Trenerskie podsumowanie jesieni w TME


19 grudnia 2013 Trenerskie podsumowanie jesieni w TME

Zadanie wytypowania najlepszego trenera pierwszych 21. kolejek T-Mobile Ekstraklasy okazało się dla mnie szalenie ciężkim zadaniem. Z grona szkoleniowców naszych ekstraklasowych ekip ciężko było wytypować jednego, który wyróżnił się na tyle, by postawić go na piedestale przed innymi, dlatego postanowiłem przydzielić nagrody w różnych kategoriach, nie tylko pozytywnych. Oto trenerzy, którzy zostali wyróżnieni za pierwszą część obecnego sezonu.


Udostępnij na Udostępnij na

Największe rozczarowanie: Stanislav Levy

Stanislav Levy
Stanislav Levy (fot. Agnieszka Skórowska/iGol.pl)

Zespołów i trenerów słabszych od Śląska w naszej lidze nie brakowało (szczególnie zwracam tu oczy w stronę Widzewa Łódź, któremu praktycznie nie zdarzają się dobre mecze), jednak słowem-kluczem dla tego „powołania” jest słowo rozczarowanie. Po świetnych występach zespołu ze stolicy Dolnego Śląska w europejskich pucharach wszyscy spodziewaliśmy się, że ekipa czeskiego szkoleniowca będzie rozdzielać w naszej lidze karty. Początkowe niepowodzenia składaliśmy na karb gry na dwa fronty, jednak okazało się, że odpadnięcie z Ligi Europy przed fazą grupową nie pomogło wrocławianom w poprawie swojej gry. Dysponując szeroką kadrą pełną zawodników, których każdy inny trener chciałby mieć w swojej kadrze (vide Mila, Kaźmierczaka czy – przede wszystkim – najlepszego strzelca ligi, Marco Paixao), nie wypada po prostu grać tak źle. Brak stylu, zaangażowania i koncepcji powoduje, że sukcesem dla Śląska będzie wdrapanie się do pierwszej ósemki na koniec sezonu zasadniczego. Strata Waldemara Soboty nie może być usprawiedliwieniem tak słabych wyników drużyny. Stanislav Levy stracił zdolność oddziaływania na swoich piłkarzy i musi naprawdę wstrząsnąć szatnią, jeśli chce poprawy rezultatów i utrzymania swojej posady.

Syzyf: Orest Lenczyk

Orest Lenczyk
Orest Lenczyk (fot. Filip Susmanek/ iGol.pl)

Mityczny Syzyf znany był z podejmowania niemożliwej do ukończenia, daremnej pracy. Podobnie rzecz się ma z nestorem polskich trenerów. Kiedy pod koniec września zdesperowani fatalnymi wynikami działacze Zagłębia Lubin sięgali po Oresta Lenczyka, wydawało się, że dla lubinian nadeszły lepsze czasy. Niestety, okazało się że nawet dobry trener nie jest w stanie pomóc w przypadku, w którym piłkarze są totalnie nieprzygotowani do rozgrywek, a sezon przygotowawczy minął im chyba na zbieraniu grzybów. Dołączając fatalną atmosferę wokół klubu i postawę lokalnych bandytów, mieniących się kibicami, otrzymujemy pełen obraz góry, na którą 71-letni, były trener Śląska Wrocław (i wielu innych klubów) stara się wtoczyć nieporęczny, miedziowy głaz. Inna sprawa, że osiągnięty przez niego bilans 2 zwycięstw, 3 remisów i 7 porażek jest w przypadku tak drogiej kadry zwyczajnie wstydliwy. Trenerowi Lenczykowi pozostaje życzyć dobrego przepracowania okresu przygotowawczego przed rundą wiosenną.

Wieczny malkontent: Jan Urban

Jan Urban
Jan Urban (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

Teoretycznie trener Legii Warszawa nie powinien mieć powodów do narzekań. Jego zespół prowadzi w lidze, zdobył najwięcej bramek i został mistrzem jesieni. Niestety, styl, w którym „Wojskowi” osiągnęli ten sukces, nie przekonuje chyba nikogo. Kompromitująca postawa w Lidze Europy i aż 6 porażek w 21 spotkaniach w lidze powodują, że Legia nie jest postrzegana jako żelazny kandydat do mistrzostwa, a raczej jako zespół, który do końca będzie bił się o nie na równi z innymi drużynami. Cegiełkę do tego obrazu dołożył sam trener, który… ciągle narzeka. Przede wszystkim na sytuację kadrową swojej ekipy, która praktycznie przypominała szpital. Problem w tym, że za tak dużą ilość urazów nie odpowiada raczej przypadek czy wyjątkowo brutalna gra rywali, a raczej sztab trenerski Legii, który „zajechał” kondycyjnie i wydolnościowo własnych piłkarzy. Jeśli dodamy do tego ciągłe marudzenie trenera na reformę rozgrywek, otrzymujemy obraz szkoleniowca, który problemy widzi wszędzie poza sobą. I za to przy nazwisku Urbana umieszczamy mimo wszystko minus.

Trenerski nos: Wojciech Stawowy

Mariusz Rumak
Mariusz Rumak (fot. Hanna Urbaniak / iGol.pl)

Mówi się, że dobrego trenera poznaje się po tym, jak reaguje na wydarzenia na boisku oraz po tym, jak dobrze zna swój zespół i jego możliwości. Wojciech Stawowy spełnia obydwa te kryteria, bowiem jak żaden inny trener w naszej lidze opanował zdolność wyciągania ze swojej talii dżokerów. 9 goli, 5 asyst – oto bilans zawodników, którzy wchodzili z ławki w meczach „Pasów” w tym sezonie. Dzięki temu Cracovia praktycznie przez całą rundę pozostawała w górnej połówce tabeli, ostatecznie kończąc rok 2013 w siódmym miejscu w lidze, ze stratą czterech punktów do czwartego Lecha Poznań. Dodatkowo przyznać trzeba wprost, że styl gry „Pasów” jak na naszą ligę jest imponujący i zespół Stawowego ogląda się co najmniej bardzo dobrze. Jak na trenera, którego przed sezonem zwalniały praktycznie wszystkie media w kraju, jest to bardzo dobry bilans.

Niezłomny: Mariusz Rumak

Ryszard Tarasiewicz
Ryszard Tarasiewicz (fot. Anna Kaszuba / iGol.pl)

O ile Wojciecha Stawowego zwalniano tylko do połowy września, tak Mariusz Rumak chyba już nigdy nie doczeka się pełnej akceptacji trybun przy Bułgarskiej. Mimo drugiej z rzędu kompromitacji w europejskich pucharach oraz rozgrywkach Pucharu Polski, mimo nie najlepszych relacji z mediami, trener Lecha wciąż cieszy się poparciem zarządu i konsekwentnie realizuje swoją wizję prowadzenia zespołu, często będąc w swojej walce i koncepcji osamotnionym. Problemem „Kolejorza” przez całą rundę była duża nierówność występów, kiedy to świetne spotkania (zwycięstwo 6:1 z Cracovią czy 4:2 z Ruchem) potrafił przeplatać z wyjątkowo wstydliwymi wpadkami (remis z Zagłębiem pod koniec rundy, porażka w Kielcach). Mimo tego Lech ciągle ma kontakt z czołówką i niepowiedziane, że po rundzie zasadniczej i „przekrojeniu” liczby punktów o połowę, podopieczni Mariusza Rumaka realnie włączą się w walkę o mistrzostwo. Wbrew krytykom.

Anielska cierpliwość: Ryszard Tarasiewicz

Franciszek Smuda
Franciszek Smuda (fot. Agnieszka Skórowska/igol.pl)

O bydgoskim Zawiszy od początku rozgrywek mówiło się, że z odpowiednio wzmocnioną kadrą ma szansę co najmniej na spokojne utrzymanie. Początek rozgrywek był dla piłkarzy z Kujaw katastrofalny (stracone w ostatnich minutach zwycięstwo z Podbeskidziem, porażki z Jagiellonią i Widzewem), trener Tarasiewicz cierpliwie budował drużynę zdolną do osiągania wyników godną jej potencjału. Mimo, że „Zetka” była najdłużej pozostającą bez zwycięstwa drużyną w T-ME, w pewnym momencie mechanizm zapłonowy w silniku bydgoszczan zwyczajnie odpalił. Efektem tego była imponująca seria zwycięstw nad Wisłą, Śląskiem i Legią w przeciągu trzech tygodni, oraz realna walka o górną połówkę tabeli. Mimo, że 2013 rok Zawisza skończył tuż pod kreską, to punktów ma tyle samo, co ósma Jagiellonia. Jeśli atmosfera wokół klubu się poprawi, a w zimie nie dojdzie do masowego eksodusu piłkarzy, możemy mieć pewność że Ryszard Tarasiewicz znów konsekwentnie będzie prowadził swój zespół w walce o górę tabeli. Pokazał już, że potrafi.

Coś z niczego: Franciszek Smuda

Przed sezonem Wisła Kraków wymieniana była nie jako jeden z zespołów mających się włączyć do walki o tytuł, a raczej jako drużyna, która miała się bronić przed spadkiem. Problemy finansowe i kadrowe, kolejny brak awansu do europejskich pucharów sprawiały, że Bogusław Cupiał zdecydował się na desperacki krok ściągnięcia do klubu skreślonego przez wielu po Euro 2012 Franciszka Smudy. Mimo dużych wątpliwości piłkarzy i kibiców, okazał się to strzał w dziesiątkę. Żelazna dyscyplina wprowadzona przez trenera, przewietrzenie kadr, udane transfery (chociażby Donald Wilde-Guerrier, bo przecież nie Fabian Burdenski), a przede wszystkim odkrycie na nowo piłkarzy wysyłanych na sportową emeryturę (Łukasz Garguła pod wodzą trenera Smudy grał rundę życia, podobnie jak Arkadiusz Głowacki, nie mówiąc już o świetnej dyspozycji Pawła Brożka) powodują, że Wisła rok 2013 skończyła na trzecim stopniu podium, mając zaledwie punkt straty do drugiego Górnika. Franciszek Smuda udowodnił, że jest świetnym trenerem klubowym, który ma swoje autorskie pomysły na budowanie zespołu od podstaw, dlatego też otrzymuje tytuł TRENERA RUNDY!
(Dodam jedynie, że w tej samej kategorii minimalnie przegrał Jan Kocian, którego pracę w Ruchu Chorzów rozpatrywać należy w kategoriach cudotwórstwa. O zwycięstwie Franciszka Smudy zadecydowało miejsce w tabeli i bilans bramkowy)

Komentarze
~asd (gość) - 10 lat temu

a gdzie Wdowczyk ?

Odpowiedz
~Szakal (gość) - 10 lat temu

Skoro na to wyróżnienie zasługuja trenerzy druzyn
ktore sa w srodku tabeli lub walcza o utrzyamnie
czyt.Zagłębie to ja sie pytam czemu tu nie ma
Wdowca?

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze