Widzew Łódź – pierwszoligowy falstart po kontrowersyjnym awansie


Beniaminek zaplecza ekstraklasy Widzew Łódź na inaugurację sezonu uległ Radomiakowi Radom 1:4. Czy to początek jego nowych kłopotów?

3 września 2020 Widzew Łódź – pierwszoligowy falstart po kontrowersyjnym awansie

Nie ulega wątpliwości, że nie tak dawny zdobywca niechlubnego rekordu Guinnessa Widzew Łódź minionej soboty fatalnie rozpoczął zmagania w pierwszoligowych realiach. Po zwycięskim blamażu w wiosennej rundzie drugoligowych rozgrywek nastąpiło kiepskie otwarcie nowej edycji Fortuna 1. Ligi, które podopieczni Enkeleida Dobiego zgotowali sobie podczas wyjazdowego spotkania z Radomiakiem. Zaprezentowali się w nim bardzo słabo i mimo początkowego prowadzenia za sprawą trafienia kapitana zespołu Marcina Robaka ponieśli dotkliwą porażkę.


Udostępnij na Udostępnij na

Taka postawa beniaminka dla obserwatorów zmagań na polskich ligowych boiskach nie powinna być żadnym zaskoczeniem. Zespół z „Serca Łodzi” ostatnimi czasy wielokrotnie okazywał się za słaby nawet na niezbyt wymagających rywali z trzeciego szczebla rozgrywek. Trudno było wobec tego oczekiwać jakichś pozytywnych efektów pracy szkoleniowca, dla którego mecz z ekipą „Zielonych” był oficjalnym meczowym debiutem. Widzew pomimo kolejnych transferowych przetasowań nadal prezentuje się przeciętnie, a boiskowa aktywność kilku doświadczonych graczy stale pozostawia wiele do życzenia. Czy połączenie młodości z akcentami ekstraklasy w oparach nieustającej pandemii zapewni łodzianom utrzymanie na zapleczu ekstraklasy, dowiemy się już wkrótce.

Skarb kibica Fortuna 1. Ligi: Widzew Łódź – chaos, a później awans?

Zdarta płyta wciąż na chodzie – porażka na inaugurację ligi

Wicemistrz poprzedniego sezonu drugiej ligi Widzew Łódź swoją przygodę w Fortuna 1. Lidze zaczął naprawdę kiepsko. Nie można jednak zapominać o jego pierwszym rywalu, którego ostatnia kampania na zapleczu krajowej elity wypadła po prostu znakomicie. Drużyna Dariusza Banasika była jednym z kandydatów do awansu, który to ostatecznie utraciła dopiero po ostatnim finałowym meczu w barażach. To właśnie zespół z Radomia podczas startu nowego sezonu podejmował świeżo upieczonego beniaminka, którego szereg problemów jest na porządku dziennym. Oprócz rokrocznych rewolucji w składzie klub z ulicy Piłsudskiego doświadczał wielu trenerskich zawirowań, a niedawno był świadkiem jednego kibicowskiego skandalu.

Tak czy inaczej premierowa konfrontacja „Czerwono-biało-czerwonych” w pierwszoligowej kampanii 2020/2021 mimo dobrego początku zakończyła się zwycięstwem gospodarzy. Jak pokazał nam jednak przebieg wspomnianego meczu, o końcowej klęsce łodzian zaważyła ich słaba dyspozycja w obronie w drugiej połowie. Podczas pierwszej odsłony Widzew Łódź był w stanie stworzyć kilka stuprocentowych okazji, z których jedna zakończyła się golem. Otwarcie wyniku należało do gości, o które pomyślnie postarał się kapitan i najlepszy strzelec byłego drugoligowca, napastnik Marcin Robak. Z minuty na minutę stawał się coraz groźniejszy, co przynajmniej czasowo pozwalało z optymizmem wierzyć w korzystne rozstrzygnięcie spotkania.

Sytuacja ta trwała jednak tylko przez pierwszą część meczu, po której nastąpiło niespodziewane przebudzenie znacznie mocniejszego rywala. Radomiak już od początku drugich 45 minut grał na wysokich obrotach, co w perspektywie trzech kwadransów zostało spuentowane czterema bramkami. Co ciekawe, wszystkie te trafienia radomianie zanotowali po wyraźnych błędach łódzkiej defensywy, której czteroosobowa załoga wyglądała niczym szwajcarski ser. Począwszy od debiutanckiego gola Karola Angielskiego w 46. minucie, poprzez gole Karola Podlińskiego i Leandro (50′, 73′), aż do decydującej bramki Miłosza Kozaka (94′). Oliwy do ognia we wspomnianych sytuacjach poprzez dramatyczne interwencje dołożył jeszcze słabo dysponowany tego dnia bramkarz łódzkiego teamu, Wojciech Pawłowski. Piłkarze Banasika byli w wielu momentach spotkania stroną dominującą i odnieśli zasłużone zwycięstwo (4:1) nad ich nowym ligowym rywalem. Z kolei mający za sobą fatalne minione półrocze w drugiej lidze Widzew Łódź otworzył swoją piłkarską puszkę Pandory ponownie.

Pierwsza liga piłkarskim egzaminem dojrzałości – Widzew Łódź kandydatem do awansu?

Jeśli uważnie przyjrzymy się zespołowi widzewiaków, dostrzeżemy w nim kilka solidnych argumentów do tego, aby w nieodległej przyszłości stał się kluczowym ogniwem pierwszej ligi. Choć stawka w jej bieżącej edycji wydaje się stosunkowo wyrównana, z całą pewnością ekipa albańskiego trenera dysponuje kilkoma wyróżniającymi atutami. Jednym z nich jest obecność w jego szeregach byłych graczy występujących niegdyś w ekstraklasie, których bagaż doświadczeń i umiejętności mogą okazać się niezbędne do osiągnięcia jak najlepszego wyniku. Nie sposób nie przytoczyć osoby zdecydowanego lidera Marcina Robaka, który przed laty cieszył się z dwukrotnego tytułu króla strzelców ekstraklasy. Jego boiskowa pracowitość, wysoka skuteczność, a także charyzmatyczna osobowość niejednokrotnie powodowały u przeciwników spory zawrót głowy.

 

Warto nadmienić, że mimo podeszłego piłkarsko wieku (37 lat) ma jeszcze spory zapas sił, co pokazał chociażby w zeszły weekend. W swoim CV posiada takie zespoły, jak: Lech, Piast czy Śląsk, tak że nie powinien mieć problemu ze zdobyciem bramkowej dwucyfrówki. Dużo będzie zależało również od byłego pomocnika Lecha Mateusza Możdżenia oraz mającego krótki epizod w Legii estońskiego skrzydłowego Henrika Ojamy. Warto pamiętać o młodym adepcie kieleckiej szkoły pomocniku/obrońcy Łukaszu Kosakiewiczu oraz o wracającym do łask byłym golkiperze Górnika Wojciechu Pawłowskim. Taki stan rzeczy sprawia, że Widzew Łódź przynajmniej na papierze wygląda jak rutynowy kandydat do ekstraklasowego awansu.

Innym ważnym czynnikiem dobrej specyfiki klubu mogłaby okazać się filozofia jego nowego szkoleniowca. Albański trener widzewiaków podczas pracy w Górniku Polkowice słynął z dobrego przygotowania swoich podopiecznych w motoryce i kondycji. Aspekty te przy odpowiedniej optymalizacji zapewniłyby spokojne poczynania w lidze. Co więcej, preferował nadzwyczaj ofensywny styl gry, jaki w przypadku łodzian starało się doszlifować kilku poprzednich trenerów. Jeśli tylko wkomponuje do niego właściwych graczy, to nawet przy sporych stratach w defensywie może pokusić się o sprawienie sensacji. Taką w innym aspekcie jest nie od dziś liczba sprzedawanych karnetów oraz stadionowa frekwencja, które z powodzeniem przewyższają wielu przedstawicieli ekstraklasy.

Ostatni mecz okiem eksperta

– Widzew Łódź podobnie jak w poprzednim sezonie miał lepsze i gorsze momenty, które można podzielić na pierwszą i drugą połowę. Pierwsza wyglądała naprawdę nieźle, więcej przy piłce był Radomiak, to Widzew tworzył sobie sytuacje i szybko objął prowadzenie. Widzew miał jeszcze dwie, trzy okazje do tego, aby podwyższyć prowadzenie, ale Ameyaw i Tanżyna nie wykorzystali stuprocentowych sytuacji. Problem pojawił się dopiero po przerwie, kiedy to się zemściło. Po przerwie wyglądał dużo słabiej, na samym starcie dostał cios w postaci bramki wyrównującej, później Radomiak wyszedł na prowadzenie 2:1 i zaczęły się schody – mówi naszemu portalowi Maciej Wojciechowski, redaktor naczelny portalu Widzew To My oraz szef radia RadioWidzew.pl. 

– Trudno było utrzymać się przy piłce, gdyż rywale kontrolowali sytuację i nie udawało się już tworzyć żadnych bramkowych sytuacji. Zwłaszcza po zejściu debiutującego Merveille’a Fundambu (piłkarza, który przyszedł właśnie z Radomiaka) gra w ofensywie nie istniała. Próby atakowania kończyły się kontrami, po których Radomiak strzelił dwie kolejne bramki i w ten sposób się to zakończyło. Bardzo mało wnieśli do gry nowi piłkarze, jak: Mateusz Michalski, Dominik Kun, Patryk Mucha, Karol Czubak i Petar Mikulić. Zawodnicy sprowadzeni latem (i oczywiście powrót Michalskiego) są na takim etapie przygotowań albo aklimatyzacji w zespole, że nie byli w stanie niczego pozytywnego wnieść. Do tego wszystkiego doszła fatalna dyspozycja dnia Łukasza Kosakiewicza i bramkarza Wojciecha Pawłowskiego – przyznaje dziennikarz.

Walka o ekstraklasę czy pierwszoligowa monotonia?

– Na co stać Widzew Łódź w tym sezonie, trudno oczywiście stwierdzić. Już przed meczem z Radomiakiem mieliśmy problem, aby określić szanse Widzewa w pierwszej lidze, to była taka duża niewiadoma. Ja myślę, że ta porażka w Pruszkowie z Radomiakiem nie przekreśla szans na dobry wynik, ale też nie napawa optymizmem. W tym momencie trzeba będzie jeszcze poczekać dwie, trzy kolejki i zobaczyć, jak zespół zareaguje na tę wpadkę. Wiadomo, że miały być derby Łodzi rozgrywane w weekend, ale stety niestety (chyba dla nas stety) zostało to przełożone o półtora tygodnia. Konfrontacja z ŁKS-em teraz, w ten weekend byłaby trudna. Po dobrym starcie ŁKS-u i kiepskim starcie Widzewa ta mentalna przewaga byłaby po stronie naszego derbowego rywala – podkreśla Wojciechowski.

– Przed nami mecz wyjazdowy z Chrobrym Głogów i zobaczymy, jak ta drużyna zareaguje. Przed zespołem postawiony jest cel działaczy i włodarzy klubu, którzy chcieliby, patrząc, jak drużyna została wzmocniona i jakie ruchy kadrowe zostały wykonane oraz jakim budżetem dysponuje pierwsza drużyna, zająć miejsce w pierwszej szóstce, włączyć się do walki o awans. Porażka z Radomiakiem na starcie tego celu nie zmienia. Nadal celem drużyny jest zajęcie miejsca co najmniej barażowego. Warto dodać, że prezes Martyna Pajączek na przedsezonowej konferencji powiedziała, że drużyna owszem bardzo będzie chciała awansować, ale nie musi. To nie były jej słowa tak cytowane wprost, ale taki można wysnuć wniosek – dodaje opiniodawca

– Widzew chce awansować w tym sezonie do ekstraklasy, ale ta drużyna jest budowana już trochę inaczej niż poprzednio. Dokooptowano młodszych zawodników za mniejsze pieniądze – już nie ma takich transferowych bomb jak Mateusz Możdżeń czy Marcin Robak. Polityka kadrowa jest nieco zmieniona, trochę mniej wydajemy i nie stawiamy na zawodników ogranych na takie zgrane karty. Skupiamy się raczej na tych, którzy chcą z Widzewem jeszcze iść w górę, bo chcą się rozwijać. Albo są wciąż na etapie, w którym mogą coś tej drużynie dać. Tak jak Michalski czy Kun, którzy mają swoje lata – to nie są młodzi gracze, tylko mają 29 i 27 lat. Pozostałe transfery to 20-letni Czubak, 20-latek Mikulić, młodym zawodnikiem jest też Mucha i tak samo 20 lat ma Fundambu – zapewnia założyciel rozgłośni RadioWidzew.pl. 

„Jeśli nie uda się awansować, nie stanie się tragedia”

– Widać, że ta kadra wygląda trochę inaczej. Pani prezes powiedziała, że jeśli zespołowi nie uda się awansować w pierwszym sezonie do ekstraklasy, nie stanie się żadna tragedia. Drużyna dostanie szansę w kolejnym sezonie, można powiedzieć, że delikatnie zmieniła się optyka w Widzewie. Z takiej filozofii, że co roku musi być awans i musimy awansować, kiedy klub przechodził reaktywację. Z czwartej do trzeciej, trzeciej do drugiej, drugiej do pierwszej – wymienia nasz rozmówca.

– Teraz jest lekka zmiana, może to potrwać nawet dwa sezony, gdyby ta drużyna nie awansowała w tym roku do ekstraklasy. Ale poczyni progres i będzie budowana oraz wzmacniana. Nie będzie trzęsienia ziemi, jeżeli Widzew Łódź dopiero w przyszłym sezonie na poważnie włączy się do walki o awans. Jeśli w tych rozgrywkach ułożą się wyniki, a cel pierwszej szóstki dobrze wypali w jego realizacji, wszyscy będą chcieli dążyć do tego awansu i skorzystać z tej szansy – stwierdza ekspert.

Opinii ciąg dalszy

– To były zupełnie dwie różne połowy. Pierwsza dla Widzewa na plus, bo Radomiak nie oddał żadnego celnego strzału na bramkę. Rzadko się zdarza, żeby drużyna, będąc gospodarzem, przez 45 minut nie stworzyła żadnej klarownej sytuacji na bramkę. W drugiej połowie drużyna Widzewa była zupełnie inna. Wszystko, co Radomiak kierował w stronę bramki, to po prostu padało. Trudno tu cokolwiek powiedzieć, bo rzadko tak się zdarza nie tylko w pierwszej lidze, lecz także i ligach europejskich. W pierwszej odsłonie zespół gra w piłkę bardzo dobrze, a w drugiej tak, jakby zapomniał, jak się gra w nogę. Radomiak w tym spotkaniu udowodnił, że to nie był przypadek, że była to drużyna, która biła się o ekstraklasę – uświadamia nas Adam Sadowiak, dziennikarz portalu Widzewlodz.info. 

– Jeżeli chodzi o Radomiaka, może zastanawiać to, że Widzew kupił trzech zawodników z ekipy trenera Banasika. Tak naprawdę poza Merveillem Fundambu żaden z tych zawodników się nie wyróżnił. To jest zastanawiające, natomiast ja spojrzałbym na to z drugiej strony. Dajmy nowemu trenerowi czas, ponieważ on układa drużynę, a wiemy, jakie są przetasowania w tym zespole i że na nich jeszcze się nie skończy. Myślę, że w najbliższym czasie będą ruchy kadrowe, zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Widzew to jest bardzo ciekawy team. Jeżeli sprowadza takiego gracza jak Karol Czubak, który w poprzednim sezonie strzela 18 bramek, to warto się temu dobrze przyjrzeć – tłumaczy bliski obserwator łódzkiego klubu.

– Sądzę, że rywalizacja o drugie miejsce u boku Marcina Robaka będzie niezwykle zacięta. Bo Merveille, mimo że nie strzelił bramki, to debiut może zaliczyć do przyzwoitych. Natomiast jeśli chodzi o Karola Czubaka, to zdecydowanie więcej się spodziewałem po tym graczu. Trzeba również pamiętać, że to młody, 20-letni chłopak. Przychodzi do klubu z wielką tradycją, ogromną historią, więc należy dać młodemu czas. Jednakże od Wojtka Pawłowskiego naprawdę trzeba oczekiwać dużo więcej i tego samego się też spodziewać. Czy za tydzień w meczu z Chrobrym Głogów będzie zmiana w bramce, nie wiem, bo o to trzeba by zapytać trenera. Wydaje mi się, że Miłosz Mleczko nie jest w tej rywalizacji bez szans – dodaje medialny działacz Widzewa.

„Potrzebna jest rywalizacja na każdej pozycji”

– Uważam, że w każdej klasowej drużynie (a taką jest Widzew) potrzebna jest rywalizacja na każdej pozycji. Dlatego też przedwczoraj został sprowadzony do niego Patryk Stępiński, aby rywalizować o miejsce na prawej flance obrony z Łukaszem Kosakiewiczem. To jest młody perspektywicznie, 25-letni piłkarz i trzeba pamiętać, że ma sporą liczbę występów w ekstraklasie. Należy powiedzieć, że Łukasz powinien czuć oddech Patryka na plecach, jeśli chodzi o formację środkową. Tam jest to wszystko ściśnięte, bo grają jeszcze Bartek Poczobut oraz doświadczony Mateusz Możdżeń – precyzuje nasz drugi rozmówca.

– W kadrze pozostał Daniel Mąka, z którym podpisano nowy kontrakt. Cały czas w rywalizacji biorą udział także reprezentant Estonii, Henrik Ojamaa, Konrad Gutowski, swoje miejsce ma również Marcel Gąsior. Nie wiadomo jednak, czy ci wszyscy zawodnicy zostaną, gdyż z moich informacji wynika, iż niekoniecznie. Dzisiaj pierwszy zespół liczy 27 zawodników. Trener Enkeleid Dobi na pierwszej konferencji przed rozpoczęciem sezonu powiedział, że liczy na ekipę 24-osobową. Wynika z tego, że co najmniej dwóch z tych piłkarzy będzie musiało odejść – wyjaśnia ekspert. 

„Chcemy grać o ekstraklasę”

– Nie oszukujmy się, że sprowadzeni w przerwie letniej Czubak, Stępiński, Fundambu, Mąka czy Mleczko dają jasny sygnał, że Widzew nie myśli przezimować tego sezonu w pierwszej lidze i zaatakować dopiero w następnym roku. Cel przed drużyną został postawiony jasno i mówi o zajęciu na koniec kampanii miejsca w przedziale 1.-6. To prosta deklaracja – chcemy grać o ekstraklasę. Klub poza wielkimi tradycjami i obszerną historią posiada wspaniałych fanów, co można powiedzieć również o Arce Gdynia czy ŁKS-ie Łódź. Miejsce takich drużyn jest niewątpliwie w ekstraklasie. Pokazały to pierwsze mecze w tej lidze, gdyż ŁKS i Arka dość gładko pokonały swoich rywali. Zapewne kupiony przez gdynian Rafał Wolsztyński (ekswidzewiak) odpłaci się dobrą grą trenerowi Mamrotowi – mówi prezenter radia RadioWidzew.pl.

– Powiem w ten sposób: jeżeli chodzi o poziom kibicowania, to mogę przyznać, że Widzew jest już na szczeblu ekstraklasy. Pokazuje to sprzedaż karnetów, dzięki której kibice ustanawiają co pół roku rekord Polski. W tej chwili wynosi on 16401 sprzedanych abonamentów. Wszystko wskazuje na to, że to rekordowe osiągnięcie znów zostanie wyśrubowane na kolejną liczbę – przytacza na koniec Sadowiak. 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze