Czwartkowy wieczór zdecydowanie nie należał do najlepszych dla polskich bramkarzy. Marcin Bułka w swoim drugim meczu w barwach Paris Saint-Germain popełnił błąd, którego konsekwencją była porażka z niżej notowanym beniaminkiem, RC Lens. Wojciech Pawłowski również ma o czym rozmyślać. Jego Widzew przegrał z Chrobrym Głogów, a na konto 27-latka można dopisać winę przy minimum dwóch bramkach. Wychowanek Bałtyku Koszalin notuje bardzo słaby początek sezonu. Gdzie leży jego problem?
Wojciech Pawłowski, jak na polskie warunki, jest zawodnikiem bardzo doświadczonym. Może się pochwalić dość bogatym CV, w którym znajduje się między innymi epizod na włoskiej ziemi, a konkretniej w Udinese Calcio. I choć polski bramkarz nie zrobił zbyt wielkiej kariery za granicą, a w pamięci najbardziej mógł się zapisać pewien jego wywiad w języku angielskim, to umiejętności czysto piłkarskich odmówić mu nie można.
Udowadniał to chociażby w zeszłym sezonie, szczególnie jesienią, kiedy to niejednokrotnie ratował Widzew przed utratą gola. Swoimi dobrymi występami znacząco przyczynił się do awansu łódzkiej drużyny na drugi poziom rozgrywkowy. I to pomimo zdecydowanie słabszej wiosny.
– Bardzo dobra jesień. Wybronił wiele beznadziejnych piłek. Właściwie nie było meczu bez jakiegoś „supersave”. Tuż przed pandemią uratował też mecz z Górnikiem Łęczna. Później dostosował się formą do całej drużyny. Możliwe, że to właśnie zrównanie poziomu było przyczyną szerszych problemów Widzewa.
Nie mieliśmy Wojtka wyrastającego ponad resztę jak na początku i być może ten fakt spowodował, że nie dało się już przykrywać błędów popełnianych przez kolegów z drużyny. Forma Pawłowskiego jesienią była tak dobra, że gdyby bronił tak cały sezon, to na pewno nie grałby dzisiaj w 1. lidze, a gdzieś dużo wyżej – przekonuje Arkadiusz Stolarek z „Widzew TV”.
Początek sezonu – istota błędów
W przypadku Wojciecha Pawłowskiego to, co zaczęło się na wiosnę, trwa do teraz. 27-latek popełnia kuriozalne błędy, a na swoim koncie ma już minimum cztery zawinione bramki. Ale od początku. Na otwarcie ligowych zmagań Widzew mierzył się na wyjeździe z Radomiakiem Radom. Goście dość szybko wyszli na prowadzenie. Później jednak stało się coś, co trudno wytłumaczyć.
Na początku drugiej połowy Podliński zagrał piłkę na pole karne do Karola Angielskiego. Były zawodnik Wisły Płock świetnie się obrócił, po czym uderzył na bramkę łodzian. Futbolówka odbiła się od bramkarza i wpadła do siatki.
Wojciech Pawłowski zawinił też przy golu numer dwa. Wówczas skapitulował po strzale głową z ostrego kąta. To nie był jednak koniec. W doliczonym czasie gry wychowanek Bałtyku Koszalin po raz kolejny popełnił błąd, tym razem piłka przeszła między jego nogami. Widzewiacy z kretesem przegrali w Radomiu. Tym samym sezon rozpoczęli od bolesnego falstartu.
Widzew Łódź – pierwszoligowy falstart po kontrowersyjnym awansie
Poprawy nie było także wczoraj w Głogowie. Mimo że trener Dobi dał Pawłowskiemu kolejną szansę, ten znowu jej nie wykorzystał. Chrobry pewnie pokonał beniaminka z Łodzi, a 27-letni golkiper znowu zaliczył wpadki. Pierwszą już w 7. minucie. Strzał zza pola karnego oddał wówczas nowy zawodnik gospodarzy, Jaka Kolenc, a Pawłowski za wcześnie rzucił się do piłki, która po koźle zatrzepotała w siatce.
Przy drugim trafieniu wydawało się zaś, że bramkarz Widzewa był trochę źle ustawiony. Natomiast gol z końcówki był właściwie kwintesencją obu dotychczasowych spotkań ligowych, bowiem Wojciech Pawłowski puścił gola po strzale z ostrego kąta. Tym razem katem okazał się być Mikołaj Lebedyński.
Wojciech Pawłowski – w czym tkwi jego problem?
Żeby nie było, nikt nie sugeruje, że Wojciech Pawłowski zatracił wszystkie swoje bramkarskie umiejętności, bo tak zwyczajnie nie jest. Mimo wczorajszych błędów raz też uratował Widzew przed stratą bramki. I zrobił to w sposób imponujący. Można się zatem zastanawiać, gdzie leży przyczyna problemów 27-latka.
– Szczerze, trudno to racjonalnie wytłumaczyć. W rundzie jesiennej poprzedniego sezonu, kiedy Wojtek wywalczył miejsce w pierwszym składzie, był pewnym punktem drużyny. Wiosną nie szło mu już tak dobrze, zresztą i całej drużynie. Sam Wojtek popełnił błąd w swoim ostatnim ligowym meczu, który kosztował go czerwoną kartkę.
Teraz od początku rozgrywek, dwa mecze w lidze, sparing, większość bramek na jego konto. Nie wiem, czy tutaj problem leży już w głowie czy może w trenerze bramkarzy i on tutaj nie do końca odpowiednio z Wojtkiem pracuje. Na pewno widać regres i na tą chwilę trudno być optymistą – mówi Adrian Somorowski, statystyk oraz redaktor Lajfy.com.
I tu może być odpowiedź. Niewykluczone, że problem leży właśnie w głowie zawodnika. Trudno byłoby się temu dziwić, gdyż w ostatnim czasie spadła na niego spora fala krytyki. A kolejne błędy tylko napędzają ten mechanizm.
Jestem zdania, że to nie jest kwestia umiejętności, ale chyba coś jest nie tak z głową. Strasznie krytykowany – nie bez powodu – był Pawłowski za mecz z Radomiakiem. W sparingu z Rakowem też pewnością nie grzeszył, po jego błędzie stracona bramka. Dzisiaj znów farfocel… #CHRWID https://t.co/jxunCr5EYj
— Wojciech Bąkowicz (@WBakowicz) September 10, 2020
Czas na derby
Teraz Widzewa czeka jeden z najważniejszych meczów w całym sezonie, a więc derby z Łódzkim Klubem Sportowym. Trenera Enkeleida Dobiego najprawdopodobniej czeka teraz podjęcie bardzo trudnej decyzji odnośnie do obsady bramki na to spotkanie.
I fakt, że Wojciech Pawłowski popełniał ostatnimi czasy sporo błędów, ale jego głównym konkurentem między słupkami jest Miłosz Mleczko wypożyczony z Lecha Poznań. Jest to zawodnik bardzo młody i nie wiadomo, czy z automatu udźwignąłby ogromną presję związaną z derbami. Brakować może mu również rytmu meczowego, gdyż swój ostatni mecz rozegrał w połowie lipca.
– Ja byłem za tym, żeby Wojciech Pawłowski usiadł już na ławce w potyczce z Chrobrym, a Miłosz Mleczko przetarł sobie szlaki przed derbami. W bramce został jednak Pawłowski i każdy widział, jak to wyglądało. Fakt, że debiut Mleczki wypadłby teraz na derby, może zadziałać w dwie strony.
Jeżeli chłopak mentalnie sobie poradzi, to tylko udowodni, że zasługuje na grę w takim klubie jak Widzew. Jeśli jednak sportowo zaprezentuje się jeszcze gorzej od Wojtka Pawłowskiego, to może warto zadać sobie pytanie, po co był ściągany tak naprawdę do klubu, skoro rywalizacji i tak nie wygra – tłumaczy Adrian Somorowski.
***
Jeśli natomiast chodzi o cały Widzew, to po raz kolejny potwierdza się dobrze znana sentencja, że nazwiska w piłce nożnej nie grają. Łodzianie pomimo bardzo mocnego składu, w którym większość graczy może pochwalić się przeszłością w najwyższej klasie rozgrywkowej, prezentują się poniżej wszelkich oczekiwań.
– Jest bardzo źle. Uważam, że drużynie potrzebny jest natychmiastowy wstrząs w każdej formacji. W innym wypadku dalej będzie szło to w złą stronę – mówi nam Adam Sadowiak, redaktor nieoficjalnej strony łódzkiego klubu.
Podsumowując, środowe derby mogą być kluczowe nie tylko dla bohatera dzisiejszego tekstu oraz trenera Dobiego, ale przede wszystkim całego Widzewa. Po tym spotkaniu będzie można powoli zastanawiać się, o co w tym sezonie będą grali czterokrotni mistrzowie Polski.