Wielcy nieobecni: Servette FC – gigant, który powstaje z martwych


Kolejny wielki klub, który był ogarnięty zmorą bankructwa i upadku

27 lutego 2019 Wielcy nieobecni: Servette FC – gigant, który powstaje z martwych

Gdyby spojrzeć na tabele większości europejskich lig, zauważymy jedną prostą regułę. W najwyższych klasach rozgrywkowych oprócz drużyn reprezentujących różne miejscowości przeważnie skład uzupełniają kluby ze stolicy oraz z największych miast danego kraju. W futbolu tak się już przyjęło i trudno byłoby się pogodzić z brakiem którejś z metropolii w ekstraklasowej elicie. Jednak pojawiają się wyjątki. W szwajcarskiej lidze na próżno szukać zespołu z Genewy. A takim niewątpliwie jest posiadające wiele sukcesów Servette FC, obecnie błąkające się na zapleczu Super League. I to właśnie „Les Grenats” będą bohaterami kolejnej części cyklu „Wielcy nieobecni”.


Udostępnij na Udostępnij na

Genewa jest jedną z kulturowych kolebek Europy. Położone w południowo-zachodniej części Szwajcarii miasto jest drugim co do wielkości w kraju. Nic dziwnego, że to właśnie tutaj swoje siedziby mają światowe organizacje międzynarodowe jak Organizacja Narodów Zjednoczonych, Światowa Organizacja Zdrowia, Międzynarodowy Ruch Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca czy chociażby Światowa Organizacja Handlu. Gdyby do tego dodać walory krajobrazowe w postaci łańcucha górskiego Alp oraz Jury rozpościerającego się nad słynnym Jeziorem Genewskim, Genewa staje się jedną z najpopularniejszych aglomeracji Starego Kontynentu.

Idąc dalszym torem zachwytu szwajcarską metropolią, oprócz takich dziedzin jak kultura, polityka czy turystyka ważnym segmentem będącym jej ikoną jest sport. A przede wszystkim piłka nożna i hokej. Nikomu chyba nie trzeba przedstawiać genewskiego klubu piłkarskiego Servette FC. Jedynego reprezentanta helweckiej nacji, który zaliczył najwięcej sezonów od czasu utworzenia tamtejszych rozgrywek. Jednakże dobre czasy jakiś czas temu minęły, a pierwszoligowa sielanka zakończyła się tułaczką po niższych ligach.

Narodziny hegemona

Gdy na europejskim kontynencie serca wielu ludzi zaczęła podbijać piłka nożna, również w Szwajcarii powoli zachwycano się nową dyscypliną sportową. Karty historii Servette FC zostały otwarte 20 marca 1890 roku, mimo iż najstarszym klubem Helwecji jest FC St. Gallen (1879). W tym przypadku data powstania nie ma większego znaczenia, bo jak przystało na imperialne miasto, genewski team swą potęgę podkreślił w późniejszym czasie.

Po utworzeniu w 1897 roku najwyższego szczebla rozgrywkowego szwajcarskie pojedynki z biegiem czasu nabierały rumieńców. Ekstraklasa okazała się być domem dla Servette, które do XXI wieku nieprzerwanie uzupełniało ligowy skład. Po raz pierwszy tytuł mistrzowski świętowało w 1907 roku, by po raz ostatni cieszyć się z bycia liderem w 1999.

Drugim znaczącym sukcesem „Les Grenats” – bo taki przydomek został nadany piłkarzom zespołu – był triumf w Torneo Internazionale Stampa Sportiva w 1908 roku. Rozgrywany na włoskich boiskach turniej stał się jednym z pierwszych międzynarodowych zmagań piłkarskich. Zwycięstwo Servette z Torino w finale otworzyło klubowi drogę po kolejne sukcesy.

Poza 17 mistrzostwami kraju (1907, 1918, 1922, 1925, 1926, 1930, 1933, 1934, 1940, 1946, 1950, 1961, 1962, 1979, 1985, 1994, 1999) do klubowego dorobku należy dorzucić siedmiokrotne laury w Pucharze Szwajcarii (1928, 1949, 1971, 1978, 1979, 1984, 2001) oraz trzy w Pucharze Ligi Szwajcarskiej (1977, 1979, 1980). W Genewie radowano się także z wygrania w czterech edycjach Pucharu Alp (1973, 1975, 1976, 1979).

Piłkarze Servette FC bardzo dobrze radzili sobie nie tylko na krajowym podwórku. Również w europejskich pucharach w swej historii zanotowali pozytywne wyniki. Biorąc pod uwagę spotkania w elitarnej Lidze Mistrzów, klub może się cieszyć dotarciem najdalej do 1/8 finału (1969, 1980, 1986). Drugimi co do prestiżu europejskimi rozgrywkami był Puchar UEFA, a niegdyś Puchar Miast Targowych. Tutaj Servette trzykrotnie kończyło swoją przygodę także na 1/8 finału. Najdalszą drogę i chyba najlepiej wspominaną przez kibiców „Les Grenats” odbyli w nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów. W 1967 i 1979 roku zatrzymali się na ćwierćfinale.

Generacja piłkarzy

Można powiedzieć, że Servette FC swój najlepszy czas gry datuje na sezon 1978/1979. To właśnie w 1979 roku zawodnicy genewskiej drużyny na szwajcarskich boiskach zdobyli poczwórną koronę (wliczając w to Puchar Alp). Nietaktem byłoby zapomnieć o świetnych występach w Europie, gdzie w Pucharze Zdobywców Pucharów musieli uznać wyższość Fortuny Duesseldorf. Niemcy byli późniejszymi triumfatorami turnieju, lecz konfrontacja z genewskim zespołem nie należała do łatwych. A to głównie za sprawą trzech trzonów szwajcarskiego klubu: Umberto Barberisa, Claude’a Audreya oraz Marca Schnydera.

Podstawowa jedenastka z tamtego okresu prezentowała się w następujący sposób: Karl Engel – Jean-Yves Valentini, Piet Hamberg, Gilbert Guyot, Lucio Bizzini – Marc Schnyder, Serge Trinchero, Umberto Barberis – Claude Audrey, Joko Pfister, Angelo Elia.

Warto podkreślić, że Schnyder niewątpliwie zaskarbił sobie sympatię kibiców. Jako jedyny przez całą swoją karierę piłkarską reprezentował tylko barwy „Les Grenats”. Wierny i oddany za życia został legendą klubu. Najwięcej występów zanotowali także Lionel Pizzinat i Tibert Pont. Z kolei jeśli chodzi o umiejętności strzeleckie, specjalistą w tej dziedzinie był John Eriksen. W roku 1987 i 1988 został królem strzelców szwajcarskiej ekstraklasy.

Jednak Servette to nie tylko klub z przeszłości. Jest to również drużyna aktualnie walcząca o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Kamil Tybor – nasz ekspert od francusko-szwajcarskiej piłki – zapytany o to, który z obecnych piłkarzy jest filarem zespołu, odpowiedział:

– Servette imponuje w tym sezonie tym, czego brakowało w latach wcześniejszych. Grają zespołowo, tworzą jedność, choć naturalnie jest kilku wybijających się zawodników. Ja najmocniej wyróżniłbym Bośniaka, Miroslava Stevanovicia. Przyszedł do klubu w 2017 roku z Zeljeznicaru Sarajevo i stał się kluczową postacią drużyny. Strzela, asystuje… To na nim w głównej mierze opiera się ofensywna gra „Les Grenats”. W tych rozgrywkach Challenge League ma na koncie już cztery bramki i sześć asyst. Przyjemnie też oglądać jego popisy. Innym przykładem jest zdobywca siedmiu goli, Sebastien Wuethrich. Do Servette dołączył z FC Aarau i wyraźnie odżył.

Nic nie może wiecznie trwać – przyczyny upadku

Nic nie może wiecznie trwać. Tym określeniem można świetnie zobrazować sytuację klubu ze Stade de Geneve na przestrzeni ostatnich lat. Po okresie świetności wielkimi krokami zbliżała się plaga nieszczęść, która swój początek datuje na rok 2003. O przyczynie upadku szwajcarskiego giganta opowiedział nam nasz rozmówca:

– Zacznijmy od tego, że Servette to kawał historii szwajcarskiej piłki nożnej. Jako jedyny klub w XX wieku nigdy nie spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej, a grał w niej od początku jej istnienia. Jak to bywa w życiu, ta piękna historia musiała mieć w końcu gorszy finał i zaczęło się… Powolny rozpad rozpoczął się w 2003 roku, kiedy klub dopadły problemy finansowe.

Ówczesnym prezesem był niejaki pan Roger, który trochę – lekko powiedziane – namieszał w strukturach Servette FC. Problemy zaczęły się nawarstwiać, powstawały ogromne zaległości finansowe, a organizacja w SFC właściwie nie istniała. Bierna nie pozostała szwajcarska federacja piłkarska, która najpierw w sezonie 2004/2005 ukarała „Granatowych” odjęciem trzech punktów w związku z naruszaniem finansowych zasad. Jednak nic to nie dało. W Genewie dalej nie potrafili zapanować nad sytuacją. Efektem czego, dokładnie 4 lutego 2005 roku, zespół z Genewy został relegowany z ligi.

I tak sezon 2005/2006 piłkarze Servette FC rozpoczęli w rozgrywkach o dwie klasy niżej. Mimo odejścia kilku kluczowych graczy udało się w ciągu roku awansować do Challenge League. Odmłodzona kadra odkreśliła przeszłość grubą kreską i odrodzona niczym feniks z popiołów próbowała powrócić na ekstraklasowe boiska. Pięć lat uporczywych starań w końcu przyniosło efekty. Dzięki trenerskiej filozofii Joao Alvesa Servette w 2011 roku mogło świętować upragniony awans.

Lecz zmora upadku znów nawiedziła drużynę z Genewy. Nagłe zwolnienie portugalskiego trenera w połowie następnego sezonu oraz niewypłacanie pieniędzy zawodnikom zmierzało do kolejnych problemów finansowych. Kibice przeżywali powtórkę z rozrywki, gdyż zarząd klubu po raz drugi ogłosił upadłość. Na szczęście w 2012 roku udało się spłacić zadłużenie. Dzięki temu „Les Grenats” mogli przystąpić do rozgrywek wraz z Joao Alvesem, który został przywrócony na trenerską ławkę.

„Granatowi” nacieszyli się dwoma sezonami, bowiem ze względów sportowych przełom roku 2013/2014 ponownie spędzili w przedsionku Super League. Kolejna przebudowa zespołu miała poprawić wyniki. I gdy wydawało się, że najlepsze jest już na wyciągnięcie ręki, w 2015 roku klubowi odmówiono przyznania licencji. Automatyczne przesunięcie do 3. ligi sprawiło, że w Genewie na poważnie zaczęto rozważać przywrócenie chwały ikonie szwajcarskiej piłki.

– Trzeba przyznać, że cały ten ambaras wyszedł „Les Grenats” na dobre. Za odbudowę dawnej potęgi wzięli się ludzie z pasją, zrzeszeni w Fundację 1890, i mozolnie wyciągali klub z bagna – podsumował omawianą sytuację Kamil Tybor.

Wiara i nadzieja

Gdy opadamy z sił, a życie raz po raz powala nas na kolana, nieraz tracimy wiarę i nadzieję, że coś może się zmienić. W przypadku Servette FC światełko w tunelu pojawiło się dopiero, gdy w grę wkroczyła wspomniana Fundacja 1890. Na horyzoncie rysowały się plany odbudowy drużyny, która miała ściśle określoną wizję.

– Kiedy klub znalazł się we władaniu Fundacji 1890, cel był jasny – jak najszybszy powrót na szczyt. Ambicje były, środki finansowe także, ponieważ SFC czy to w trzeciej, czy drugiej lidze zawsze dysponowało jednym z najwyższych budżetów i najlepszą kadrą. Niestety w piłce nie zawsze grają pieniądze i po powrocie na drugoligowy front nie udało się zająć miejsca premiowanego awansem – tłumaczył nasz rozmówca.

Od sezonu 2016/2017 zarówno piłkarze, jak i ludzie związani z klubem zakasali rękawy i stanowczo podjęli próby przywrócenia miastu prawdziwie piłkarskich emocji. Walka o podium odbywała się do samego końca, lecz brakowało postawienia tej kropki nad „i”.

–„Granatowi” zawsze bili się o czołowe miejsca, ale ostatecznie zawsze coś szło nie tak i ten awans przegrywali. A to grali w kratkę, a to w drużynie pojawiały się waśnie i niesnaski. Dodać należy, że sytuacja ta mocno irytowała i kibiców, i zarząd, wszyscy liczyli na jak najszybszy awans. Doszło nawet do tego, że prezydent klubu, pan Fischer, publicznie szydził z zawodników, twierdząc, że im się nic nie chce i mają za dobrze. Tak chociażby awans przegrano w tamtym roku. A tym, który awansował, był lokalny rywal Servette, Neuchatel Xamax – mówił w dalszej rozmowie nasz ekspert.

Teraz nastał czas ostatecznego rozrachunku. W bieżącym sezonie szczęście uśmiecha się do kibiców Servette, którzy zaczęli wierzyć w swój klub jak nigdy dotąd. A świadczą o tym aktualne wyniki, co też podkreśla w rozmowie z nami Kamil Tybor:

– Obecnie „Les Grenats” liderują w Challenge League i wydaje się, że w końcu uda się osiągnąć wymarzony awans. Tutaj w Genewie potrzebny jest klub na najwyższym szczeblu rozgrywek, nawet pomimo tego, że piłka nożna zawsze przegrywa z hokejem, co widać po trybunach Stade de Geneve.

Jeśli nie teraz, to kiedy…

Historia Servette FC jest idealnym dowodem na to, że nawet najsilniejszy dowódca może ponieść porażkę na polu bitwy. Lata zwycięstw i tysiące stoczonych pojedynków niekoniecznie muszą świadczyć o zdobytej potędze. Wróg lub przeciwieństwa losu zawsze znajdą jakiś słaby punkt, które prędzej czy później sprawią, że polegniemy.

Servette podczas 128 lat istnienia na piłkarskiej mapie Europy zaznało smaku triumfu, ale i goryczy porażki. Lecz po burzy zawsze wychodzi słońce, które dla genewskiej piłki w końcu zaczyna wyglądać zza chmur.

– W tym roku postawiono wszystko na jedną kartę. Awans za wszelką cenę! Przemeblowano drużynę, zatrudniono nowego trenera Alaina Geigera i na razie wygląda to dobrze. Uważam, że jak nie teraz, to nigdy. Oni po prostu muszą teraz awansować i są na jak najlepszej drodze do osiągnięcia tego celu – kończąc rozmowę, z optymizmem przewiduje Kamil Tybor.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze