Ostatniego meczu reprezentacji Włoch w tak szczególnym dla Italii roku kibice miło wspominać nie będą. Podopieczni Cesare Prandellego nie przeciwstawili się mistrzom Ameryki Południowej. Okazji ku temu było wiele, ale w bramce bardzo dobrze spisywał się Fernando Muslera, który czuł się na rzymskim Stadio Olimpico jak w domu.
Ostatni mecz reprezentacji Włoch w tym roku miał szczególną oprawę. Areną spotkania było przecież rzymskie Stadio Olimpico. Wieczne Miasto kojarzy się ze starciami gladiatorów. Wszak dziś na zielonym prostokącie naprzeciw siebie stanęły dwie piłkarskie potęgi. Przed pierwszym gwizdkiem arbitra odbyła się mała prezentacja artystyczna z okazji 150. rocznicy zjednoczenia Włoch. W 2011 roku Półwysep Apeniński świętował ten fakt przez 12 miesięcy. Piłkarze Prandellego w pierwszych minutach meczu chyba myślami byli przy tym widowisku. Bardzo szybko „Squadra Azzurra” dała sobie wbić bramkę. W 3. minucie prawą stroną boiska bezkarnie przebiegł Caceres. Obrońca swój rajd zakończył precyzyjnym dośrodkowaniem, które na bramkę zamienił Sebastian Fernandez. Przy tej akcji wyraźnie zaspał defensor gospodarzy, Andrea Ranocchia.
Włosi po takim ciosie szybko starali się stanąć na nogi. Pierwsza klarowna okazja nadarzyła się w 17. minucie. Wówczas z dystansu uderzył Mario Balotelli, lecz dobrze ustawiony Muslera sparował strzał. Po chwili swoją okazję miał Osvaldo, ale piłka po jego próbie minęła bramkę. „Squadra Azzurra” długo gościła na połowie rywala, ale nie miała pomysłu na składną akcję. Choć oddać trzeba, że „Urusi” na niewiele gospodarzom pozwalali. Aktywny Osvaldo próbował zaskoczyć Muslerę w 35. minucie. Jednak jego uderzenie głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego było minimalnie niecelne. Zdecydowanie lepszą okazję miał moment później Balotelli. Napastnik Manchesteru City znalazł się w polu karnym i spokojnie przyjął sobie piłkę. Jednak nie potrafił oddać strzału na tyle mocnego, by futbolówka zatrzepotała w siatce. W bramce znów czujnością wykazał się Muslera. W pierwszej połowie Włosi wyraźnie przeważali, lecz nie potrafili tego udokumentować strzeloną bramką.
Druga część spotkania zaczęła się nieco niemrawo. Włosi nie ruszyli szturmem na swoich rywali. To sprawiło, że mecz stał się dość nudny. W 54. minucie kibiców chciał rozruszać Cavani. Strzał Urugwajczyka świetnie wybronił Buffon. Odpowiedź ze strony gospodarzy przyszła natychmiastowo. Zaskoczyć Muslerę próbował Pepe, ale były gracz Lazio znów wyszedł górą z pojedynku. Chwilę później znów swojej okazji poszukał Osvaldo, ale oddał bardzo niecelny strzał. Napastnikowi Romy piłka wyraźnie nie „siedziała” dziś na stopie.
W 64. minucie Cavani już zaczął wiwatować z powodu korzystnego wyniku. Gracz Napoli zdecydował się na uderzenie z 40 metrów, a piłka poszybowała na 48. rząd trybun Stadio Olimpico. Urugwaj przejął na jakiś czas inicjatywę. W 69. minucie znów Cavani postraszył włoską defensywę. Jednak w zamieszaniu w polu karnym nie udało mu się oddać celnego strzału. Włosi najlepszą okazję w meczu mieli w 79. minucie. Wówczas Balzaretti przedarł się na jedenasty metr. Obrońca Palermo bardzo źle złożył się do strzału i z interwencją problemów nie miał Muslera.
„Squadra Azzurra” zwietrzyła swoją szansę, gdy w 81. minucie z zagranie futbolówki ręką drugą żółtą kartkę ujrzał Alvaro Pereira. Podopieczni Cesare Prandellego postawili wszystko na jedną kartę. Rozpaczliwie rzucili się do ataku, licząc na jakiś cud. Taki się nie zdarzył i dość nieoczekiwanie Włosi polegli w swoim ostatnim w tym roku meczu.