Wisła Płock przełamuje się


Wisła Płock wygrywa pierwszy mecz w rundzie wiosennej. Początek przełamania czy jednorazowy wybryk?

9 marca 2023 Wisła Płock przełamuje się

Pierwsze zwycięstwo Wisły Płock w rundzie wiosennej stało się faktem. Rewelacja początku sezonu ostatnio znacznie obniżyła loty, przegrała bowiem pięć spotkań z rzędu, z czego aż trzy z drużynami, które znajdują się w strefie spadkowej. Wczoraj udało jej się przełamać niechlubną passę i nareszcie poczuć smak zwycięstwa. Czy mecz z Wartą Poznań można uznać za przełamanie i początek powrotu do górnych rejonów tabeli, czy jedynie za wypadek przy pracy? Zapraszamy do lektury.


Udostępnij na Udostępnij na

Zaległy mecz drużyn ze środka tabeli, które nie walczą ani o puchary, ani o utrzymanie. Spotkanie o małym poziomie napięcia? Nie do końca. Wszystko za sprawą ostatnich poczynań Wisły Płock. Aby w miarę spokojnie przejść przez sezon w ekstraklasie, należy naprzemiennie wygrywać i przegrywać, czasem dorzucić jakiś remis. Tak jak robi to na przykład Śląsk Wrocław. Czasem coś mu wyjdzie, czasem nie i tak tkwi w przeciętności, ale za to jest stabilnie i unika większych kryzysów.

Wisła Płock, zaczynając sezon od kilku zwycięstw, w dodatku w znakomitym stylu, znacznie pobudziła apetyty kibiców. Oczekiwania wobec klubu automatycznie wzrosły. Wiadome było, że z czasem przyjdzie pierwsza porażka i pierwszy kryzys. O ile klęska z Widzewem Łódź nie popsuła znacząco atmosfery wokół drużyny, o tyle ostatnie wydarzenia jak najbardziej. Po gorszym okresie kilku spotkań wielu kibiców zaczynało łączyć „Nafciarzy” ze spadkiem. Po wczorajszym zwycięstwie nastroje wokół klubu poprawią się, ale na jak długo?

Fakt wygrania meczu istotniejszy od zdobyczy punktowej

To zwycięstwo było Wiśle Płock niesamowicie potrzebne. O ile sytuacja w tabeli nie wygląda wcale najgorzej i w kontekście całego sezonu te trzy punkty mogą okazać się mało istotne, o tyle sam fakt zwyciężenia meczu może mieć zarówno dla zawodników, jak i trenera kluczowe znaczenie. Przede wszystkim wpuści ono trochę świeżego powietrza do siedziby klubu i spowolni medialną nagonkę, która „Nafciarzom” towarzyszy już od porażki z Miedzią Legnica.

Wisła potrzebowała trochę szczęścia i je dostała. Wygrana w tym spotkaniu nie była skutkiem jakichś rewolucji w taktyce czy w wyjściowym składzie. Po prostu w tym dniu „Nafciarzy” ominął pech, który towarzyszył im od początku rundy. Trudno powiedzieć, że spotkanie z Wartą było dobre w ich wykonaniu, bo sam styl zwycięstwa pozostawał wiele do życzenia. Istotne jest jednak to, że indywidualne błędy popełniane przez zawodników Wisły w rundzie wiosennej nagminnie nie przyniosły konsekwencji.

Wisła Płock 1:0 Warta Poznań

Co do samego meczu, to trudno nazwać go porywającym. Zwłaszcza w pierwszych 45 minutach. Poziom samego spotkania był adekwatny do warunków, jakie panowały na obiekcie, jak i do samej murawy, ale od początku. Pierwszy kwadrans można określić słowem „marazm”. Nie działo się kompletnie nic, podopieczni trenera Szulczka czekali na ruch „Nafciarzy”, a ci bali się go wykonać. Widać było, że priorytetem dla drużyny z Płocka było niestracenie bramki w całej pierwszej połowie. Odbiło się to jednak na skuteczności i liczebności akcji ofensywnych.

Dopiero w 24 minucie spotkania Rafał Wolski pierwszy raz poważniej zagroził bramce strzeżonej przez Adriana Lisa. Bramkarza gości w tamtej sytuacji wyręczył jednak Robert Ivanov. Poza tym ze strony Wisły mieliśmy jeszcze jeden strzał Dominika Furmana spoza pola karnego, z którym bez większych problemów poradził sobie 30-letni bramkarz. Warta także miała kilka pojedynczych sytuacji, ale zawsze czegoś jej brakowało. A to dokładności, a to ostatniego podania, a to lepszego wykończenia. Ostatecznie na tablicy po pierwszych 45 minutach widniał bezbramkowy remis.

Obraz spotkania nieco zmienił się po przerwie. Warta Poznań po dość udanej pierwszej połowie lekko obniżyła loty i nie wyrzekła się błędów indywidualnych. Jeden z nich wykorzystał dobrze dysponowany tego dnia Dominik Furman, który odebrał piłkę w środku polu i zagrał idealne podanie do wychodzącego sam na sam Mateusza Szwocha. Były gracz Legii Warszawa dopełnił tylko formalności. To trafienie było tylko początkiem problemów warciarzy w tamtym spotkaniu. Już kilka minut później z boiska wyleciał Niilo Maenpaa, który potrzebował raptem dwóch minut, by otrzymać dwie żółte kartki.

Chwilę później dobrą okazję do zdobycia gola miał jeszcze Bartosz Śpiączka, ale strzał napastnika zdołał zablokować Konrad Matuszewski. W kolejnych minutach Wisła nieco się cofnęła i oddała osłabionej Warcie inicjatywę. Pod koniec swoje sytuacje mieli jedni i drudzy. Robert Ivanov nie wykorzystał błędu Krzysztofa Kamińskiego i trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pustą bramkę. Dogodną sytuację zmarnował Jacek Kiełb, a Wisła nie potrafiła strzelić bramki, przeprowadzając kontratak trzech na jednego. Mecz dwóch połów, druga zdecydowanie ciekawsza od pierwszej. O tym, czy Wisła zdoła podtrzymać dobrą passę, przekonamy się już w następny poniedziałek, kiedy podejmie na swoim stadionie Widzew Łódź.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze