W czwartkowy wieczór doszło do kolejnej kompromitacji Lecha Poznań w europejskich pucharach. Tym razem lepszy od zawodników Mariusza Rumaka okazał się islandzki Stjarnan. Piłkarze gości po odniesionym trumfie byli tak uradowani, jakby wygrali przynajmniej Ligę Mistrzów.
Lech Poznań kolejny raz skompromitował się w czwartkowym boju ze Stjarnanem, bezbramkowo remisując. Ten rezultat nie uprawniał podopiecznych Mariusza Rumaka, aby zagrać w IV rundzie kwalifikacyjnej, ponieważ pierwsze spotkanie w Islandii zakończyło się zwycięstwem gospodarzy. Kibice Lecha szybko opuścili stadion, czując duży żal i smutek. Winą za całe zdarzenie obarczono Mariusza Rumaka, którego pomysł na grę od dłuższego czasu się nie sprawdza. Tak naprawdę trudno jest wytłumaczyć klęskę z Islandczykami, bo był to przeciwnik, którego można było bez większych kłopotów pokonać.
Porażka z amatorami i studentami
Jak można było się spodziewać, warunki do grania w piłkę nożną nie należą do najlepszych w Islandii. Małe stadiony, niewielkie pieniądze wydawane na klub, a przede wszystkim niewiele profesjonalnych kontraktów podpisanymi z zawodnikami. Wczoraj na konferencji prasowej szkoleniowiec Stjarnanu Runnar Sigmundsson powiedział, że klub nie funkcjonuje w pełni profesjonalnie, do tego stopnia, że w szeregach drużyny znajdują się nawet studenci. –Mamy czterech piłkarzy na półprofesjonalnych kontraktach. Osiemnastu zawodników to nasi wychowankowie, a zmiennik, który dzisiaj pojawił się na boisku w pierwszej połowie, znalazł się pierwszy raz w osiemnastce meczowej. Większość piłkarzy to studenci – przyznał trener islandzkiego zespołu.
Dla Lecha Poznań czwartkowe spotkanie było walką z własnymi słabościami, bo kolejny raz podopiecznym Mariusza Rumaka brakowało ikry i polotu na boisku. Ataki wicemistrzów Polski mogły podobać się na początku, jednak z upływem czasu nastąpił scenariusz z poprzednich meczów, kiedy nieskuteczność dała się we znaki. Trener „Kolejorza” liczył na to, że jego zawodnicy zdobędą chociaż jedną bramkę, która zagwarantuje grę w dogrywce, ale w ostatnich fragmentach spotkania drużyna przyjezdna postawiła bardzo trudne warunki, skutecznie blokując własne pole karne. Przez cały mecz Stjarnan praktycznie nie miał żadnej koncepcji gry, bo formacja defensywna poczynała bardzo ametodycznie, ciągle wybijając ofiarnie piłki daleko od własnej bramki. Mimo takiego przebiegu zdarzeń Lech nie potrafił chociaż raz wpakować piłki do siatki. Rywale mieli też nawet swoje dwie sytuacje, które w haniebny sposób zmarnowali. Gdyby wtedy zostało zanotowane jedno trafienie, to nie ma co ukrywać, że klub ze stolicy Wielkopolski całkowicie straciłby nadzieję na to, że jeszcze coś w tym spotkaniu można ugrać.
Katastrofalnie Lech wyglądał w ataku, nie tylko ze względu na zmarnowane okazje, ale również całą jakość sytuacji. Wiele dograń w pole karne nie sprawiło żadnego zagrożenia pod bramką islandzkiego zespołu. Katastrofalnie grał Luiz Henriquez, który swoją dyspozycją nie przypominał tego zawodnika, który doświadczył wielu laurów z ekipą poznańskiego Lecha w europejskich pucharach. Panamczyk grał bardzo chaotycznie, a jego centry w „szesnastkę” pozostawiały wiele do życzenia. Nie błyszczał również Kasper Hamalainen, który oprócz efektownego strzału z dystansu w pierwszej połowie niczym szczególnym się nie wyróżnił. Mariusz Rumak miał dużą nadzieję, że kiedy wpuści na plac gry Łukasza Teodorczyka w miejsce Vojo Ubiparipa, to ofensywa nabierze większego rozmachu. Były gracz Polonii Warszawa nie stworzył sobie żadnej klarownej sytuacji, dzięki której mógłby stać się bohaterem kibiców przy ulicy Bułgarskiej.
Stracone zaufanie
Kibice, którzy przyszli na stadion, wyrazili swoje niezadowolenie. Wiele razy w dość wulgarny sposób określali Mariusza Rumaka, a na koniec bili brawa zawodnikom islandzkiej drużyny, gwiżdżąc później na piłkarzy Lecha. Gracze poznańskiego zespołu zdali sobie sprawę, że czwartkowa porażka jest czymś więcej niż zwykłą kompromitacją. Dlatego Łukasz Trałka, Hubert Wołąkiewicz oraz Krzysztof Kotorowski pojawili się w sali konferencyjnej, aby przeprosić za sytuację, która ich całkowicie przerosła. – Bierzemy na siebie odpowiedzialność za to, co się stało. Nie tylko dzisiaj, ale za całą za naszą grę od początku sezonu, która wygląda fatalnie. Zespół zawsze będzie stał za trenerem, ale od naszych słów nie będzie zależała przyszłość – powiedział Łukasz Trałka.
Gra Lecha Poznań wygląda karygodnie od początku sezonu. Zawodnicy prowadzeni przez Mariusza Rumaka w ubiegłą niedzielę zostali ograni przez nieskuteczną Wisłę Kraków, która nie rozegrała dobrego spotkania, ponieważ popełniała również sporo błędów. Nic dziwnego, że wiele osób miało obawy przed starciem ze Stjarnanem, które rzeczywiście się sprawdziły. Trener wicemistrzów Polski nie ukrywał, że jego podopieczni zbyt wiele pomyłek zanotowali w spotkanie przeciwko ekipie Franciszka Smudy, lecz obiecał, że wszystko wróci do normy w czwartkowym spotkaniu. Porażka w III rundzie kwalifikacyjnej LE jest dla kibiców prawdziwym rozczarowaniem i będzie trzeba od nowa odbudować zaufanie swoich fanów.
Czas na zmiany
Mariusz Rumak trzeci raz z rzędu poległ w III rundzie kwalifikacyjnej w europejskich pucharach. W 2012 roku można było wytłumaczyć porażkę z AIK Solna, bo szwedzkie ekipy są zdecydowanie bardziej ułożone od drużyn nad Wisłą. Natomiast odpadnięcie z Żalgirisem Wilno czy też ze Stjarnanem jest sporą rysą na trenerskim CV Mariusza Rumaka. Zresztą bilans wyjazdowych meczów Lecha w Lidze Europy nie przemawia za szkoleniowcem poznaniaków, bo tylko jeden mecz został wygrany na siedem spotkań. Reszta kończyła się szczęśliwymi remisami bądź porażkami. Kibice wetowali na stadionie pod koniec meczu, więc po takiej porażce posada trenera Mariusza Rumaka jest mocno zagrożona. Nikt nie chce w Poznaniu, aby Lech dawał się ogrywać amatorom, którzy nie mają większego pojęcia o grze w piłkę.