Z Limanowskiego #1: Raków za trzy, Siemieniec uległ Szwardze


„Medaliki” zdecydowanie pokonały „Pszczoły”

22 lipca 2023 Z Limanowskiego #1: Raków za trzy, Siemieniec uległ Szwardze
Jakub Ziemianin/Raków Częstochowa

Raków Częstochowa wygrał z Jagiellonią Białystok 3:0 w meczu pierwszej kolejki PKO BP Ekstraklasy. „Czerwono-niebiescy” mimo bojów toczonych na arenie europejskiej i potyczki o Superpuchar w nogach przygotowali się znacznie skuteczniej, byli lepsi w każdym elemencie gry i mogą dzisiaj wierzyć, że łączenie trzech frontów będzie w tym sezonie możliwe.


Udostępnij na Udostępnij na

Pojedynek częstochowian z białostoczanami był spotkaniem dwóch z trzech najmłodszych szkoleniowców w naszej lidze. Dawid Szwarga zresztą doskonale zna się z Adrianem Siemieńcem z tegorocznego kursu UEFA PRO. Opiekun gospodarzy dysponuje na co dzień większymi siłami, a w sobotni wieczór podczas oficjalnej inauguracji rozegrał dwa lata młodszego kolegę również taktycznie.

Raków i czwarty mecz na zero z tyłu

360 minut gry i zero straconych goli. To niewątpliwy sukces na początek kadencji absolutnego debiutanta na ławce trenerskiej mistrza Polski. Aż tak dobrze na starcie się nie zapowiadało, więc tym bardziej warto docenić pracę RKS-u. Obrońcy szybko wyciągają wnioski i nie powtarzają raz popełnionych błędów. Organizacja stoi na podobnym poziomie jak w minionej kampanii, a nawet rozwija się jeszcze mocniej.

– Prosiłem zawodników, aby w defensywie pracowali dla drużyny, nie tylko dla siebie. Aby działania w obronie przełożyć nad swoje indywidualne potrzeby i pracować na tyle dobrze, aby rywal nie stworzył sytuacji – skomentował po meczu Dawid Szwarga. Wrażenie budzi jakość, ale tak samo regularność. Mimo że przeciwnicy znają wieloletni kształt bloku „Rakowiaków”, nie potrafią go złamać ani znaleźć na niego sposobu.

Najbardziej zasłużoną postacią nieustannej transformacji w tyłach absolutnie jest kapitan Zoran Arsenić. Niewielu dowierzało, lecz dzisiaj możemy się zastanawiać, ile Chorwatowi brakuje do miana stopera kompletnego. 29-latek ma po prostu najlepszy czas w swojej karierze. Musi cieszyć także coraz dojrzalsza gra Bogdana Racovitana i stały poziom Stratosa Svarnasa, niepokoi jedynie już kolejna kontuzja Milana Rundicia, której szczegóły jeszcze nie są znane.

Berggren chwyta pierwsze skrzypce

Same pochwały za występ przeciwko ekipie z Podlasia należą się też szwedzkiemu pomocnikowi. Gustav Berggren nie po raz pierwszy w tym miesiącu zbiera głównie komplementy. Pomimo że premierowa kampania 25-latka odbiegała od oczekiwań, na Limanowskiego wierzyli w proces ważnego piłkarza mistrzowskiego Hacken, wykupionego za sporą sumę. Rozkwit formy jednokrotnego reprezentanta swojego kraju sprzed trzech lat obserwujemy właśnie teraz.

Łagodniejsze podejście i lżejsza ręka trenera pomaga Skandynawowi rozwinąć skrzydła. Już w samej postawie i podejściu zawodnika widoczny jest spokój, którym słynny „Gurra” nie pałał wskutek długo przegrywanej rywalizacji. Elastyczny gracz środkowej strefy z każdą akcją udowadnia, że ma ogromny potencjał i szansę na zostanie czołowym piłkarzem PKO Ekstraklasy na swojej pozycji, co byłoby pójściem drogą swojego rodaka, Jespera Karlstroma.

 

Z obecną dyspozycją charakterystyczny blondyn może być również asem w rękawie na czekający w drugiej rundzie eliminacyjnej Ligi Mistrzów azerski Qarabag Agdam oraz kolejnych zagranicznych rywali, którzy nie będą dysponować dużą liczbą materiałów do analizy z funkcjonowania mniej oczywistych graczy w drużynie. Dzięki poprawie mentalności i zaliczonej aklimatyzacji Gustav coraz lepiej radzi sobie podczas występów z ławki rezerwowych.

Szwed swoją swobodą w środku pola uzupełnia całą gamę atutów pozostałych partnerów mogących występować w tym miejscu – przeszywających podań Ledermana, stanowczości Papanikolaou, motoryki Czyża i mobilności Kochergina. Berggren nauczył się specyfiki ligi i rozumie już zespołową wymienność pozycji, uaktywnianie oraz podłączanie się do gierek w każdym sektorze – pokazał to przy kolejnej efektownej asyście w tym roku.

Zwoliński zbawicielem?

Kolejny raz na głównego bohatera widowiska wyrósł nam Łukasz Zwoliński. Nowy snajper notuje imponujące wejście do szatni – drugi mecz w podstawowym składzie, drugi dublet. 30-letni napastnik trafił do siatki w sytuacji sam na sam w ostatniej akcji pierwszej połowy, a później wykorzystał „jedenastkę”, którą sam wywalczył. Były nawet okazje do zakończenia starcia z hat-trickiem na koncie, ale najwyraźniej to byłoby na teraz za wiele.

Popularny „Zwolak” jest traktowany z olbrzymim respektem przez obrońców rywala, ale sam niewiele sobie z tego robi. Szczecinianin w czasie gry ofensywnej nie odpuszcza ani na chwilę, do każdego działania podchodzi z wielkimi pokładami zaangażowania i ambicji, a ewentualne niepowodzenia szybko resetuje i stara się zaskoczyć czymś innym, co czyni go niesamowicie cennym ogniwem w zespole o inklinacjach do stanowczego ataku.

– Łukasz musi pracować nad kilkoma aspektami, abyśmy byli w pełni usatysfakcjonowani z jego gry. Nie zmienia to faktu, że start ma udany – podsumował szkoleniowiec miejscowych. Skuteczna „dziewiątka” stanowi dla kibiców z Częstochowy miłą odmianę. Zdążyliśmy się przyzwyczaić, że w zespole Rakowa obsada szpicy jest największą bolączką. Nadzieje wobec byłego zawodnika Lechii Gdańsk w roli zbawiciela zdają się być zatem uzasadnione.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze