Po ośmiu dniach od inauguracji jubileuszowy turniej Copa America zaczyna nabierać rumieńców. Pierwsza kolejka, która wielu postronnym obserwatorom mogła kojarzyć się z zeszłorocznym nudnym turniejem w Chile, odeszła w zapomnienie i druga runda spotkań przyniosła tak długo oczekiwany grad goli. Przy okazji byliśmy świadkami kilku niespodzianek, a także odpadnięcia z turnieju jednego z głównych pretendentów do końcowego zwycięstwa.
Faworytów dwóch
Meksyk i Argentyna. Dwie drużyny, które gromadzą na trybunach najwięcej widzów i prezentują zdecydowanie najlepszy futbol na całym turnieju. O ile po zespole „Albicelestes” można się było tego spodziewać i już przed Copa mówiono o nim jako głównym faworycie turnieju, o tyle tak dobra postawa Meksyku może być pewnym zaskoczeniem. Owszem, było wiadomo, że podopieczni trenera Osorio są mocni, aczkolwiek trudno było ich wymieniać wśród faworytów w jednym rzędzie z Argentyną, Brazylią czy też Urugwajem. Obecnie sytuacja się zmieniła i w spotkaniu z Jamajką Meksykanie potwierdzili znakomitą formę. Skutecznością imponuje Javier Hernandez, świetnie w środku pola prezentuje się Herrera, a bardzo dobrze na skrzydle wygląda Jesus Corona. Pewne zastrzeżenia można mieć do defensywy, która w spotkaniu z „Reggae Boyz” za dużo pozwalała, zwłaszcza Donaldsonowi, i wyższej klasy napastnik mógłby te błędy wykorzystać. Mimo to jedną bramkę straconą w spotkaniach z Urugwajem i Jamajką Meksykanie przed turniejem braliby w ciemno.
Z kolei Argentyna robi to, co do niej należy. Po dokonaniu vendetty na reprezentacji Chile kolejną ofiarą Messiego i spółki padła Panama, która nawet przez moment nie zagrażała zwycięstwu zespołu Martino. Wydaje się, że zespół „Albicelestes” jest na dobrej drodze do pierwszego od 1993 roku tryumfu na międzynarodowej scenie i drużyna wygląda zdecydowanie lepiej niż roku temu w Chile.
Dwie twarze Jamesa
Magia, szaleństwo, fajerwerki. Tak w skrócie można opisać dwa pierwsze spotkania w wykonaniu kolumbijskiego pomocnika. James Rodriguez na Copa przyjechał w kosmicznej formie i już pojawiają się głosy, że może doprowadzić Kolumbię nawet do spotkania finałowego. Kolumbijczyk nie dość, że świetnie rozgrywa, szuka piłki, często schodzi na lewą stronę i nie boi się brać odpowiedzialności na siebie, to jeszcze walczy w defensywie, zadając kłam tezom o tym, że grając w Realu Madryt, najzwyczajniej w świecie się rozleniwił. I choć daleki jestem od stwierdzenia, że James odbuduje swoją pozycję w klubie z Hiszpanii, to muszę przyznać, że na Copa America widzimy zupełnie inną wersję pomocnika. Co ważniejsze, tę, którą chcielibyśmy oglądać na co dzień. Turniej ten potwierdza tezę kolumbijskich mediów, że James w reprezentacji a James w klubie to dwie zupełnie inne postacie.
https://www.youtube.com/watch?v=rPmr0P_gsgo
CONCACAF pełni funkcję dekoracyjną
Haiti przyjęło od Brazylii siódemkę, Panama od Argentyny piątkę, Kostaryka zebrała srogie 0:4 i jedynie Jamajka powalczyła z Meksykiem, przegrywając minimalnie, aczkolwiek zasłużenie. Tak w skrócie wyglądała druga kolejka w wykonaniu zespołów z Ameryki Środkowej. I choć w zestawieniu tym nie liczę Meksyku i USA, teoretycznie należących do strefy CONCACAF, należy uczciwie przyznać, że reprezentacje z tego regionu prezentują się na turnieju mizernie. Fakt, nikt nie uznawał tych drużyn za realne zagrożenie dla CONMEBOLU, ale spodziewano się również bardziej wyrównanej walki z ich strony. Nic z tych rzeczy. W tym kontekście zaskakująco słabo wygląda zwłaszcza reprezentacja Kostaryki, która w spotkaniu z USA praktycznie sama pakowała sobie piłkę do bramki…
Suarez znów może ugryźć
Oscar Tabarez wykazał się w spotkaniu z Wenezuelą niebywałym zmysłem trenerskim. Brzmi to paradoksalnie, jeśli spojrzy się na końcowy wynik, ale trzeba uczciwie przyznać, że trener reprezentacji Urugwaju podjął świetną decyzję, nie wpuszczając Luisa Suareza na boisko. Aż trudno sobie wyobrazić, co tak nabuzowany Urugwajczyk mógłby zrobić z rywalami.
https://www.youtube.com/watch?v=FIYlQ9krJTQ
Swoją drogą odpadnięcie Urugwaju już w fazie grupowej można uznać za sensację sporego kalibru. Zespół Oscara Tabareza, wymieniany przed turniejem w gronie faworytów, kompletnie nie poradził sobie z brakiem swojego lidera Luisa Suareza, a Edison Cavani raził nieskutecznością, zwłaszcza w spotkaniu z Wenezuelą. Urugwajczycy, zamiast bić się o końcowy tryumf w turnieju, mecze decydującej fazy obejrzą więc przed telewizorami.
Wenezuela już nie jest chłopcem do bicia
Choć po pierwszej kolejce trudno było wytypować potencjalnego czarnego konia turnieju, druga seria spotkań rozwiązała ten problem, wskazując na reprezentację Wenezueli jako kandydata do tej roli. Jest to o tyle zaskakujące, że Wenezuelczycy od kilku lat regularnie przyjmowali baty od całej Ameryki Południowej, a z drużyny, która na Copa America w 2011 roku zajmowała czwarte miejsce, pozostały tylko wspomnienia. Na turnieju w USA zespół trenera Dudamela jednak odpalił i spowodował, że jeden z kandydatów do końcowego tytułu musi już pakować walizki. Mając w składzie taką perełkę jak Adalberto Penaranda i napastnika klasy Rondona, zespół Wenezueli może jeszcze sporo namieszać.