej.
Tragedia Wasyla
To wspaniała wiadomość, zważywszy na to, że gdyby Boruc dalej zawodził, Leo Beenhakker najwyraźniej nie miałby kim go zastąpić. Łukasz Fabiański z powodu kontuzji kolana, której nabawił się w towarzyskiej potyczce z CF Valencia, z gry wyłączony będzie na dwa miesiące. Drugi bramkarz Celtiku, Łukasz Załuska dotychczas w kadrze zaliczył tylko jeden występ i mógłby nie wytrzymać psychicznego napięcia spowodowanego występem w spotkaniach z Irlandią Płn. i Słowenią, podobnie jak Sebastian Przyrowski. Wojciech Kowalewski z Iraklisu Saloniki od dłuższego czasu nie otrzymuje powołań do reprezentacji, o Tomaszu Kuszczaku z Manchester United już nie wspominając. Dobrze więc, że problem z obsadą bramki mamy z głowy, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt jak kolosalne problemy będzie miał Don Leo z wyborem piłkarzy, którzy zagrają na bokach obrony.
Po dyskwalifikacji za zażywanie niedozwolonych środków Jakuba Wawrzyniaka, na lewej stronie defensywy zrobiła się wielka dziura. Beenhakker z początku forsował pomysł z wystawianiem na tej pozycji Jacka Krzynówka, ale gracz Hannover 96 ma już swoje lata i najzwyczajniej w świecie nie stać go na to, by przez 90 minut biegać od pola karnego do pola karnego. Marcin Komorowski z Legii Warszawa to nie ten rodzaj kapelusza, zaś powrót na lewą flankę Michała Żewłakowa, który już od dłuższego czasu występuje tylko i wyłącznie na środku obrony, ewidentnie mija się z celem. Na szczęście holenderski selekcjoner poszedł po rozum do głowy i powołał w końcu Seweryna Gancarczyka z Lecha Poznań. Byłemu zawodnikowi Metalista Charków nigdy nie było po drodze z Beenhakkerem, ale dobrymi występami w barwach Kolejorza, Seweryn chyba w końcu przekonał do siebie Holendra, który zdecydował się dać mu szansę. Mamy w tej chwili w Polsce dwóch lewych obrońców na naprawdę przyzwoitym poziomie – Wawzyniaka i Gancarczyka. Zawodnik Legii na razie jest zawieszony, więc Leo nie pozostaje nic innego jak schować animozje do kieszeni i zdecydowanie postawić na Gancarczyka, co może wyjść reprezentacji tylko i wyłącznie na dobre.
Nieporównywalnie gorzej wygląda sytuacja z prawą stroną obrony po makabrycznej kontuzji jakiej doznał Marcin Wasilewski. W meczu ze Standardem Liege, Axel Witsel wręcz przespacerował się po nodze Wasyla, powodując otwarcie złamanie. Polaka czekają dwie operacje, a potem bardzo długi okres rehabilitacji. – Wyrwano nam serce – na gorąco skomentował wielki dramat obrońcy Anderlechtu Bruksela drugi trener kadry Rafał Ulatowski. Te słowa najlepiej oddają sytuację w jakiej znalazła się nasza drużyna narodowa. Wasyl bowiem, obok Artura Boruca i Jakuba Błaszczykowskiego, był jednym z nielicznych piłkarzy, którzy nie tylko mieli pewne miejsce w swojej drużynie, ale i odgrywali w niej czołową rolę. W dodatku wiele wskazywało na to, że były gracz Lecha Poznań, jeszcze w letnim okienku transferowym trafi do Anglii, a konkretnie do Hull City. Kontuzja jednak zniweczyła te plany. Wstępne diagnozy lekarzy? Marcin po trzech miesiącach może zacząć biegać, ale do gry będzie w pełni gotów za dziewięć miesięcy! W miejsca Wasilewskiego Beenhakker powołał Jakuba Rzeźniczaka, ale w sumie niezłe występy piłkarza, którym tego lata poważnie zainteresowane było FC Sochaux, w towarzyskich meczach z RPA i Iranem, to zbyt mało, by liczyć na występ w pierwszym składzie. Na prawej obronie we wrześniowych starciach zagra zatem, po raz pierwszy od meczu z Niemcami na EURO 2008, Paweł Golański. – Jestem w stanie godnie zastąpić Wasyla – zapowiada obrońca Steauy Bukareszt. Wygrajmy mecze z Irlandią Płn. i Słowenią. Zróbmy to dla Wasyla! Na środku obrony Beenhakker nie ma kłopotu bogactwa, ale na niedobór zawodników też nie może narzekać. Parę stoperów tworzyć będą zapewne Dariusz Dudka i Michał Żewłakow, bo Bartosz Bosacki od początku sezonu raczej nie imponuje formą.
Co zrobić z Rogerem?
W pomocy Leo ma mniej dylematów, aczkolwiek będzie się musiał trochę nagimnastykować przy wyborze lewego i ofensywnego pomocnika, ale po kolei. Na prawej pomocy pewniakiem jest Jakub Błaszczykowski, tu nie ma żadnych wątpliwości. Podobnie jak z wyborem dwójki defensywnych pomocników. Pozycje w kadrze Mariusza Lewandowskiego i coraz częściej grającego w barwach Rubina Kazań Rafała Murawskiego są niepodważalne. Wątpliwości zaczynają się w momencie gdy dochodzi do wyboru piłkarza ustawionego tuż za napastnikiem. Na tej pozycji mecz z Grecją zajął Roger, ale gdy w drugiej połowie na boisku pojawił się Ludovic Obraniak, to on przejął miejsce i obowiązki Brazylijczyka z polskim paszportem. Pewnym jest, że obaj gracze stylem gry są do siebie bardzo podobni i reprezentacji ich obecność w składzie bardziej przeszkadzałaby niż cokolwiek pożytecznego dawała, zatem ktoś spotkanie z Irlandią Płn. będzie musiał zacząć na ławce rezerwowych. Roger od EURO 2008 zwykle zawodził, raczej sporadycznie notując udane występy. Obraniak wciąż jest nie zaaklimatyzował się w nowym zespole, ale występem przeciwko Grecji udowodnił, że należy mu się miejsce w pierwszym składzie. Teoretycznie Beenhakker mógłby Ludovica ustawić na lewej pomocy, bo na tej pozycji Ludo często grywa z drużynie OSC Lille, ale nie od dziś wiadomo, że Obraniak lepiej czuje się w środku pola. Roger na początku swojej gry w Legii też był lewym pomocnikiem, więc i on mógłby zagrać na lewej flance, ale… to mecz o „być albo nie być” w finałach MŚ Polaków, to nie miejsce i czas na eksperymenty, zatem niech na lewej stronie wystąpi Jacek Krzynówek, zaś w centrum pomocy niech zagra Obraniak, który na pewno jest w tej chwili piłkarzem o niebo lepszym niż Roger, który sezon zaczął na ławce rezerwowych i dopiero od września powinien zacząć regularnie grywać, ale już nie w Legii, a w AEK Ateny. Wielka szkoda, że Holender nie zdecydował się powołać będącego chyba w życiowej formie Sławomira Peszki, który rozwiązałby problem z lewą pomocą. Bo też szczerze mówiąc, ani Jacek Krzynówek ani Ebi Smolarek nie są gwarancją dobrego występu. Dziwne, więc, że zaproszenie na zgrupowanie dostali Wojciech Łobodziński czy Łukasz Trałka, a mecz w telewizji obejrzą Patryk Małecki i wspomniany Peszko, którzy na pewno wzmocniliby rywalizację na bokach pomocy.
No i atak. Sugerując się ustawieniem z meczu towarzyskiego z Grecją, przyjmujemy, że i z Irlandią Płn., Biało-czerwoni zagrają w ustawieniu z jednym napastnikiem. W potyczce z Helladą był nim Robert Lewandowski, dopiero w drugiej połowie jego partnerem był Paweł Brożek. Lewy jednak początku sezonu do udanych zaliczyć nie może, strzela co prawda gole w lidze, ale zawiódł na całej linii w obu starach z FC Brugge, w sierpniowym sparingu z Grekami również był mało widoczny. Brożek formą też nie imponuje, ale w przeciwieństwie do napastnika Lecha Poznań, biega, walczy, stara się, wypracowuje okazje partnerom, co już na samym początku zgrupowania bardzo chwalił sam Beenhakker. Zatem na 99% to Brożek wyjdzie w sobotę w wyjściowym składzie. Smolarek będzie raczej brany pod uwagę jako konkurent dla Krzynówka na lewej pomocy, zaś Marek Saganowski tradycyjnie już wejdzie do gry albo zaraz po przerwie albo w krytycznym momencie. Wszystko teoretycznie jest już jasne, teraz tylko wyjść na plac gry, pokonać Irlandczyków z Północy i Słoweńców i wrócić do gry o wyjazd na mundial. Tyle, że niezły występ z Grecją tylko pogmatwał obraz naszej reprezentacji, bo już sami nie wiemy, czy kadra jest tak dobra jak podczas sierpniowej potyczki czy raczej tak słaba jak w czerwcowych meczach z RPA i Irakiem?
Skład reprezentacji Polski na mecze z Irlandią Płn. i Słowenią według iGol.pl:
Boruc – Gancarczyk, Dudka, Żewłakow, Golański – Krzynówek, Murawski, Lewandowski, Obraniak, Błaszczykowski – Brożek