W piłkarskiej ekstazie


Marek zaczyna rozmawiać z Hanką, Lewandowski i Obraniak strzelają, Boruc i Fabiański bronią w meczach z potęgami, kadra wygrywa, stadiony w szwach pękają, Lech w Europie zaskakuje. Czyżby sen?


Udostępnij na Udostępnij na

Czy Państwo także nie mieli w ostatnich dniach i tygodniach dziwnego poczucia, że jesteśmy w innym, magicznym świecie? Nie chodzi mi tutaj bynajmniej o premierę nowego Harry’ego Pottera, ale o splot dziwnych i zaskakujących zdarzeń na polskiej scenie piłkarskiej. Oto bowiem polska reprezentacja jest w stanie przy pełnej trzeźwości wygrać z mocnym Wybrzeżem Kości Słoniowej. Oto przełamuje się Robert Lewandowski, który strzela już nie tylko w kadrze, ale i zaczyna być coraz bardziej widoczny w Borussii. Oto mieszkańcy poznańskich bloków przy Bułgarskiej mają darmowe, niemal cotygodniowe dawki wibracji, bo stadion drży, stadion szaleje, stadion nie wierzy, a Lech w Lidze Europejskiej wygrywa. Oto w końcu za granicą strzela Obraniak, Boruc broni z Milanem, a o Fabiańskim mówią, że już nie tylko na treningach jest świetny. No, czasem zdarzy się wpadka, ale spokojnie – nie ma co się przejmować, bądźmy optymistami wzorem naszego narodowego bohatera, poligloty, mistrza erudycji i retoryki – prezesa Grzegorza Laty…
 

Nie zapominajmy, że jest jeszcze jeden bohater, który jedną, kilkusekundową akcją potrafił rozsławić siebie lepiej, niż setką meczów rozegranych przez kilka lat. Oto bowiem Jakub Błaszczykowski zapisuje się w annałach futbolowej historii, staje się obok postawy Barcelony, Realu, gola Ibrahimovicia numerem jeden w europejskich mediach sportowych weekendu. Jeszcze nigdy o Polaku nie było tak głośno i nie – zapewniam – nie przejmujmy się, jak mówią… Ważne, że mówią!

No i do tego Marek zaczął rozmawiać w końcu z Hanką, a Rysiek z „niedorobionego” taksówkarza stał się rywalem Daniela Craiga w walce o rolę w najnowszym Jamesie Bondzie. Żyć, nie umierać!

Och, ja wspaniale! Och, jak cudownie! Och, jak genialnie czasem pofantazjować, połudzić się, dosięgnąć sfery sacrum, wyjść z codziennego błota polskiego futbolu! Jakże szkoda, że to li tylko sen, bajka, fantazja, ułuda, utopia, mrzonka, rojenie, fantasmagoria (po więcej określeń zapraszam do słownika synonimów). Bo przecież, Drodzy Państwo, polska piłka to dno.

Ale jednak, mimo wszystko, pofantazjuję jeszcze trochę. Bo jak to dobrze być jak ten Mickiewicz, Słowacki, Norwid (niektórzy dodają Krasińskiego, osobiście go nie lubię), być jak ten romantyk, co wierzy, co marzy, co głowę ma w chmurach. Ale gdzieś, zaraz z dołu, wyciąga rękę brutalna rzeczywistość. Chwyta za nogę, sprowadza na ziemię i mówi: „Drogi Sławku! Pięknie sobie to wymarzyłeś, a teraz się obudź. Bo w kadrze znów piją, Lech ma przed sobą Juventus i Red Bulla – co mu skrzydeł nie brakuje – a Fabiański dalej nie jest pewny”. I tylko Rysiu ma szansę na Bonda, a Marek jest bliżej Hanki.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze