Zagłębie Lubin zostało mistrzem Polski, bo w kryzysie były dwie potęgi naszej ligi - Wisła Kraków i Legia Warszawa. Gdy jednak przy Reymonta i Łazienkowskiej wszystko wróciło do normalności, kryzys dopadł ekipę z Dolnego Śląska.
Pamiętacie miedziową jedenastkę z poprzedniego sezonu? Piękna widowiskowa gra – tym nas urzekli piłkarze Czesława Michniewicza. Szczególnie na własnym stadionie niesione głośnym dopingiem Zagłębie potrafiło wznieść się na wyżyny swoich umiejętności i wygrywać z najsilniejszymi rywalami. W Lubinie rozpędzony Bełchatów przerwał swoją serie trzech wygranych meczów z rzędu. Korona, wracając z Dolnego Śląska nie myślała już o zdobyciu mistrzostwa. W sumie nikt nie potrafił zwyciężyć w lubińskiej świątyni, a że radzili oni sobie dobrze także „poza domem”, to w maju świętowali mistrzowski tytuł.
Teraz jednak coś w miedziowej maszynce się zacięło. Po dziesięciu kolejkach mistrzowie Polski na swoim koncie mają już cztery porażki, dwa remisy i zaledwie cztery zwycięstwa. O ile klęskę z Wisłą czy Legią można było zakładać, o tyle niepowodzenia w spotkaniu z bytomską Polonią nie spodziewał się nawet największy pesymista. Jakby tego wszystkiego było mało, we wszystkich trzech konfrontacjach piłkarze Czesława Michniewicza nie strzelili gola. Ale trudno się temu dziwić skoro wszyscy snajperzy Zagłębia mają na bakier ze skutecznością. Michał Chałbiński najwyraźniej zagubił gdzieś swój strzelecki instynkt z poprzedniego sezonu, kiedy strzelił 12 goli. „Chałbik” chyba do końca swojego życia będzie przeklinał Radosława Cierzniaka, z którym zderzył się głowami w meczu z Koroną. Bramkarz „złocisto-krwistych” wyszedł z „pojedynku” bez szwanku, a pan Michał zamiast pomagać kolegom na boisku, przyglądał się ich grze z trybun.
Kiedy słyszę, że Włodarczyk miał w drużynie zastąpić Łukasza Piszczka, ogarnia mnie pusty śmiech. Przecież „Nędza” nie został obdarzony cechami charakteryzującymi snajpera. Jest bardzo wolny, nie potrafi przyśpieszyć, a w marnowaniu dogodnych sytuacji wszystkich bije na głowę. Tylko skąd u niego wzięło się 89 bramek w pierwszej lidze? Czyżby był to przypadek. W polskiej piłce wszystko jest możliwe…
Na razie Chałbińskiego i Włodarczyka wyręczają Maciej Iwański i obrońca(!) Manuel Arboleda, którzy mają po cztery trafienia. Oglądając „Iwana” można odnieść wrażenie, iż to jednak tylko cień piłkarza z rundy wiosennej. Brakuje jego świetnych prostopadłych podań, są mniej dokładne, a co za tym idzie – akcje zespołu są wolniejsze. Rozgrywający mistrzów Polski nie zapomniał jednak, jak wykorzystuje się stałe fragmenty gry i już kilkakrotnie bezpośrednio z nich zdobywał bramki albo asystował przy trafieniach kolegów- często z prezentów od Iwańskiego skutecznie korzystał właśnie Arboleda.
Czy sympatycy miedziowej jedenastki mogą jeszcze liczyć na obronę tytułu? Raczej nie. Rok temu Zagłębiu też się nie powodziło, aczkolwiek w maju los się do ich uśmiechnął. Wówczas do lidera – Wisły tracili cztery punkty, a teraz – do tej samej ekipy, która patrzy na rywali z góry – 12. Czy tak duży dystans da się odrobić? Biorąc pod uwagę obecną formę „Białej Gwiazdy” i „Wojskowych” – nie. Nic dziwnego skoro obydwie potęgi z Lubina wywoziły komplet punktów. A zatem kibicom Zagłębia nie pozostaje nic innego, jak zaśpiewać: „Czy wygrywasz czy nie…”.
Oby tylko w Lubinie nie podjęto żadnych pochopnych
wniosków. Zaczyna się budowa stadionu, jest szansa na
stworzenie klubu, który stale będzie w czołówce ligi
- oby proces ten nie został przerwany z powodu
obecnych problemów. Moim zdaniem polskiej lidze
bardzo potrzebne są takie drużyny jak Lech, Korona
czy Zagłębie, które będą dysponowały dobrymi
obiektami i piłkarzami - walka non stop tylko
pomiędzy Wisłą a Legią to nie to, czego większość z
nas - kibiców - chce.