Wielki pomnik skromnego człowieka. Keylor Navas żegna się z Realem


Kostarykanin przeniesie się do Paris Saint-Germain

2 września 2019 Wielki pomnik skromnego człowieka. Keylor Navas żegna się z Realem

Znaliście kiedyś przypadek takiej licealnej pary, która z pozoru zupełnie do siebie nie pasowała, a mimo to stworzyła piękny związek? Taką parą w 2014 roku został Keylor Navas oraz Real Madryt, który wykupił Kostarykanina po znakomitym występie na brazylijskim mundialu. Przez te kilka lat ów związek wielokrotnie wydawał się zmierzać ku końcowi. W pewnym momencie tylko awaria faksu spowodowała, że ta więź siłą rzeczy musiała być kontynuowana. Z czasem okazało się, że z tego pozornie taniego romansu wyrosło coś więcej – zażyłość, którą uwieczniono na trzech nostalgicznych fotografiach: z Mediolanu, Cardiff oraz Kijowa. Teraz jednak liceum się kończy, a zakochani muszą rozejść się w swoje strony. Czas więc pożegnać Keylora Navasa, który odchodzi do Paris Saint-Germain.


Udostępnij na Udostępnij na

Początki Kostarykanina w Realu Madryt wcale nie były usłane różami. Keylor przybył na Santiago Bernabeu głównie za sprawą kapitalnej dyspozycji na ulubionym rynku dla Florentino Pereza – na Mundialu. Do tego dał się poznać na boiskach Primera Division, gdzie czarował cuda w bramce Levante – w sezonie 13/14 aż 17 ligowych czystych kont. Jednak mimo doskonałej formy na swoją okazję musiał cierpliwie poczekać.

Wtedy jeszcze w bramce Królewskich stał Iker Casillas. Legendarny hiszpański golkiper znajdował się na zakręcie kariery, jednak Navasowi nie udało się go od razu wygryźć ze składu. W całej kampanii 2014/2015 Kostarykanin rozegrał zaledwie 11 spotkań. Kulminacyjnym momentem dla kariery Keylora okazało się być lato 2015 roku, gdy los uśmiechnął się do niego dwukrotnie. Najpierw z klubu odszedł Casillas…

Wszystko przez faks

Potem jednak stało się coś, co mogło przypominać scenę ze znanego filmu pt. „Efekt Motyla”.  Gdy wydawało się, że dni Keylora w Madrycie są policzone, a samolot na Old Trafford grzał już silniki, transfer Davida De Gei wysypał się przez… „awarię faksu”. Oba zainteresowane kluby nie wyrobiły się z czasem wśród transferowego zgiełku i ostatecznie do wymiany między Madrytem a Manchesterem nie doszło. Z perspektywy lat można być pod wrażeniem, jak czasami nawet takie detale decydują później o historii futbolu.

W sezonie 2015/2016 nie było już wyjścia – Navas stał się numerem jeden w bramce Realu i szybko przekonał do siebie kibiców. Ci bowiem, zmęczeni słabą postawą Ikera Casillasa w poprzednich miesiącach, momentalnie zaczęli doceniać kolejne kocie parady Kostarykanina. Już na początku sezonu wybronił dwa rzuty karne, a jego fenomenalny występ przeciwko Celcie Vigo na długo zapisał się w pamięci. Krótko potem zaczęto rozważania – a może ten De Gea wcale nie był taki potrzebny?

Godny następca Ikera

Potem, jak w przypadku całego Realu, poszło już szybko i nadspodziewanie dobrze. Navas stał się pewnym punktem w bramce Realu, głównie za sprawą swojego genialnego refleksu. 185 cm wzrostu nie czyniło go może królem dośrodkowań, za to Keylor zdecydowanie rządził w parterze. Jak mało kto radził sobie z pojedynkami 1 na 1, często w cudowny sposób naprawiając wielbłądy linii defensywnej Królewskich.

W sezonie 2015/2016 nie tylko zachował 13 czystych kont w La Liga (co jak na standardy Realu Madryt było wynikiem znakomitym), ale także osiągnął drugi najlepszy wynik bez utraty gola w historii rozgrywek Ligi Mistrzów – 738 minut zakończone dopiero bramką Wolfsburga w 18. minucie pierwszego ćwierćfinału. Licząc bramkarzy, którzy rozegrali co najmniej 30 meczów Lidze Mistrzów na przestrzeni ostatnich 10 lat, tylko Jan Oblak i Salvatore Sirigu stracili mniej bramek od Navasa.

Keylor z czasem zbudował sobie na tyle silną pozycję, że Zinedine Zidane w 2018 roku osobiście zablokował transfer Kepy Arrizabalagi, którego Real mógł wtedy wyciągnąć za paczkę frytek. O odwadze tej decyzji Francuza niech świadczy fakt, że później ten sam golkiper został kupiony do Chelsea za rekordowa sumę 71,6 mln funtów.

Niedoceniany?

Wydaje się, że wkład Navasa w potrójny triumf w Lidze Mistrzów jest odrobinę niedoceniany. Najczęściej to Ronaldo, Marcelo, Ramos czy Bale zbierali cały blask reflektorów, za to Keylor doskonale radził sobie tam, gdzie czuł się najlepiej – w cieniu. I o ile każdy kibic pamięta o pięknych bramkach Bale’a czy o główce Ramosa, o tyle należy pochylić się także nad wkładem Kostarykanina. On bowiem dołożył do tego sukcesy porządną cegiełkę. Kluczowa parada w finale przeciwko Juventusowi, znakomity dwumecz z Bayernem w półfinale Ligi Mistrzów i wiele, naprawdę wiele innych interwencji, które pozwoliły ekipie Zidane’a wyjść z opresji.

Jasne, nie zawsze Keylor znajdował się w optymalnej formie. Czasami zdarzały mu się fatalne błędy, jak przeciwko Juventusowi w ćwierćfinale Ligi Mistrzów 2017/2018. Nie zmienia to jednak faktu, że takie mecze były w mniejszości. W ogólnym rozrachunku Navas był pewnym bramkarzem. Jeśli przeciwnik oddawał strzał z groźnej pozycji, to gdzieś w głębi serca zawsze liczyło się na ratunek z jego strony. Często można było złapać się za głowę po kolejnej, teoretycznie niemożliwej interwencji. Nic dziwnego więc, że tak wielu kibiców go pokochało.

Oddany klubowi

Jednak wielkie umiejętności to tylko jedna strona medalu. Jeśli można bowiem jednym słowem opisać pięć lat Kostarykanina w Realu, to będzie nim: oddanie. Keylor Navas wielokrotnie mógł czuć się wypychany z klubu, jednak nigdy nie przestał w siebie wierzyć. Jego skromna natura oraz gorliwa religijność pozornie nie pasowała do takiego piłkarskiego gwiazdozbioru. Z czasem okazało się, że spokojny duch doskonale tonuje nastroje w rozemocjonowanej szatni.

Mimo częstego zamieszania wokół jego przyszłości Keylor zawsze pozostawał skupiony na futbolu. Nie narzekał, nie stroił fochów, znał swoje miejsce i zdawał sobie sprawę z własnych umiejętności.

Navas to wzorowy profesjonalista, który bardzo przywiązał się do Królewskich barw. Gdy Real sprowadzał Thibauta Courtois, Keylor zasłynął wypowiedzią, że „prędzej umrze niż odejdzie z Realu”. Do ostatniego momentu nie poddawał się w walce o pierwszy skład. Tak swego czasu wypowiadał się o nim Julen Lopetegui:

On ma wiele zalet, ale jeśli miałbym wyróżnić jedną z nich to powiedziałbym, że jest niesamowicie ambitny. (…) Uważam go za niezwykłego profesjonalistę, który potrafił sprostać wielkim wymaganiom.

Zmiana warty

Wszystko jednak ma swój koniec. Romantyczna, licealna miłość musi ustąpić rozsądkowi. Sprowadzając o 5 lat młodszego Thibauta Courtois po (a jakże) znakomitym występie na rosyjskim Mundialu, można było oczekiwać niedalekiego odejścia kostarykańskiego golkipera. Sytuacja, w której w klubie znajdują się dwaj równorzędni bramkarze, nigdy nie okazuje się korzystną.

Pomijając już niekończącą się dyskusję, podobną do dyskusji wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, należy uznać, że ostatecznie podjęto decyzję rozsądną. Może przeczącą wewnętrznemu przeczuciu niektórych kibiców (wszak duża cześć fanów Królewskich nadal uwielbia Keylora), ale jednak rozsądną. Zinedine Zidane miał sporo czasu na wyłonienie swojej jedynki i dokonał swojego wyboru. Szkoda tylko, że Navas nie ogłosił swojego odejścia wcześniej – wtedy nie trzeba byłoby wypożyczać perspektywicznego Łunina do Realu Valladolid. Szkoda też, że symboliczne pożegnanie 32-latka na Bernabeu w poprzednim sezonie nie było już jego ostatnim meczem w madryckiej koszulce. Jakoś ładniej by to wyglądało niż odejście w ostatnich godzinach letniego okienka.

Keylor odejdzie jako trzykrotny triumfator Ligi Mistrzów, czterokrotny klubowy Mistrz Świata, trzykrotny zdobywca Superpucharu UEFA, a także jednokrotny mistrz Hiszpanii. Nawet jeśli Kostarykanin wolał dłużej posiedzieć na Santiago Bernabeu, to odchodzi z podniesionym czołem. Bądźmy szczerzy, Kostarykanin w żadnym wypadku nie spodziewał się takich sukcesów w momencie przenosin ze skromnego Levante.  Tymczasem teraz odchodzi jako bardzo zasłużony piłkarz, który był członkiem jednej z najbardziej utytułowanych ekip w historii europejskiego futbolu.

PSG wydaje się być idealnym, kolejnym krokiem w karierze Navasa. 32-letni bramkarz pogra jeszcze kilka sezonów na wysokim poziomie, a Paryżanie od dłuższego czasu poszukiwali wzmocnienia między słupkami. Kto wie, być może Keylor okaże się kluczowym elementem w dążeniu francuskiego giganta do upragnionej Ligi Mistrzów. W końcu Navas ma na to patent.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze