W MLS ciekawie i z polskimi akcentami


25 maja 2011 W MLS ciekawie i z polskimi akcentami

W polskiej Ekstraklasie sezon piłkarski dobiega końca, za to w amerykańskiej MLS za nami dopiero pierwsza jego tercja. Amerykanie mają się czym pochwalić: frekwencja dopisuje (niemal 17 tys na mecz!), gwiazdy generalnie nie zawodzą, w poszczególnych meczach nie brakuje niespodzianek. Tabele obu konferencji są spłaszczone i nie ma zdecydowanego faworyta. Każdy może wygrać z każdym, co sprawia, że emocji nie brakuje.


Udostępnij na Udostępnij na

Na wschodzie nieźle spisują się drużyny, którym z wiadomych powodów winni kibicować Polacy. Prowadzony przez Roberta Warzychę Columbus Crew jest po 10 kolejkach na czwartym miejscu i gra bardzo regularnie nie przegrywa u siebie, ale nie wygrywa na wyjeździe. Po dwóch kolejnych porażkach z dala od domu Crew będą mieli szansę na przerwanie passy już w nadchodzący weekend, kiedy to będą podejmować u siebie zajmujący 7. miejsce na zachodzie Chivas USA.

W lidze MLS kibice nie narzekają na brak emocji
W lidze MLS kibice nie narzekają na brak emocji (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Dwie pozycje wyżej niż ekipa z Ohio znajduje się naszpikowany gwiazdami Red Bulls Nowy Jork, który w 10 spotkaniach zgromadził 16 punktów. Ale nowojorczycy – których Henry, Marquez i pozyskany niedawno z Toronto FC 55-krotny reprezentant Kanady, Dwayne De Rosario, mieli prowadzić do pierwszego w historii tytułu – grają chimerycznie i niestabilnie. Na początku było zwycięstwo, potem porażka i dwa remisy. Sprawiło to, że kibice zaczęli głośno domagać się zmian. Dużo więcej oczekiwano przede wszystkim od 34-letniego Francuza, który w marcu wydawał się być kompletnie bez formy. Jednak kwiecień należał do niego, bo głównie dzięki trzem bramkom oraz kluczowym zagraniom „eks-Kanoniera” Bullsi wygrali trzy mecze z rzędu, strzelając osiem bramek i nie tracąc żadnej. W maju były gracz Barcelony znowu dwukrotnie trafiał do siatki, ale wystarczyło to tylko do zdobycia punktu w wyjazdowej potyczce z LA Galaxy. W meczu z Chivas USA nowojorczycy doznali niespodziewanej porażkę 2:3 przed własną publicznością, a w ostatnim, remisowym meczu w Houston Dynamo Henry nie zagrał z powodu kontuzji kolana. Dziś – w wielce oczekiwanej potyczce z mistrzem MLS Colorado Rapids – Francuz już będzie do dyspozycji, ale w ekipie Hansa Backe’a nie wystąpi Rafa Marquez.

O jedno oczko lepsza od Red Bulls jest Philadelphia Union. Podopieczni Piotra Nowaka spisują się dużo lepiej niż w ubiegłym sezonie. U siebie (w sześciu meczach) jeszcze nie przegrali. Każde z ich pięciu dotychczasowych zwycięstw było odniesione w stosunku jednobramkowym – w tym w derbach z Red Bulls odniesionym 9 kwietnia (po golu Kolumbijczyka Rogera Torresa). Union po świetnym starcie (4 zwycięstwa, remis i porażka), mieli ostatnio lekką zadyszkę (dwie wyjazdowe porażki i remis z LA u siebie), ale w ubiegły weekend powrócili na właściwe tory, pokonując u siebie Chicago 2:1. Był to jak do tej pory jedyny mecz, w którym „Zjednoczeni” strzelili dwa gole w jednym spotkaniu, co doskonale odzwierciedla ich minimalistyczny bilans bramkowy: 8:7. Co ciekawe, obie drużyny prowadzone przez polskich szkoleniowców mają na koncie najmniej bramek w lidze.

Przez pierwszą część sezonu Thierry Henry miał kibiców... gdzieś
Przez pierwszą część sezonu Thierry Henry miał kibiców… gdzieś (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Czerwoną latarnią East Conference jest Kansas City, w szeregach którego znalazło się miejsce dla jedynego gracza urodzonego w Polsce: Konrada Warzychy. 22-letni pomocnik to oczywiście syn trenera Crew Roberta, ale nawet taki rodowód nie wpłynął na to, żeby Konrad zdążył zadebiutować w MLS. Co ciekawe, ekipa z Kansas City (która przed sezonem zmieniła swoja nazwę z Wizards na bardziej „europejsko” brzmiące Sporting) wszystkie dotychczasowe mecze rozegrała na wyjazdach, bo ich nowiuteńki stadion nie został jeszcze oddany do użytku. Coś takiego jest nie do pomyślenia w Europie.

Na wschodzie tłoczno w czołówce, podobnie spłaszczony jest zachód. Prowadzące LA Galaxy ma co prawda 5 punktów przewagi nad FC Dallas, ale Donovan, Beckham i spółka mają rozegrane o dwa mecze więcej. Wyżej wymienione duo stanowi o sile ofensywnej najskuteczniejszej ekipy w MLS: Donovan ma na koncie już 7 bramek (ubiegłoroczny król strzelców polskiego pochodzenia, Chris Wondolowski, uzbierał ich na razie 5), a „Becks” 6 asyst i gola uzyskanego po efektownym trafieniu z rzutu wolnego w wygranym meczu z Kansas City (4:1).

Drużyna Philadelphia Union prowadzona przez Piotra Nowaka jest na czele MLS Wschód!
Drużyna Philadelphia Union prowadzona przez Piotra Nowaka jest na czele MLS Wschód! (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Bardzo dobrze natomiast spisuje się beniaminek z Portland, który jest trzeci i ma na rozkładzie m.in. obie „polskie drużyny” i ubiegłorocznego finalistę z Dallas. Kolejny w stawce jest zespół z Seattle, do którego przymierzany był ostatnio eks-golkiper Realu Madryt, Jerzy Dudek. Sounders mają trudny orzech do zgryzienia, bo po zakończeniu sezonu buty na kołku zawiesi legenda amerykańskiego soccera Kasey Keller. 102-krotny reprezentant USA, czterokrotny uczestnik mistrzostw świata gra w Emerald City od 2009 roku i mimo swoich 41 lat w dalszym ciągu imponuje refleksem i doświadczeniem.

Niespodzianką in minus tego sezonu jest postawa obrońców tytułu Colorado Rapids, którzy zajmują w tabeli dopiero szóste miejsce.

Ostatnim akcentem z Polską w tle jest arbiter Arkadiusz „Alex” Pruś. Urodzony w Stalowej Woli 47-latek w tym sezonie gwizdał już 5 razy, między innymi mecz otwarcia sezonu pomiędzy Seattle i Los Angeles. Zbiera dobre noty i być może będzie miał szansę powtórzyć swój prywatny sukces sprzed dwóch lat, kiedy to został uznany najlepszym sędzią w MLS.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze