Dariusz Jarecki był antybohaterem spotkania 11. kolejki Ekstraklasy pomiędzy Arką Gdynia a Jagiellonią Białystok, jeszcze w pierwszej połowie łapiąc dwie żółte kartki. Jego koledzy z zespołu jednak nie poddali się i, mimo gry w „dziesiątkę”, potrafili wywieźć z Gdyni cenny punkt.
— Całe szczęście, że mecz skończył się jak skończył — przyznaje z ulgą Jarecki. Chciałem więc bardzo podziękować chłopakom, którzy wychodząc na drugą połowę obiecali, że zagrają dla mnie i zrobią wszystko, by z Arką nie przegrać. Takich chwil na pewno się nie zapomina. Z drugiej strony mam nadzieje, że taka sytuacja już nigdy mi się nie przydarzy.
Jareckiemu po końcowym gwizdku spadł z kamień z serca, ale pomocnik Jagi ani myślał uciekać od odpowiedzialności, przyznając się do błędu. — W moim wieku nie powinienem dostać tak głupich kartek — przyznaje. — Zwykle sędziowie karali mnie za walkę, a nie za nieodpowiedzialne zagrania. Muszę ochłonąć i zrobić wszystko, by takie sytuacje już się nie powtarzały, bo w piątek udało nam się nie przegrać, ale przy innej okazji może już nie być tak miło.