W Warszawie zasiała baba Mak


19 lipca 2014 W Warszawie zasiała baba Mak

GKS Bełchatów sprawił nie lada niespodziankę pokonując 1:0 przy Łazienkowskiej Legię (II) Warszawa. Oszczędzanie swoich kluczowych graczy przez Henninga Berga przed rewanżem w eliminacjach LM przyniosło mistrzom Polski wstydliwą porażkę i śmiało możemy stwierdzić, że jest to warszawskiej kompromitacji ciąg dalszy. 


Udostępnij na Udostępnij na

Norweski szkoleniowiec Legii postanowił dać wolne zawodnikom, którzy dali plamę w środkowym eliminacyjnym spotkaniu LM. Z tamtego meczu na boisku w podstawowym składzie gospodarzy pojawili się tylko Kuciak, Pinto i Kosecki. Jednak zmiennicy Jodłowca, Radovicia czy Brzyskiego okazali się równie słabi jak ich koledzy i nie sprostali zadaniu jakim było zwycięstwo w meczu z beniaminkiem TME, GKS Bełchatów.

Zwłaszcza pierwsza połowa przebiegała pod dyktando gości. Najlepiej dysponowanymi zawodnikami w drużynie Kieresia byli bracia Mak, którzy przyzwyczaili do tego swoich kibiców w rozgrywkach I ligi. Michał i Mateusz raz po raz nękali swoich obrońców dryblingami i dośrodkowaniami do rosłego Ślusarskiego. Po jednej z centr Michała, w ostatnich sekundach pierwszej połowy, „Ślusarz” pokonał wściekłego Kuciaka. Z trybun rozległo się dobrze znane hasło: Legia grać, kur… mać” , co z pewnością nie wpłynęło pozytywnie na młodzież legionistów w osobach Wieteski i Ryczkowskiego, przyzwyczajonych oglądać mecze z wysokości trybun. Co w tej połowie zrobiła Legia? Niewiele. Arkadiusz Malarz nie był często zatrudniany przez parę Piech-Dwaliszwili, Kosecki próbował ścigać się z rywalami, ale nie był tak szybki jak Rafał Majka, który wygrał dzisiaj etap w Tour de France. Pochwalić można jedynie kapitana, Ivicę Vrdoljaka, który starał się najbardziej, mimo że było to chaotyczne.

Henning Berg zareagował w przerwie, wpuszczając na boisko Saganowskiego i Rzeźniczaka. Z pewnością jakby mógł to wpuściłby również Radovicia, Dudę, Jodłowca i Brzyskiego, lecz ci zawodnicy śledzili poczynania swoich kumpli z loży VIP. Nie można zarzucić Norwegowi, że zmiany nie przyniosły poprawy, bo gra Legii odrobinę się polepszyła. Jednak nie była to taka poprawa, aby zadowolić kibiców i zapisać na inaugurację nowego sezonu choćby punkt. Tym sposobem bełchatowianie wywieźli z jaskini lwa trzy oczka i udanie powrócili do T-Mobile Ekstraklasy.

Kompromitacja Legii trwa w najlepsze. Można szukać usprawiedliwienia, że w tej chwili celem legionistów jest Liga Mistrzów i wszystko temu celowi podporządkowujemy. Ale Legia Warszawa jest nadal Legią Warszawa, bezapelacyjnym mistrzem Polski. Porażka na własnym stadionie z Bełchatowem, nie ujmując nic drużynie trenera Kieresia, która ma w swoich szeregach doświadczonych piłkarzy i przebojowych braci Mak, nie powinna się zdarzyć. Wstyd, Legio, wstyd!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze