Życie potrafi pisać naprawdę różne scenariusze i z pewnością wie coś o tym Wayne Rooney. Anglik jeszcze nie tak dawno występował przecież w MLS, czyli lidze, która uchodzi za najlepsze miejsce dla piłkarskich "emerytów". Wydawało się wtedy, że byłego gracza Manchesteru United nie zobaczymy już w europejskiej piłce. Przynajmniej nie w takiej roli, jak dotychczas miało to miejsce. Sytuacja potoczyła się jednak zupełnie odwrotnie. 35-latek trafił bowiem do Derby Country i bez wątpienia jest to przygoda pełna niespodzianek.
Mało kto spodziewał się, że Derby Country będzie po kilku miesiącach sezonu 2020/2021 okupować strefę spadkową Championship. Jeszcze nieco ponad rok temu zespół ten pod wodzą Franka Lamparda walczył o awans do Premier League, a kilka miesięcy temu zakończył rozgrywki w górnej połowie tabeli. Nie przełożyło się to jednak na kolejną kampanię. Obecne rozgrywki w wykonaniu „Baranów” to bowiem totalna porażka. Przed całkowitą katastrofą zespół Kamila Jóźwiaka i Krystiana Bielika ma uratować jednak pewien bardzo znany człowiek, a mianowicie Wayne Rooney.
Zagraniczna przygoda
Kiedy w Evertonie pojawił się Marco Silva, stało się jasne, że dla Wayne’a Rooneya zabraknie miejsca w składzie. Portugalczyk nie widział już go w swoich planach, więc ten postanowił obrać ster w kierunku USA. Padło na DC United. Przeciętnemu kibicowi z pewnością ta nazwa mogła kojarzyć się jedynie z nazwiskiem Piotra Nowaka. Polski szkoleniowiec pracował tam bowiem w latach 2004–2006, ale poza tym DC United dla większości był klubem anonimowym. Zespół ten nie osiągał żadnych sukcesów, a jedyna rzecz, z jaką mógł się utożsamiać, to bardzo stary i zaniedbany stadion. Na pewno nie była to najlepsza wizytówka i ewentualny argument, który zachęcałby piłkarzy do zmiany barw.
Wayne Rooney przyszedł jednak do DC United w bardzo dobrym momencie. Jego transfer zbiegł się z otwarciem nowego stadionu za 400 milinów dolarów. Właściciele wysłali wówczas jasny sygnał w świat. Pokazali, że mają większe ambicje, niż mogłoby się wydawać, a pojawienie się w klubie zawodnika z takim nazwiskiem i CV, jakim mógł pochwalić się Wayne Rooney, tylko to potwierdzało. W Waszyngtonie nikt nie zakładał od razu walki o mistrzostwo, ale o awansie do fazy play-off wielu już marzyło.
Wayne Rooney w DC United spędził całkiem owocne półtora roku. W trakcie swojego pobytu w Stanach Zjednoczonych dla waszyngtońskiego klubu zagrał w 52 spotkaniach, w których zanotował 25 bramek i 14 asyst. Do tego stał się kapitanem drużyny. Indywidualnie z pewnością wyglądało to dobrze, ale Anglikowi nie udało się wywalczyć z zespołem niczego więcej poza awansem do fazy play-off. To z pewnością musiało mu ciążyć na sercu, tym bardziej że w swoim pożegnalnym meczu DC United dotkliwie przegrało z drużyną z Toronto, bo aż 1:5, czym odebrało sobie szansę na awans do półfinału konferencji wschodniej. Rooney w tym meczu został zmieniony w dogrywce. Na pewno nie tak wyobrażał sobie zakończenie przygody w Stanach.
Mimo to wszyscy w DC United byli mu bardzo wdzięczni. Najlepiej rolę, jaką pełnił w klubie Wayne Rooney, podsumował jego kolega z drużyny, obrońca Steve Birnbaum. – Zmienił wszystko, przede wszystkim kulturę tego klubu. Etyka pracy, którą wkłada w życie, jest później widoczna w meczach. On jest typem faceta, który po prostu chce wygrać za wszelką cenę. Chłopaki chcą grać dla niego. Chcą mu pokazać, że wkładają taką samą pracę jak on. Mamy z jego powodu pewność siebie, jak i chęci do gry – mówił w podcaście ExtraTime.
Powrót do Anglii
Jesienią 2018 roku stało się jasne, że Wayne Rooney nie podpisze nowej umowy z DC United. Jego przyszłość stanęła pod znakiem zapytania, ale wtedy właśnie na stole pojawiły się dwie oferty. Pierwsza napłynęła z Manchesteru United, gdzie chciano, aby ich była gwiazda została asystentem Ole Gunnara Solskjaera. Jednak to inny klub skusił Anglika. Do gry weszło również Derby County, które ostatecznie go przekonało. Powód był prosty. „Roo” dostał możliwość łączenia gry i bycia równocześnie częścią sztabu szkoleniowego, gdzie pod okiem nowego szkoleniowca – Phillipa Cocu, miał uczyć się warsztatu trenerskiego.
Welcome to Pride Park, @WayneRooney! 👊 #WR32 pic.twitter.com/Okemj8kvBA
— Derby County (@dcfcofficial) August 6, 2019
Kluczową rolę w kontekście przeprowadzki Wayne’a Rooneya z powrotem na Wyspy odegrał prezes Derby Country – Melvyn Morris. Bezpośrednio skontaktował się z zawodnikiem i przekonał go do powrotu do ojczyzny. Samemu piłkarzowi z pewnością marzyło się wówczas zakończenie kariery na własnym podwórku i taką możliwość otrzymał. Transfer tak znanego zawodnika wzbudził ogromną dyskusję w Anglii. W programach telewizyjnych i w dyskusjach na Twiterze był to temat numer jeden. Na papierze transakcja wydawała się tą z gatunku win-win dla obu stron. O opinię na temat tego transferu w tamtym momencie postanowiłem jednak zapytać Richarda Cusacka, który na co dzień zajmuje się drużyną Derby County:
– Kiedy Rooney przybył po raz pierwszy, był to prawdziwy szok. Podczas podróży do Huddersfield Town na pierwszy mecz sezonu pojawiły się wiadomości i nikt nie mógł w to uwierzyć. Z pewnością nie było to zgodne z polityką transferową ówczesnego nowego menedżera Phillipa Cocu, która miała opierać się na kupowaniu młodych i perspektywicznych piłkarzy, na których być może klub mógłby zarobić w przyszłości. Reputacja i status rekordowego strzelca Anglii i Manchesteru United nie była jednak czymś niezwykłym dla Derby, które sprowadziło Franka Lamparda jako menedżera w poprzednim sezonie i podpisało kontrakt z Ashleyem Cole’em w styczniu ubiegłego roku.
Człowiek skandal
Wayne Rooney od zawsze znany był z kontrowersji. W zasadzie stały się one częścią jego wizerunku. W swojej ojczyźnie zdarzało mu się przecież przekraczać prędkość czy być wiązanym z pogłoskami na temat zdrady żony. Szczególnie mocno Rooney zawinił jednak na kilka miesięcy przed przeprowadzką do Stanów Zjednoczonych. Były gracz Manchesteru United przekroczył znowu prędkość, z tym że tym razem zrobił to pod wpływem alkoholu. Został przez to skazany na 300 tys. funtów kary oraz 100 godzin nieodpłatnej pracy. Wydawać by się mogło, że ta sytuacja plus zmiana kraju oraz klubu podziała kojąco na wybryki Anglika. Nic bardziej mylnego.
Przygoda Wayne’a Rooneya oprócz spraw czysto piłkarskich zaobfitowała również w skandal. Miał on miejsce w połowie grudnia 2017 roku. Anglik wracał wtedy z Arabii Saudyjskiej do Waszyngtonu i został zatrzymany na lotnisku. Powodem był po raz kolejny alkohol, ale tym razem do tego jednak doszedł wulgarny język. „Roo” został zatrzymany i przewieziony do aresztu, ale bardzo szybko go zwolniono. Dostał zaledwie mandat w wysokości nieco ponad 100 dolarów. Jak obliczyli dziennikarze „Daily Mail”, zawodnik DC United musiał na niego pracować 4 minuty i 43 sekundy. Obyło się więc bez poważnych problemów, chociaż wiele nie brakowało, a sprawa stałaby się poważniejsza.
Wayne #Rooney has just been ushered out of #Stockport Magistrates Court – there's a media circus waiting for him: pic.twitter.com/KJPUPoPPoW
— Hits Radio News | Manchester (@hitsmcrnews) September 18, 2017
Kiedy potwierdziło się, że Wayne Rooney wraca na Wyspy Brytyjskie, jedna rzecz była pewna. Wraz z Anglikiem musiał przyjechać również potężny bagaż kontrowersji. W zasadzie długo kibice nie musieli na nie czekać. Związane to było z numerem, jaki wybrał sobie 35-latek. Postawił na 32, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło. Do tej pory grał jedynie z ósemką, dziewiątką, dziesiątką, jedenastką i osiemnastką. Powód takiej decyzji okazał się jednak banalny. Derby County kilka miesięcy wcześniej podpisało kontrakt z firmą bukmacherską „32Red”. Stała się ona również głównym sponsorem, który wciąż opłaca pensję Anglika. To od razu wzbudziło niemałą kontrowersję z jednej prostej przyczyny.
W Anglii kwestia bukmacherów w futbolu jest bardzo skomplikowana. Logo sponsora musi zajmować na koszulce piłkarza określone miejsce, a w przypadku stroju Rooneya zajmowałoby całe plecy. Również dzieci, które kupiłyby takową koszulkę, promowałyby hazard. W grę od razu wkroczył minister sportu – Nigel Adams. Nie spodobało mu się to, ale od razu klub, jak i sam zawodnik wydali oświadczenie, w którym wszystkiemu zaprzeczyli i dalsze rozpatrywanie sprawy nie miało sensu.
Ciągły niepokój
Kiedy Frank Lampard odpadał w barażach do Premier League, wydawało się, że Derby County pójdzie mimo wszystko za ciosem i za rok powalczy o awans do Premier League. Nic takiego się jednak nie stało. Na ławce trenerskiej nastąpiła zmiana. Pojawił się na niej już wspomniany Phillip Cocu. Pod jego wodzą drużyna w pierwszym sezonie nie zanotowała jednak dalszego progresu, a rozgrywki zakończyła na 10. lokacie w tabeli. Z pewnością liczono na więcej, a pomóc w osiągnięciu wyższych celów miał oczywiście Wayne Rooney.
Wayne Rooney swoje pierwsze spotkanie zagrał 2 stycznia. Wszedł z ławki i od razu asystował przy drugiej bramce, która przyczyniła się do wygranej jego drużyny. Do końca sezonu Anglik zanotował 24 spotkania, w których wykręcił całkiem dobre liczby: sześć bramek i trzy asysty. Widać było, że mimo swojego wieku wciąż jest głodny gry i oprócz walorów mentalnych będzie wnosił wiele dobrego do samej gry. To budziło optymizm, że Derby County uda się wraz z nowym sezonem pójść o krok dalej i z nowym mentorem osiągnąć dobry wynik.
Niestety Derby County brak w ostatnich kilkunastu miesiącach stabilności. W momencie przyjścia Wayne’a Rooneya na horyzoncie pojawiła się groźba ujemnych punktów za sprawy finansowe. Do tego na początku poprzedniego sezonu w drużynie „Baranów” wybuchła afera alkoholowa. Tom Lawrence oraz Mason Bennett prowadzili pod wpływem alkoholu i obaj rozbili swoje samochody w tym samym wypadku. Jakby tego jeszcze było mało, kapitan zespołu – Richard Keogh, znajdował się w aucie jednego ze swoich kolegów. Ucierpiał najmocniej, a kontuzja kolana doznana w tym wypadku wykluczyła go z gry do końca sezonu. Oprócz tego ostatnio w Derby County zmienia się właściciel, a to wraz z fatalnym początkiem sezonu z pewnością nie pomaga w osiąganiu korzystnych rezultatów. W tym całym chaosie bardzo duża odpowiedzialność spoczywa na barkach właśnie Wayne’a Rooneya.
Jednak nie Wayne Rooney?
Jak już wyżej zostało powiedziane, Derby County fatalnie rozpoczęło obecny sezon. Zespół, któremu marzy się awans do Premier League, nagle znalazł się w strefie spadkowej. Reakcja zarządu była natychmiastowa. Zwolniono trenera Phillipa Cocu, którego posada od początku rozgrywek wisiała na włosku. Zastąpił go czteroosobowy skład trenerski. Na jego czele stanął nie kto inny jak Wayne Rooney. Anglik został jedynie tymczasowym menedżerem pierwszego zespołu. To, że „Roo” prędzej czy później przejmie rolę pierwszego trenera, było nieuniknione, ale sam z pewnością liczył, że nastąpi to w bardziej sprzyjających okolicznościach.
Massive 3 points today. Delighted for the players, staff and our fans. #dcfc pic.twitter.com/9tkLaVu6fD
— Wayne Rooney (@WayneRooney) December 5, 2020
Derby County pod wodzą Wayne’a Rooneya nie zaczęło jednak najlepiej. Przegrało pierwsze dwa spotkania, ale w ostatnich tygodniach pojawiły się pojedyncze promyki nadziei. „Baranom” udało się zremisować dwa mecze, a w ostatniej kolejce podopieczni 35-latka odnieśli upragnione zwycięstwo 1:0 z Millwall. Światełko w tunelu nie oznacza jednak, że Wayne Rooney zostanie na stałe trenerem drużyny Kamila Jóźwiaka i Krystiana Bielika. W jej kontekście wymienia się takie nazwiska jak John Terry, Steve Cooper, Sam Allardyce, a nawet Rafa Benitez. Sytuacja jest bardzo dynamiczna, a o opinię, czy Wayne Rooney powinien dostać szansę na stanowisku pierwszego trenera, zapytałem Richarda Cusacka:
–Myślę, że Rooney dostanie możliwość poprowadzenia zespołu na stałe, jeśli Derby wygra z Brentford i Stoke City w swoich następnych dwóch meczach. Odkąd został tymczasowym menedżerem, Rooney jest niepokonany, a Derby odniosło świetne zwycięstwo z Millwall w sobotę, ich drugie w sezonie. Klub nie może już sobie pozwolić na zawirowania na boisku w obliczu walki o przejęcie klubu przez królewskiego szejka Khaleda bin Zayeda Al Nahyana z Dubaju. Dzięki pomocy wracającego po kontuzji Krystiana Bielika i Colina Kazim-Richardsa z przodu Rooney trafił na ustawienie, które na razie się sprawdza.