Trzęsienie ziemi na Red Bull Arena, Nowy Jork za burtą


5 listopada 2010 Trzęsienie ziemi na Red Bull Arena, Nowy Jork za burtą

Piłkarzom Red Bulls Nowy Jork nie udało się obronić jednobramkowej zaliczki z pierwszego półfinałowego meczu Wschodniej Konferencji MLS. Rewanż miał być formalnością, ale Bobby Convey i jego Earthquakes sprawili psikusa miejscowym piłkarzom i rekordowo licznej publiczności. Dzięki szybko strzelonej bramce na początku meczu i szalonej wymianie ciosów w końcówce to ekipa z San Jose zagra w kolejnej rundzie. Henry i spółka – już bez Angela – marzenia o tytule muszą odłożyć na kolejny rok.


Udostępnij na Udostępnij na

Korespondencja własna z New Jersey

Pierwszy w historii Red Bull Arena mecz fazy pucharowej MLS przyciągnął na stadion rekordową liczbę widzów, którzy mimo deszczowej i chłodnej aury od początku głośno dopingowali swoich ulubieńców. Występujący w play off po raz pierwszy od pięciu lat goście przyjechali do New Jersey z zamiarem szybkiego odrobienia strat z pierwszego meczu w San Jose, w którym ulegli nowojorczykom 0:1. Udało im się to już w 6. minucie. Prawą stroną przedarł się 25-letni reprezentant Jamajki, Ryan Johnson, wrzucił w pole karne do Scotta Sealy’a, a ten trochę przypadkowo odegrał ją na 14 metr. Tam dopadł do niej Bobby Convey, który technicznym strzałem z lewej nogi pokonał Bounę Coundoula. Dla 45-krotnego reprezentanta USA był to zaledwie drugi gol w sezonie!

Red Bulls – San Jose
Red Bulls – San Jose (fot. własne, Danny Blanik, iGol.pl)

Chwilę później mogło być 2:0. Dynamiczną akcję prawą flanką przeprowadził Dane Richards, ale w starciu z obrońcą Earthquakes padł na boisko. Arbiter nie dopatrzył się faulu i piłka szybko przemieściła się pod bramkę Red Bulls, gdzie sam na sam z Coundoulem znalazł się Johnson. Senegalczyk obronił pierwszy strzał napastnika z San Jose, a dobitka przeszła tuż obok słupka.

Po nerwowym początku gospodarze stopniowo zaczęli dochodzić do głosu, ale ich akcje były szarpane i pozbawione płynności. W 13. minucie kapitan miejscowych, Juan Pablo Angel, próbował zaskoczyć Jona Buscha z rzutu wolnego, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. Pięć minut później równie nieskutecznie z dystansu strzelał Rafa Marquez.

Piłkarze Red Bulls mogą z niedosytem patrzeć w przyszłość
Piłkarze Red Bulls mogą z niedosytem patrzeć w przyszłość (fot. własne, Danny Blanik, iGol.pl)

Pozbawieni usług swojej największej gwiazdy, Thierry’ego Henry (wrócił do drużyny jako rezerwowy po kontuzji kolana) nie mieli większych kłopotów z przedostaniem się w okolice bramki gości, ale tam brakowało pomysłu i wykonawców do wykończenia. Na kolejną dogodną okazję kibice czekali aż do 39. minucie, kiedy to zastępujący Francuza zaledwie 17-letni Juan Agudelo wymanewrował obrońców i z kilku metrów potężnie huknął… w słupek bramki Buscha! W odpowiedzi Convey miękko wrzucił piłkę w pole karne, gdzie po raz kolejny szczęścia szukał bardzo aktywny w pierwszej odsłonie Johnson. Jamajczyk sprytnie skierował piłkę w kierunku długiego słupka, ale na jej drodze znowu stanął Coundoul. Jeszcze w tej samej minucie sam na sam z bramkarzem gości znalazł się Richards, ale strzał skrzydłowego Red Bulls minął zarówno golkipera jak i bramkę San Jose.

Druga część rozpoczęła się od bardziej zdecydowanych ataków „Czerwonych Byków”. W 49. minucie w pole karne Earthquakes wpadł Roy Miller, ale strzał obrońcy gospodarzy był tak mocny jak i niecelny. Cztery minuty później o centymetry z rzutu wolnego pomylił się Marquez. Potem dwie dynamiczne akcje przeprowadził młokos Agudelo, ale najpierw wyjechał z piłką poza boisko, a w 60. minucie jego podania nie potrafił w dogodnej sytuacji wykończyć Ballouchy. W odpowiedzi ładnym strzałem spoza pola karnego popisał się król strzelców tegorocznego sezonu, Chris Wondolowski, ale Coundoul zdołał na raty złapać piłkę.

Jon Busch bronił dobrze i szczęśliwie
Jon Busch bronił dobrze i szczęśliwie (fot. własne, Danny Blanik, iGol.pl)

W ostatnich 25 minutach gospodarze złapali wiatr w żagle i ich akcje w końcu zaczęły się zazębiać. Po lewej stronie szaleli Lindpere i Agudelo, rozruszał się Ballouchy. I kiedy wydawało się, że bramka dla gospodarzy musi paść, ziemia zatrzęsła się po raz drugi. W 76. minucie reprezentant Salwadoru Arturo Alvarez (wprowadzony przed momentem w miejsce szybkiego, ale bezproduktywnego byłego gracza Barcelony Geovanniego) zakręcił obrońcami i pięknie puścił w uliczkę Bobby’ego Convey i ten po raz drugi pokonał Coundoula.

Odpowiedź gospodarzy była natychmiastowa. Lewą stroną uciekł Agudelo i dośrodkował wprost na głowę Angela, który z najbliższej odległości wpakował piłkę do bramki. Stadion eksplodował radością, ale trwało to tylko kilkadziesiąt sekund, bo w 81. minucie Convey uciszył kibiców miejscowych po raz trzeci. Tym razem filigranowy pomocnik świetnie wrzucił piłkę w pole karne, gdzie równie ładną główką popisał się Wondolowski i piłka zatrzepotała w siatce. Ten sam zawodnik miał jeszcze szansę na kolejną bramkę, ale jego potężne uderzenie z dystansu w 85. minucie minęło lewy słupek Red Bulls.

Młokos Agudelo pokazał się z dobrej strony. Z tej mąki będzie chleb!
Młokos Agudelo pokazał się z dobrej strony. Z tej mąki będzie chleb! (fot. własne, Danny Blanik, iGol.pl)

Gospodarze do końca dążyli do wyrównania, ale mimo prawdziwego oblężenia bramki San Jose, brakowało im skuteczności. Podopiecznym Hansa Backe’a nie pomogło nawet wprowadzenie w 84. minucie Henry’ego, który zdążył jeszcze zmarnować dwie szanse na zdobycie gola. Wynik już nie uległ zmianie i niespodziewanie to Earthquakes uzyskali awans do finału Konferencji Wschodniej, gdzie zmierzą się ze zwycięzcą potyczki Colorado Rapids i – prowadzonych przez Roberta Warzychę – Columbus Crew.

Odpadnięcie Red Bulls z play off oznacza również, że swój ostatni mecz w biało-czerwonych barwach rozegrał kapitan i legenda klubu, Juan Pablo Angel. Kolumbijczyk, który strzelił dla „Czerwonych Byków” 61 goli w 109 grach od jakiegoś czasu był otwarcie krytykowany przez włodarzy za swoje „osiągnięcia“ z drugiej połowy sezonu (zaledwie cztery trafienia z czego tylko dwa z gry). W przyszłym sezonie Henry, Marquez i reszta znowu będą bić się o najwyższe trofea, ale już bez najlepszego strzelca w historii klubu.

Mecz rewanżowy Półfinału Konferencji Wschodniej MLS:
4 Listopad 2010, 20:20
Red Bull Arena, Harrison, NJ

New York Red Bulls – San Jose Earthquakes 1:3 (0:1)
0:1 – Bobby Convey’6, 0:2 – Bobby Convey’76, 1:2 – Juan Pablo Angel’78, 1:3 – Chris Wondolowski’81

Pierwszy mecz: San Jose – New York 0:1 (Lindpere’55)
Awans: San Jose

Juan Pablo Angel w swoim ostatnim występie w Red Bulls strzelił gola, ale nie wystarczyło to do awansu
Juan Pablo Angel w swoim ostatnim występie w Red Bulls strzelił gola, ale nie wystarczyło to do awansu (fot. własne, Danny Blanik, iGol.pl)

San Jose: 18. Jon Busch – 20. Tim Ward, 21. Jason Hernandez, 14. Brandon McDonald, 12. Ramiro Corrales (kapitan, 23. Eduardo’45) – 8. Chris Wondolowski, 4. Sam Cronin, 9. Scott Sealy, 11. Bobby Convey – 77. Geovanni (10. Arturo Alvarez’75) 19. Ryan Johnson
Trener: Frank Yallop

Red Bulls: 18. Bouna Coundoul – 3. Chris Albright (17.Jeremy Hall’84), 44. Carlos Mendes (23. Salou Ibrahim’85), 5. Tim Ream, 7. Roy Miller, – 19. Dane Richards, 20. Joel Lindpere, 4. Rafael Marquez, 10. Mehdi Ballouchy, 39. Juan Agudelo (23.Thierry Henry’84), 9. Juan Pablo Angel (kapitan)
Trener: Hans Backe

Sędziował: Mark Geiger
Widzów: 22839 – klubowy rekord meczu w fazie pucharowej playoffs. Poprzedni najlepszy wynik to: 15467 – 30 Września 2000 roku w wygranym 2:0 meczu z Chicago Fire
Żółte: Corrales (32, faul), Busch (81 opóźnianie gry)

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze