Daniel Myśliwiec trenuje Widzew Łódź już od niemal półtora roku. Czerwona Armia jest w Ekstraklasie od sezonu 2022/2023. I co roku klub mierzy wysoko – nic dziwnego, ogrom kibiców Widzewa wychowywało się na sukcesach Franciszka Smudy z lat 90 – co roku jednak wszystko kończy się walką o utrzymanie. Gdy jeszcze przed rozpoczęciem obecnego sezonu wydawało się, że w Łodzi jest wszystko poukładane i można mierzyć wyżej niż oklepany środek tabeli, ponownie – pojawiają się kłopoty.
– Zastanawiam się, czy podczas pierwszego pressingu, gdy nie wypuściliśmy Śląska z jego połowy, a Hubert Sobol oddał uderzenie w kierunku bramki, myślał o tym, co z moim kontraktem, zamiast wypuścić Sebastiana Kerka sam na sam. Gdy ponawialiśmy presssing lub rozpoczynaliśmy akcję dłuższym podaniem, Żyro zagrał do Sobola, a ten do Kerka, ten zasmucił się, że nie mam nowej umowy i nie strzelił gola. Mówię z przekąsem, ale sam mechanizm bramki na 0:1 był splotem różnych wydarzeń, na które trzeba szybciej reagować. Ale to, że wolniej podejmowaliśmy decyzje, nie wynikało z moich kontraktowych spraw. Każde pytanie o to jest odwróceniem uwagi od kwestii sportowych, a one są najważniejsze – opowiadał lekko złośliwie trener Myśliwiec po porażce 0-3 ze Śląskiem Wrocław.
Dzień meczowy.
Dziś będzie pozytywnie, ale tylko dzięki głębokiej wierze w logikę Ekstraklasy.
Pogoń z perfekcyjnym startem rundy, mega napakowana. 3 zwycięstwa, bramki 6:1. Perfekcja.
Widzew? Smutny kryzys, 1 punkt, bramki 2-8.
Wniosek? Wygrywamy na miękko. 😎 #WIDPOG pic.twitter.com/L7qsxQQdHh
— Radek Wilk (@PanWilk) February 22, 2025
Widzew Łodź i Daniel Myśliwiec rozstają się po sezonie
Trener Widzewa Łódź posługuje się całkiem racjonalnymi argumentami. Kontrakt Daniela Myśliwca nie został przedłużony. Klub nie zamierza przedłużać kontraktu z obecnym szkoleniowcem i od czerwca 2025 roku, 39-latek będzie prowadził inny klub bądź pójdzie na przysłowiowe bezrobocie. Negocjacje kontraktowe toczyły się parę ładnych miesięcy. Zakończyły się fiaskiem i zapewne zmęczyły niejednego kibica Widzewa Łódź.
Wielki klub ponownie w tym samym miejscu
Ciężko o tworzenie jakiejś rozbudowanej, długoterminowej strategii mając kontrakt do czerwca. A to jest jedna z głównych potrzeb Widzewa Łódź. To zespół o ogromnej renomie, który posiada bazę lojalnych i bardzo zaangażowanych fanów, trochę pieniędzy i przede wszystkim imponującą, godną do pozazdroszczenia historię. Apetyty na walkę o miejsce w eliminacjach do Europejskich Pucharów powinny osiągać nieprzyzwoicie kolosalne rozmiary. Tymczasem Widzew już trzeci sezon znajduje się bliżej strefy spadkowej niż czołówki tabeli.
O Hubercie Sobolu, który miał zastąpić Rondicia… Fatalne budowanie kadry Widzewa Łódź
Sprawa kontraktu Myśliwca bez wątpienia wyhamowuje proces rozwoju klubu, ale taka kwestia nie jest główną przyczyną problemów Widzewa Łódź. Zacznijmy od lekkomyślności władz klubu – sprzedać Imada Rondicia jeszcze można jakoś wybaczyć. Snajper sam mocno naciskał na odejście, to wszystko doszło do takich rozmiarów, że Bośniak postawił władzom klubu ultimatum. Dalsze zatrzymywanie chłopaka na siłę sensu nie miało. Nie został jednak sprowadzony nikt, kto mógłby Bośniaka zastąpić. A to już całkiem poważny flop, zwłaszcza, że nie brakowało zainteresowanych Rondiciem i nie było to wielką tajemnicą.
Cyceron mawiał, że historia jest nauczycielką życia. Jeżeli rzeczywiście tak jest, to całkiem możliwe, że Widzew Łódź dostanie przysłowiową „pałę”. Rodzima Ekstraklasa pokazywała dobitnie, że pozbywanie się czołowych piłkarzy w środku sezonu bez żadnego zastępstwa równało się z deklaracją przystąpienia do arcyciekawej walki o utrzymanie. Następstwa odejścia Davo z Wisły Płock w sezonie 2022/2023 to przykład wręcz podręcznikowy.
O silę ofensywy Widzewa Łódź stanowi teraz Hubert Sobol. Na chwilę obecną piłkarz mocno nieskuteczny, ale także kompletnie pozbawiony swego rodzaju „czutki” umożliwiającej podjęcie właściwej decyzji w sytuacji podbramkowej. W Widzewie Łódź nie brakuje przyzwoitych kreatorów, ale niegdyś mieli oni do dyspozycji Imada Rondicia, który nawet pół czy ćwierćokazje potrafił zamienić w gola. To mocno ułatwiało sprawę.
Hubert Sobol jest łatwy do schowania w przysłowiową kieszeń, a nawet gdy jest tym wolnym elektronem to nie szuka tych okazji. Gdy dostaje coś niemal pod nos, podpala się i podejmuje najgorszą decyzje z możliwych. Na chwilę obecną t0 kompletne przeciwieństwo obecnego piłkarza FC Koeln.
Nieco bardziej jakościowy jest Said Hamulić, jednak jest on bardzo daleki od tego Hamulicia, którego pamiętamy ze Stali Mielec. Przede wszystkim widać, że brakuje mu ogrania, przez co stracił wszystkie walory, którymi dysponował w czasach, gdy błyszczał na Podkarpaciu. Jesienią nie rozegrał ani jednego, całego spotkania. Mecz w wyjściowej jedenastce rozpoczął zaledwie jeden raz – we wrześniu z Cracovią.
Hubert Sobol i Said Hamulić, czyli transfery nieprzemyślane
Podczas dwóch sezonów detoksu od polskiej piłki Hamulić rozegrał ledwie 25 spotkań – strzelił w nich zaledwie dwa gole. Wszystkie w rezerwach Toulouse. Jeżeli weźmiemy na poprawkę, że to półtora sezonu, musimy powiedzieć sobie wprost – wynik bardzo słaby. Sprowadzając Hamulicia do Łodzi, Widzewem kierowały bardziej sentymenty niżeli zdrowy rozsądek.
Transfer Huberta Sobola z KKS-u Kalisz dało się bronić do momentu, gdy ten stał się pierwszym napastnikiem Widzewa. W poprzednim sezonie strzelił aż 21 goli dla „Dumy Kalisza”. Piłkarz na ławkę rezerwowych maximum, ewentualnie na wypożyczenie do pierwszej ligi, by dać mu szansę poprawić dorobek bramkowy na tamtym poziomie, dać mu zdobyć trochę doświadczenia. Tymczasem Sobol został wypuszczony na głęboką wodę. Wyszedł w wyjściowej jedenastce na Lecha Poznań, lidera Ekstraklasy i musiał wejść od razu w buty Imada Rondicia. 25-latka zgniotła presja i nie ma co się dziwić.
Najlepszym komentarzem dla polityki transferowej Widzewa Łódź jest postać Hillarego Gonga. Sprowadzony za 300 tysięcy euro, w tym sezonie nie rozegrał nawet solidnych pięciu minut. Nie potrafi stworzyć dogodnej okazji, bywa niewidoczny. Jeden z większych niewypałów transferowych w tym sezonie.
Wszyscy grają fatalnie
Czerwona Armia wyglądała fatalnie w każdym aspekcie. Ciężko znaleźć jakikolwiek plus. Piotr Samiec-Talar i Mateusz Żukowski wręcz bawili się z obroną Widzewa Łódź. Tak samo zresztą jak przed dwoma tygodniami Daniel Hakens, Afonoso Sousa i Mikael Ishak dwa tygodnie wcześniej. Gdy nie szło jesienią, był chociaż gram nadziei, że piłka nawinie się pod nogi Frana Alvareza czy Bartłomieja Pawłowskiego, a ci poślą strzał niczym czterofuntowa armata z Twierdzy Kłodzko, który zmiecie bramkarza rywali. Dziś Bartłomiej Pawłowski jest kontuzjowany, a Fran Alvarez nawet nie został wytypowany do wyjściowej jedenastki na mecz z Lechem Poznań.
Być może, gdy Pawłowski i Alvarez wrócą będzie nieco lepiej. Póki co z beznadziei wybija się Samuel Kozlovsky, lewy obrońca, który narobił sporo kłopotów rywalom w spotkaniu inaugurującym rundę wiosenną. Potem ponownie – trochę przygasł.
Gdy w klubie panuje chaos organizacyjny da się grać i to nawet z wysokim powodzeniem. Udowadniali to przed rokiem piłkarze Górnika Zabrze, którzy nie otrzymywali regularnie wynagrodzenia. Udowadnia to okrojona z piłkarzy Pogoń Szczecin, która świetnie, gdy kwestia przejęcia klubu wciąż była bardzo niejasna. Udowadnia to Lechia Gdańsk pod wodzą Johna Carvera. Wszystkie te ekipy mają jednak pomysł na grę, parę sensownych nazwisk, elementy z których można ułożyć wyglądającą przyzwoicie układankę. Daniel Myśliwiec na chwilę obecną tychże elementów jest pozbawiony.
Źle zarządzany klub
Szkoda w tym wszystkim kibica Widzewa Łódź, który kolejny sezon musi patrzeć jak władze klubu same rzucają samym sobie kłody pod nogi. Jeżeli wielki klub trzeci sezon w Ekstraklasie nie jest w stanie wybić się ponad przeciętność ewidentnie coś tu nie gra. Apetyt powinien rosnąć w miarę jedzenia, ale w Łodzi dzieje się na odwrót. Kolejny sezon w Ekstraklasie, kolejne spojrzenie w kierunku strefy spadkowej.
Sytuacja łódzkiej ekipy łatwa nie jest. Wiosenny bilans – dwie porażki, jeden remis. Pięć punktów przewagi nad strefą spadkową. Terminarz słodko-gorzki – z jednej strony konfrontacje z rozpędzoną Pogonią Szczecin i Jagiellonią Białystok, z drugiej wyjazd do Radomia na mecz z Radomiakiem – tam trzy punkty to już must have.
Dzień meczowy.
Dziś będzie pozytywnie, ale tylko dzięki głębokiej wierze w logikę Ekstraklasy.
Pogoń z perfekcyjnym startem rundy, mega napakowana. 3 zwycięstwa, bramki 6:1. Perfekcja.
Widzew? Smutny kryzys, 1 punkt, bramki 2-8.
Wniosek? Wygrywamy na miękko. 😎 #WIDPOG pic.twitter.com/L7qsxQQdHh
— Radek Wilk (@PanWilk) February 22, 2025
Nadzieją na jakikolwiek postęp w długoterminowym rozwoju klubu jest zmiana właściciela. Robert Dobrzycki porozumiał się z Tomaszem Stamirowskim i stanie się udziałowcem klubu. Na razie nabędzie pakiet 25% akcji, ale z czasem ma być on zwiększany. Dobrzycki to miliarder i współwłaściciel znanej firmy Panattoni. To szansa na nowe rozdanie w Widzewie Łódź i kolejną odnowę – tym razem taką, która pozwoli na walkę o coś więcej niż utrzymanie czy środek tabeli.
Póki co jednak, Daniel Myśliwiec i spółka muszą skupić się na meczach z Pogonią Szczecin, Radomiakiem Radom i Jagiellonią Białystok. W tej misji może pomóc świeżo sprowadzony Lubomir Tupta. Transfer z gatunku last minute. CV Tupty nie rzuca na kolana, ale ciężko dać od siebie mniej niż Hubert Sobol i mieć mniej przekonujące ostatnie dwa lata niż Said Hamulić. 26-letni Słowak został wypożyczony ze Slovana Liberec. Polskie boiska nie są mu obce. W sezonie 2019/2020 wiosnę spędził w Wiśle Kraków.
Przytuptał do Łodzi 🤠
Dawaj Lubo, #DawajWidzew! 🇦🇹
Szczegóły 👉🏻 https://t.co/NiBC1zBL2J pic.twitter.com/o0iBEYyWkn
— Widzew Łódź (@RTS_Widzew_Lodz) February 22, 2025
Tam w dziesięciu występach zaliczył gola i asystę. W tym sezonie w Chance Liga rozegrał 21 spotkań, w których zaliczył trzy gole i jedną asystę. Jego liczby nieco lepiej prezentowały się w poprzedniej kampanii, w której na swoim koncie zgromadził sześć goli i siedem asyst. Na potencjalnego następcę Imada Rondicia nie wygląda, choć oczywiście skreślenie Tupty przed debiutem byłoby dalece nieprzyzwoite.