Villarreal na kursie wyjścia z kryzysu, ale już bez Escriby


„Żółta Łódź Podwodna” fatalnie rozpoczęła sezon. Ile zajmie powrót do formy?

1 października 2017 Villarreal na kursie wyjścia z kryzysu, ale już bez Escriby

Za nami sześć serii gier hiszpańskiej Primera Division. Jedni radzą sobie lepiej, drudzy gorzej, a trzeci reagują na kryzysy. Ci trzeci to już, nomen omen, trzy drużyny, które postanowiły dokonać zmian na swoich ławkach trenerskich. Do przechodzących rewolucje Deportivo Alaves i Las Palmas dołączyła w tym tygodniu drużyna Villarrealu.


Udostępnij na Udostępnij na

Fran Escriba w tym sezonie poprowadził „Submarino Amarillo” w siedmiu meczach. I tyle samo jego ekipa zdobyła punktów w La Liga, w sześciu meczach. Kampania 2017/2018 w ekstraklasie rozpoczęta od domowej porażki 0:1 z Levante i 0:3 z Realem Sociedad na Anoeta. Choć przyszły trzy kolejne zwycięstwa po przerwie reprezentacyjnej, znów dublet bez wygranej. I to kończące karierę Escriby na Estadio de la Ceramica 0:4 z Getafe… A to tylko suche liczby i fakty z tabeli. Nie ma wątpliwości, że hiszpańską drużyną notującą największy zjazd w porównaniu z poprzednim sezonem jest właśnie Villarreal. Co się dzieje z walencką ekipą?

Prawdziwie samodzielny start

Marcelino Garcia Toral opuścił El Madrigal w atmosferze konfliktów i… zbliżających się eliminacji do Ligi Mistrzów. Do pierwszego meczu z AS Monaco pozostawał około tydzień, a w czwartej ekipie Primera Division sezonu 2015/2016 stery przejmował Fran Escriba. Choć jego nowy pracodawca przegrał ten dwumecz z francuską drużyną, odpadł z Copa del Rey w 1/8 finału z Realem Sociedad i na tym samym etapie w Lidze Europy z AS Roma (1:4 w dwumeczu), to w lidze spisywał się co najmniej dobrze. Bywały dołki mniejsze i większe, ale Villarreal zdołał czwarty kolejny sezon skończyć w pucharowej strefie tabeli (ostatnio piąta lokata). Efektowny i efektywny futbol pozwalał osiągać w zeszłej kampanii takie sukcesy jak choćby remis na Santiago Bernabeu czy sześć oczek z Atletico Madryt (3:0 i 1:0).

Ale jednak to był Villarreal przygotowany przez Marcelino. Nie umniejszając Franowi Escribie zasług za prowadzenie zespołu i odnoszonych przezeń wyników, takie są fakty. Gdy już przyszło co do czego, czyli w pełni samodzielnego przepracowania okresu przygotowawczego, widać efekty. Choć można kierować się wynikami ze sparingów (trzy zwycięstwa i cztery porażki), więcej mogą powiedzieć te z ekstraklasy. Poprzedni sezon rozpoczęto od dwóch remisów, ten – od dwóch porażek. Nawet przełamanie przyszło w meczu, w którym trzeba było odrabiać straty (3:1 z Betisem). Ale wyniki to jedno, trzeba też zwrócić uwagę na ogólny obraz prezentowany przez zespół. Wystarczy spojrzeć na pressing zakładany przez graczy „Submarino Amarillo” w większości spotkań – zero agresji, szybkości i brak błyskawicznych powrotów do obrony. Piłkarze sprawiają wrażenie ociężałych i zaspanych. Ewidentnie źle przepracowana pretemporada (jak w Hiszpanii nazywa się okres przygotowawczy) przekłada się na wyniki.

Nowy czy stary – w formie ze świecą szukać

Villarreal z pewnością dokonał jednych z najciekawszych wzmocnień ostatniego lata. Ruben Semedo, Pablo Fornals czy Carlos Bacca – jakościowe transfery mające na celu tylko wzmocnienie zespołu i tak już posiadającego zbalansowaną drużynę. Kadra „Żółtej Łodzi Podwodnej” na pewno robi wrażenie, ale ze względu na naprawdę kiepskie przygotowanie do sezonu, wyniki nawet z takimi nazwiskami nie mogą dziwić.

W La Liga 2017/2018 jesteśmy po sześciu pełnych seriach gier. Villarreal na tym etapie sezonu ma bilans bramkowy 6:9. To już samo w sobie wygląda nie najlepiej. A jeśli porównać to do poprzedniej kampanii, kiedy w tym samym momencie licznik goli strzelonych i straconych wskazywał 9:4? Pełny zestaw wszystkiego co złe w „Żółtej Łodzi Podwodnej” w tym sezonie spokojnie można było zobaczyć w przegranym 0:4 meczu z Getafe.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to słaba obrona. Z dotychczasowych ośmiu oficjalnych spotkań w tego sezonu Villarreal tylko w trzech nie stracił gola. Ruben Semedo, Alvaro Gonzalez czy Victor Ruiz nie tworzą muru, tylko co najwyżej podziurawiony płot. Zwłaszcza ten drugi zawodnik, który gra bardzo nerwowo. Jeśli już biegają, to robią ogromne luki w ustawieniu i nie utrzymują koncentracji. Bardzo mizernie w ich wykonaniu wygląda krycie przy stałych fragmentach, co Getafe świetnie wykorzystywało.

„Submarino Amarillo” Frana Escriby cały czas grała w ustawieniu 4–4–2. Pomimo posiadania w kadrze naprawdę dobrych zawodników środka pola kiepska forma daje o sobie znać. Nie ma wysokiego wychodzenia do gry, brakuje szybkości i precyzji przy podejmowaniu decyzji. Gra nieskładna, pozbawiona kreatywności. Potwierdza to też brak zrozumienia między Rodrigo Hernandezem a Manu Triguerosem. Tej formacji wyraźnie brakuje kontuzjowanego Bruno, kapitana zespołu i jedynego takiego piłkarza o profilu defensywnym na Estadio de la Ceramica. Jego bardziej techniczni koledzy nie radzą sobie z opanowaniem gry, jeśli napotykają rywala bardziej fizycznego od nich. Fran Escriba też nie pomaga swoimi pomysłami. A najgorszym z nich jest ustawianie Pablo Fornalsa, typowego środkowego pomocnika, na skrzydle. Więc cała praca w środku pola zostaje Samu Castillejo. Cytując klasyka, tak się nie da.

Kadra „Żółtej Łodzi Podwodnej” na pewno robi wrażenie, ale ze względu na naprawdę kiepskie przygotowanie do sezonu wyniki nawet z takimi nazwiskami nie mogą dziwić.

A skoro nie chodzi pomoc, kuleje atak. Historia najnowsza – w ostatnim meczu, z Getafe, bramkarz gospodarzy nie musiał za dużo robić, ponieważ Villarreal nie oddał ani jednego celnego strzału. Napastnicy żyją z podań, a Carlos Bacca, Cedric Bakambu i Unal Enes takowych nie otrzymują. Jak na razie strzelili oni w sumie pięć ligowych goli (po dwa reprezentant Kolumbii i Demokratycznej Republiki Konga, jednego Turek). To trio wspomógł jeszcze Castillejo, jednym trafieniem w Primera Division, a w Lidze Europy dołożyli się Czeryszew i Nicola Sansone. Podobnie jak w przypadku kolegów, ich forma fizyczna nie napawa optymizmem.

Na swoich do stabilizacji

Nowym trenerem Villarrealu został Javi Calleja. Co o nim wiadomo? Relatywnie niewiele, ponieważ to jego pierwsza przygoda z trenerką na szczeblu ekstraklasy. Przede wszystkim jednak to ktoś z DNA Villarrealu. Grał w tym klubie w latach 1999–2006, miał więc możliwość rozwijania się przy uwielbianym w tej części Valencii Manuelu Pellegrinim. Calleja po zakończeniu kariery pozostał na El Madrigal, przy akademii klubowej. Notował znakomite wyniki z juvenilem i drużyną rezerw, nabierał doświadczenia.

Od początku tygodnia ma okazję się sprawdzać. Jego debiutem na ławce trenerskiej „Submarino Amarillo” był bezbramkowy remis z Maccabi Tel-Aviv na wyjeździe. Goście z Hiszpanii nie zaprezentowali się oczywiście wybitnie, ale najgorzej też nie było. Teraz czas na niedzielny mecz z Eibarem, a potem, chyba jak manna z nieba, przerwa reprezentacyjna. Na Estadio de la Ceramica czas zmian.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze