Jak blisko jest od komedii romantycznej do horroru? Warta Poznań w niemałych kłopotach


Warta Poznań przegrała trzecie spotkanie z rzędu

30 września 2023 Jak blisko jest od komedii romantycznej do horroru? Warta Poznań w niemałych kłopotach
Dariusz Skorupiński

Wydawało się, że Warta Poznań jest niezatapialna. Choćby spadły na nią wszystkie nieszczęścia świata, to i tak się podniesie i utrzyma się w lidze. Dawid Szulczek zawsze coś wymyśli, jakoś to poukłada i uratuje. Tak było jeszcze kilka tygodni temu, ale sytuacja trochę się zmieniła. Już nie jest tak kolorowo, a „Zieloni” sprawiają wrażenie mocno zagubionych w ostatnich tygodniach. Utrzymanie nie jest już tak oczywiste jak kilka tygodni temu.


Udostępnij na Udostępnij na

13. miejsce w tabeli i tyle samo punktów co znajdująca się w strefie spadkowej Puszcza. Niby nie jest tragicznie, ale to jest chyba moment, w którym trzeba bić na alarmach. Bo Warta Poznań nie punktuje ani nie gra tak, żeby pomyśleć, że zaraz się odkuje. A przecież osłabiona na początku sezonu jako tako punktowa,ła i miało być już tylko lepiej. Przeprowadzono transfery, był czas na wprowadzenie nowych rzeczy i nic to nie dało. Daria Zawiałow na najnowszym albumie Taco Hemingwaya śpiewa: „Czemu zawsze od komedii romantycznej jest tak blisko w twoim życiu do horroru”. Mamy wrażenie, że z Wartą jest podobnie. Miało być już tylko lepiej, a jest mała kraksa.

Warta Poznań przegrywa kolejne spotkanie

Trzy porażki z rzędu to jeszcze nie dramat, zwłaszcza w przypadku takiej Warty, która powiedzmy to sobie szczerze, nie ma wielkich ambicji. Tragedia się nie stała po porażkach z Lechem i Zagłębiem. Te porażki można by nawet wkalkulować przed sezonem. Śląsk też jest zaskakująco mocny. Tu chodzi jednak o beznadziejny styl tych porażek. To była kiła i mogiła w wykonaniu Warty.

To były dramatyczne spotkania w wykonaniu Warty. Niemrawe derby Poznania z Lechem i siódma porażka z rzędu z Lechem. Już pomińmy kwestię gospodarza. Znamy jakość Lecha, ale „Zieloni” nie istnieli w tym spotkaniu. To były chyba najgorsze derby w wykonaniu zespołu Dawida Szulczka. Zawsze przegrywa, ale po walce. To nigdy nie były mecze jednostronne, a tu wyglądało, jakby Warta poddała ten mecz jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Dwa strzały celne, 34% posiadania piłki i brak animuszu w akcjach ofensywnych.

Przyszło spotkanie z Zagłębiem Lubin. Nie jest to najłatwiejszy wyjazd, ale to, co się działo w pierwszej połowie, było po prostu nie do oglądania nawet dla największego masochisty PKO Ekstraklasy. Zero celnych strzałów w pierwszej połowie. Skończyło się 1:0 dla „Miedziowych”, bo strzał życia oddał Tomasz Makowski. Ofensywni zawodnicy niewidoczni. Żaden z nich nie oddał więcej niż jednego strzału. Wydawało się, że Warta coraz bardziej przesiąka Dawida Szulczkiem i nie jest to jedynie futbol defensywy, ale chyba wraca do korzeni.

To znów wygląda na wybijanie piłki, lagę do przodu i czekanie na jakiegoś karnego Kajetana Szmyta, który jak pokazał mecz ze Śląskiem, nie oznacza jeszcze bramki. Bez tych wykorzystanych karnych Warta Poznań byłaby w tym momencie w strefie spadkowej. Najwyższy wskaźnik oczekiwanych goli ma właśnie Szmyt ze względu na wykonywane „jedenastki”, ale drugi w tej klasyfikacji jest środkowy pomocnik Maciej Żurawski, który większość spotkań zaczynał na ławce. Wskaźnik na poziomie 1,15 też nie porywa. Wyższy wskaźnik expected goals mają choćby tacy piłkarze, jak: Łukasz Sołowiej, Krystian Getinger czy Jakub Czerwiński. A gdzie w tym wszystkim napastnicy Warty? Gdyby nie te karne, Szmyt byłby niżej niż Żurawski. Chyba coś tu nie gra.

Warcie brakuje pomysłu

Mecz ze Śląskiem niby był już lepszy. Wynik jednak wciąż niekorzystny dla Warty. Często mówi się, że nawet jeśli drużyna przegrywa, ale gra dobrze, to prędzej czy później zacznie punktować. To było jednak kolejne słabe spotkanie, które nie daje nadziei, że zaraz to wypali. Największą bronią były stałe fragmenty gry i fakt, że Śląsk sam prosił się o kłopoty.

Strzałów poznaniacy oddali więcej od Śląska, ale ile razy tak naprawdę napędzili strachu Rafałowi Leszczyńskiemu? Tylko przy górnych piłkach, z którymi bardzo dobrze sobie radził. Warta Poznań w tym spotkaniu musiała posiadać dłużej piłkę. To jest już jej nie w smak. Śląsk po strzelonej bramce ustawił się i czekał. W drużynie „Zielonych” brakowało za to kogoś, kto wymyśliłby coś z piłką. Problem bardzo dobrze znany. Jeśli Stefan Savić wypracował jakąś okazję dla Dario Vizingera, to Chorwat zachował się nie tak, jak powinien. Zresztą jak tak patrzymy na występy Vizngera do tej pory, to trudno sobie wyobrazić, jak on grał w chorwackiej młodzieżówce.

Problemów z ofensywą można było się spodziewać. Tym bardziej że Śląsk pod wodzą Jacka Magiery potrafi wykorzystać słabości przeciwnika. To zrobił w Grodzisku. Warcie bardzo często nie wychodziło nic w ofensywie, ale to defensywa była jej siłą. Jakimś cudem była w stanie uratować ten remis mądrą obroną. Tego brakuje w tym sezonie, w ostatnim czasie. Tylko trzy czyste konta. Fajnie, że Warta Poznań potrafiła iść na wymianę ciosów z Rakowem czy Ruchem, ale chyba nie tędy droga. Zwłaszcza z ograniczonymi możliwościami „Zielonych”. Prawda jest taka, że przy bramce Buraka Ince obrona Warty dała się ograć jak dzieci. Ten mecz powinien zakończyć się remisem. Dawid Szulczek mógłby wtedy spokojnie spędzić sobotni wieczór, nie musząc kombinować, bo wiemy doskonale, że on tego tak nie zostawi.

Warta Poznań – zaraz zrobi się ciepło

Ogólnie rzecz biorąc, to Warta Poznań może czuć niedosyt, bo Śląsk nie zaprezentował nic wielkiego. Tylko że jej jedynym sposobem na zaskoczenie Śląska były dośrodkowania i stałe fragmenty gry. Kiedyś śmiano się z Cracovii, że jej gra opiera się na wrzucaniu piłek, to w tym meczu zaprezentowała to Warta. Nie było dosłownie niczego po składnej akcji. Gramy na aferę. Były z tego okazję. Już nie wypominając skandalicznego zachowania Łukasza Bejgera, który sprowokował karnego. Poznaniacy dochodzili do sytuacji, które można było zakończyć golem, ale nie w każdym spotkaniu przyniesie to oczekiwane efekty. W Grodzisku latał Rafał Leszczyński, który toczył powietrzne pojedynki, ale wszystkie je wygrywał.

Wydawało się już, że szczęście się uśmiechnie po błędzie Bejgera, ale jak to w życiu bywa, bardzo blisko jest od komedii romantycznej do horroru i tak trochę jest w Warcie. Można było przerwać złą serię. Zdobyć w końcu bramkę, zdobyć jakieś punkty i przede wszystkim odrodzić się z mocnym Śląskiem. Skończyło się na horrorze i niewykorzystanym karnym, a Warta Poznań ugrzęzła w martwym punkcie.

Oczywiście, że z Wartą jest coś nie tak. Nie oznaczało to jednak, że mają zacząć się jakieś plotki o odejściu Dawida Szulczka. To trener jest jej największą siłą i jeśli ktoś ma wyciągnąć „Zielonych” z tego dołka, to właśnie Szulczek. Można zrzucić to na trudny terminarz. Łatwy nie był. To teraz czekają ich tułaczki do Kielc i Mielca. To też nie będą łatwe starcia, a punkty gdzieś trzeba zdobywać. Na szczęście, tak jak szybko z letniej sielanki potrafi zrobić się ponura jesień, tak i Warta potrafi wygrać w najmniej oczekiwanym momencie i się podnieść. Już nieraz to pokazywała, ale trzeba zrobić to w miarę szybko, bo sytuacja robi się coraz gorętsza.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze