Trudna sytuacja Zagłębia Sosnowiec. Po meczu z Arką zaświeciło światełko w tunelu


Zagłębie Sosnowiec nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa

23 lutego 2019 Trudna sytuacja Zagłębia Sosnowiec. Po meczu z Arką zaświeciło światełko w tunelu

Nie od dziś wiadomo, że beniaminkowie mają trudne życie po awansie. Ostatnie miejsce w tabeli na koniec rundy jesiennej, podczas przygotowań dużo transferów, o których po meczu ze Śląskiem Wrocław mówiło się tylko negatywnie. Sytuacja mentalna zmieniła się nieco po spotkaniu z Arką Gdynia. Po zwycięstwie 3:2 na własnym stadionie kibice, jak i eksperci przekonują, że jeszcze nic nie jest stracone. W przygotowaniu tekstu pomógł nam dziennikarz "Przeglądu Sportowego" – Leszek Błażyński.


Udostępnij na Udostępnij na

Po premierowym meczu w rundzie wiosennej ze Śląskiem Wrocław wylała się fala krytyki pod adresem sosnowiczan. Krytykowano przede wszystkim przygotowania beniaminka do nadchodzącej rundy. Zarzucano klubowi kiepskie i nieprzemyślane wzmocnienia. Bardzo podobnie sytuacja wyglądała na początku sezonu. Wówczas transfery, które miały pomóc w grze o utrzymanie, delikatnie mówiąc, również nie wypaliły.

Jesienny niewypał

Powiedzieć, że jesień w wykonaniu Zagłębia Sosnowiec nie była udana, to jak nic nie powiedzieć. Beniaminek miał najgorszą defensywę w rundzie jesiennej. W sumie stracili 45 goli. Duży wpływ na słabą postawę miały transfery, których klub dokonał latem.

– Nie przypuszczałem, że Zagłębie w rundzie jesiennej zdobędzie aż tak mało punktów, ale wiadomo było, że sosnowiczanie będą walczyć o utrzymanie. Latem przeprowadzono dziwne transfery – przekonuje Leszek Błażyński z „Przeglądu Sportowego”. – Sprowadzono między innymi Adama Kokoszkę, którego inne kluby nie chciały. Były reprezentant kraju był po przejściach, bo cały poprzedni sezon leczył kontuzję kolana. Sięgnięto też po Brazylijczyka Mello, który jest za słaby na ekstraklasę. Największym rozczarowaniem była jednak gra Piotra Polczaka. Miał być liderem drużyny, a dostosował się poziomem do Arkadiusza Jędrycha i Mateusza Cichockiego. To nie przypadek, że Zagłębie straciło jesienią aż 45 goli.

Wielu uważało, że walka o utrzymanie Zagłębia w rundzie wiosennej to istne „mission impossible”. Niektórzy zastanawiają się też, czy obecna kampania to nie jest powtórka z sezonu 2007/2008. Wówczas sosnowiczanie spadli z hukiem z najwyższej klasy rozgrywkowej, będąc w trudnej sytuacji finansowej.

Dziesięć lat temu sytuacja była skrajnie inna. Zagłębie miało ogromne problemy finansowe. Ze względu na remont Stadionu Ludowego drużyna grała w Wodzisławiu, a po aferze korupcyjnej klub został ukarany degradacją. Zespół prowadziło w tamtym sezonie pięciu kolejnych trenerów! – tłumaczy Błażyński.

Zbawiciel z Litwy

Na początku października po bolesnej porażce 1:4 z Lechią Gdańsk ówczesny szkoleniowiec Zagłębia – Dariusz Dudek, zdecydował się zrezygnować z pełnienia funkcji trenera. To on wprowadził klub z Sosnowca do ekstraklasy. Niedługo po awansie przyznawał, że walka o utrzymanie będzie bardzo trudna. – Jesteśmy beniaminkiem, który zbyt łatwo rozdaje bramki na lewo i prawo. To są błędy indywidualne, po których trudno się podnieść – mówił po feralnym spotkaniu.

Długo spekulowano, kto miałby zastąpić już byłego trenera Zagłębia. Około tygodnia później doszło do niemałego zaskoczenia wśród kibiców klubu ze Stadionu Ludowego. Okazało się, że nowy szkoleniowiec to żywa legenda litewskiej piłki. Grał między innymi w takich klubach jak Hamburger SV oraz Austria Wiedeń. Słynął z twardego charakteru, nie był z tego powodu ulubieńcem sędziów.

W roli trenera nie wiedzie mu się na razie zbyt dobrze. Jego największe sukcesy w roli szkoleniowca to triumf w Pucharze Szkocji z Heart of Midlothian oraz mistrzostwo i Puchar Litwy z FBK Kaunas. Do Zagłębia przyszedł zza biurka. Pełnił funkcję dyrektora generalnego w Dynamie Brześć i to on był jednym z wykonawców sprowadzenia argentyńskiej legendy – Diego Maradony.

– Działacze Zagłębia pokazali, że w kwestii wyboru trenera kierują się dosyć oryginalnym gustem. Dlatego zaryzykowano w poprzednim sezonie i podpisano umowę z Dariuszem Dudkiem, dla którego był to debiut w roli pierwszego szkoleniowca. I to bardzo udany, bo awansował z zespołem do ekstraklasy. Sosnowiczanie chcieli zatrudnić Tomasza Kaczmarka, który pracuje w niższych ligach w Niemczech. Przyjechał nawet do klubu, ale w końcu nie skorzystał z oferty, a Ivanauskas nie bał się przejąć rozbitej drużyny – mówi dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.

– Litwin sprawia bardzo pozytywne wrażenie, jest pracowity, komunikatywny, ambitny, wszechstronny (pomagał mocno także przy transferach), ale na razie jego bilans w Zagłębiu jest kiepski, bo od października 2018 roku drużyna wygrała tylko dwa mecze – dodaje.

Dwa zwycięstwa, dwa remisy i siedem porażek. Łącznie w 11 meczach Zagłębie pod wodzą Litwina zdobyło raptem cztery punkty. To zdecydowanie za mało, jeśli klub myśli o utrzymaniu się w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Jest światełko w tunelu

Jeśli po meczu ze Śląskiem Wrocław wydawało się, że Zagłębie przeprowadziło słabe transfery, a to się zemściło na zgraniu drużyny – można było mieć rację. Spotkanie ze Śląskiem pokazało, że Zagłębie nie bez powodu jest ostatnią drużyną w lidze. Nie grało w zasadzie nic.

Dużym rozczarowaniem dla kibiców beniaminka mógł być występ nowo sprowadzonego byłego króla strzelców ligi gruzińskiej, Giorgiego Gabedawy. Jedyne, czym zaskoczył Gruzin po zameldowaniu się na boisku we Wrocławiu, to otrzymanie dwóch żółtych kartek. – Rozegrał dwa mecze i słabo w nich wypadł. Przypuszczam, że derby z Górnikiem obejrzy z ławki rezerwowych, bo na razie nie zasłużył na grę w pierwszym składzie. Ivanauskas zaznacza, że jest duża różnica między ligą gruzińską a ekstraklasą, ale mimo wszystko Gabedawa powinien prezentować się zdecydowanie lepiej – mówi Błażyński.

Zupełnie inaczej sytuacja Zagłębia wyglądała tydzień później w starciu z Arką Gdynia. Chociaż podopieczni Valdasa Ivanauskasa musieli dwukrotnie odrabiać straty, pomimo tego potrafili sprawić, że „Arkowcy” wyjechali z Sosnowca na tarczy.

– Drużyna w meczu ze Śląskiem wyglądała jak zgraja przypadkowych osób. W spotkaniu z Arką oglądaliśmy już całkiem inny zespół. W dwóch wiosennych kolejkach gorzej wypadły wspomniana Arka oraz Miedź Legnica, Lech Poznań i Wisła Płock. Już po najbliższej kolejce sporo może się zmienić – tłumaczy nasz ekspert.

– Zaświeciło się światełko w tunelu. Mecz z Górnikiem pokaże, czy to reflektory nadjeżdżającego pociągu czy jednak wiara w lepsze jutro. Przed sezonem w Sosnowcu chwalono się, że drużyna jest znakomicie przygotowana motorycznie, głównie dzięki pomocy trenera Thomasa Klimmecka. Niemiec przebywał z zespołem na zgrupowaniu w Chorwacji, a później wciąż pracowano według jego wskazówek. Zobaczymy w dalszej części sezonu, czy to były przechwałki czy jednak realna ocena – kończy Błażyński.

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze