Pożegnanie bez grama żalu [FELIETON]


Nikt w stolicy za Vukoviciem tęsknić nie będzie. A przynajmniej nie powinien...

19 kwietnia 2022 Pożegnanie bez grama żalu [FELIETON]
Piotr Matusewicz / PressFocus

Aleksandar Vuković to postać, która budzi wśród obserwatorów warszawskiej ekipy skrajne emocje. Jedni są jego zwolennikami i kierują się przy tym sentymentem oraz ostatnią serią przyzwoitych wyników. Drudzy zaś nie widzą Serba w roli trenera "Wojskowych", myśląc po prostu... racjonalnie. Od dłuższego czasu, a wręcz od samego początku, należę do tej drugiej grupy. Informację o odejściu 42-latka z końcem sezonu przyjąłem więc z dawką sporego optymizmu.


Udostępnij na Udostępnij na

Ktoś mógłby już teraz zapytać z oburzeniem: „Dlaczego?!”, przywołując jednocześnie fakt, iż serbski szkoleniowiec swego czasu zdobył z Legią mistrzostwo Polski, a oprócz tego w tym sezonie postawił ją na nogi i uratował przed spadkiem z ligi. Odbiję jednak piłeczkę i postawię kontrpytanie: „Czy to wystarczające argumenty, aby w przyszłym sezonie dalej miał sprawować swoją funkcję?”. Otóż nie, a powodów ku potwierdzeniu takiego przeczenia jest aż nadto.

Pierwszy z nich to daleki od doskonałości styl gry. Legia pod wodzą bałkańskiego menadżera jest jedną z najbardziej ubogich taktycznie drużyn w ekstraklasie, co tak renomowanemu klubowi zwyczajnie nie przystoi. Zwłaszcza w ofensywie. Trudno z tym dyskutować. Warszawianom brakuje tego, z czego słynęli w ostatnich latach, chociażby w połowie minionej edycji ekstraklasy za kadencji Czesława Michniewicza. Chodzi o swobodę przy zmianie formacji, płynną wymienność pozycji czy szybkie konstruowanie kontrataków. Zamiast tego można zauważyć sztywny, często niezmienny, a przede wszystkim archaiczny schemat rozgrywania akcji, który po kilku spotkaniach obserwacji może rozpracować niemalże każdy przeciwnik.

Świetnie zobrazowały to porażki z Wartą Poznań oraz Piastem Gliwice, w meczach z tymi drużynami ponadto zabrakło odpowiedniej reakcji po stratach bramek. To kolejny kamyczek do taktycznego ogródka Vukovicia, ponieważ trener nie potrafi odpowiednio odnosić się do boiskowych wydarzeń. Nieumiejętnie przeprowadza zmiany, co więcej, dopiero wtedy, gdy wraz ze swoją ekipą ma nóż na gardle. Przeważnie nawet i to nie przynosi odpowiedniego skutku. A styl? Cóż… mimo niekorzystnego wyniku dalej pozostawał niezmienny.

***

Następnie trzeba powiedzieć o wypowiedziach Serba po meczu. Niektóre z nich są… lekko mówiąc, dalekie od rzeczywistości. Szczególnie te po porażkach. Ad exemplum na wczorajszej konferencji prasowej trener Vuković poinformował, iż jego zespół zrobił wystarczająco dużo, aby wygrać potyczkę z Piastem… Tu pojawia się pytanie: „Panie Vuković, z której strony?”.

Serb lubi również odwrócić kota ogonem. Przykład? Proszę bardzo. Od powrotu na Łazienkowską mówił o tym, iż nie będzie on rozmawiał o swojej przyszłości w klubie, gdyż to sprawa drugorzędna. Unikał odpowiedzi. Wskutek tego nikt nie posiadał więc oficjalnej informacji o jego odejściu. Pojawiały się jedynie plotki. Dopiero wczoraj szkoleniowiec zdecydował się ogłosić to oficjalnie.

Jeden z obecnych na sali konferencyjnej w związku z tym po meczu z Piastem zapytał 42-latka, od kiedy wie o tym, iż klub nie przedłuży z nim kontraktu. Vuković odparł na to, że nie czyta mediów dość często, ale dziwi się skąd te pytania, skoro wiadomo było o tym od dawna.

I tak to się kręci w tej polskiej piłce!

Na domiar złego Vuković nigdy nie pomagał sobie swoim stylem bycia. Widoczny u niego jest negatywny i olewczy stosunek do prasy, co można było wywnioskować po wcześniej przytoczonej historii. Od czasu do czasu zdarzy mu się także odpowiedzieć agresywniej na pytanie zadane przez jednego z dziennikarzy. Co warto zaznaczyć, pytania te w sporej części nie były niepotrzebne czy niestosowne. Wręcz przeciwnie.

Można powiedzieć zatem, iż Aleksandar Vuković momentami wykazuje, rzecz jasna bezpodstawnie, symptomy popularnego ostatnio w polskiej piłce syndromu oblężonej twierdzy…

***

Jednak najbardziej dobijającym aspektem pracy Vukovicia jest jego stosunek do młodych zawodników. Owszem, ostatnio przed kontuzją w bramce Legii regularnie występował Cezary Miszta, a we wcześniejszej kadencji serbski menago wypromował Michała Karbownika i Radosława Majeckiego. W tych przypadkach natomiast, nie licząc ostatniego z nich, swój udział miał przepis młodzieżowca. A innych większych sukcesów w pracy z młodzieżą brak…

Tutaj jako jednego z ostatnich poszkodowanych jawi się osoba Igora Strzałka. Młody zawodnik wcześniej trenował z pierwszym zespołem. Strzelił w sobotnim meczu rezerw Legii hattricka w lekko ponad kwadrans. Opuścił boisko wcześniej, aby móc zadebiutować w seniorskiej drużynie „Wojskowych”, a tymczasem… klops. Nie dostał zaledwie minuty.

Sam szkoleniowiec stwierdził, iż czas 17-latka w zespole jeszcze nadejdzie, ale tu pojawia się istotne pytanie… Kiedy przyjdzie lepszy moment? Legia w tym momencie gra w zasadzie o nic. Spadek jej nie grozi. 4. miejsce również. Dlaczego trener Vuković nie może spróbować wystawić młodszych zawodników, aby okrzepli w pierwszym zespole? Przecież nieistotne jest, nie licząc drobnej z perspektywy tak dużego klubu różnicy finansowej, czy zespół na koniec sezonu zajmie 12, czy 8. miejsce.

W odpowiedzi na takie apele Vuković zapowiedział, że i tak wystawiać będzie „najsilniejszą jedenastkę”. Co można przez to rozumieć? W składzie w najbliższych tygodniach ujrzymy prędzej m.in. Tomasa Pekharta i Rafaela Lopesa niż na przykład Szymona Włodarczyka lub wspomnianego wcześniej Strzałka. Dokładnie przez takie ruchy, a w zasadzie takich trenerów, młodzi piłkarze dość szybko decydują się opuszczać Łazienkowską. I nie ma w tym nic dziwnego.

***

Jestem świadomy, że nie zmienię punktu widzenia zagorzałych obrońców Serba. To niemożliwe. Fani Serba dalej nieustannie będą przywoływać jego osiągnięcia oraz miłość i zaangażowanie do pracy, jaką wykonuje. Nikt jednak mu tego nie odbiera.

Problem za to tkwi w tym, iż Legia za kadencji Vukovicia, nawet gdy dostanie on pożądanych przez siebie zawodników, popadnie w stagnację. Nie przekroczy pewnego poziomu jakościowego, co mogłaby wykonać pod rządami nowego trenera. Skąd o tym wiadomo? Widzieliśmy to podczas jego pierwszej kadencji, w której trudno było dostrzec zdecydowany progres. Bardziej był on zależny od indywidualnych umiejętności, jakimi wówczas dysponowali piłkarze, niż planu na rozwój zespołu. Zarówno pod względem taktycznym, jak i stricte personalnym. Podobnie zresztą, o czym już wspomniałem, wygląda to obecnie.

Dlatego rozstanie z Vukoviciem będzie tytułowym pożegnaniem bez najmniejszego grama żalu. Nikt w stolicy bowiem za nim tęsknić nie będzie. A przynajmniej nie powinien…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze