Transfery Premier League – bezpieczne miejsca w środku tabeli


Podsumowań letnich wzmocnień ciąg dalszy. Tym razem bierzemy na tapet transfery Premier League drużyn znajdujących się obecnie w środku stawki

27 listopada 2021 Transfery Premier League – bezpieczne miejsca w środku tabeli

Siedem drużyn z Premier League występuje w europejskich pucharach. To bez wątpienia magnes dla wszystkich tych, którzy pomimo braku rywalizacji o mistrzostwo walczą do ostatnich kolejek o jak najlepszą lokatę. Na Wyspach Brytyjskich ekipy ze środka stawki poszukują nie tylko młodych talentów z największych akademii, ale także doświadczonych graczy pomału schodzących ze sceny. Paradoksalnie takie transfery Premier League docenia nie mniej niż wielkie nazwiska sprowadzane przez gigantów walczących o trofeum.


Udostępnij na Udostępnij na

Po ocenie letniego okienka w wykonaniu kandydatów do spadku tym razem patrzymy na zespoły zbyt mocne na walkę o utrzymanie. Nie oznacza to jednak regularnych występów w europejskich pucharach. Właśnie dlatego trzeba każdego roku pokusić się o mocne transfery – Premier League nie wybacza braków kadrowych na przestrzeni całego sezonu.

Oczy dookoła głowy

Ze względu na dużą liczbę miejsc premiowanych awansem do Europy kibice wielu drużyn potrafią zachłysnąć się po serii udanych gier. Przykład Brentford może posłużyć jako lekcja dla wszystkich fanów. Po świetnym początku i wygranych nad Arsenalem i West Hamem „Pszczoły” muszą oglądać się na zbliżającą się strefę spadkową.

Dlatego właśnie transfery Premier League niekoniecznie powinny być nastawione na natychmiastowy rozwój. Jeden lub dwa ruchy znacząco obciążające budżet częściej szkodzą klubom ze środka stawki. Żeby nie szukać daleko, wystarczy przypomnieć sobie przygodę Jamesa Rodrigueza w Evertonie. Sezon przeplatany kontuzjami i pojedynczymi błyskami dał fanom z niebieskiej części Liverpoolu więcej powodów do rozgoryczenia niż radości.

Na Goodison Park nie mierzyli się z walką o utrzymanie, ale niektóre z ambitnych projektów długo były wplątane w batalię o byt. Zanim David Moyes objął West Ham, stołeczna ekipa męczyła się w dolnych rejonach tabeli. Taki stan rzeczy spowodowało budowanie kadry opartej na głośnych nazwiskach, niekoniecznie pasujących do filozofii klubu. Właśnie dlatego ekipy ze środka stawki powinny starać się nie tylko nawiązać walkę z czołówką, ale także oglądać się za siebie.

Awans w tabeli wraz ze wzrostem jakości

Istnieje kilka sposobów na zakotwiczenie w środku stawki. Jednym z nich jest bez wątpienia wiara w młodych menedżerów i budowanie kadry w zgodzie z ich wizją. Takie drużyny zazwyczaj zupełnie nie współgrają z archetypowym podejściem do futbolu na Wyspach Brytyjskich. Zamiast kick and rush mamy do czynienia z elastycznością taktyczną, świeżym spojrzeniem i jakością na boisku. W przypadku dwóch drużyn takie podejście zaowocowało udanymi wynikami i szybką ucieczką z walki o utrzymanie, w którą kilka sezonów z rzędu były zamieszane.

Crystal Palace latem pożegnało Roya Hodgsona. W jego miejsce przyszedł znany z angielskich boisk Patrick Vieira. Dzięki nowym zawodnikom wprowadził niezbędną świeżość – „Orły” latają wysoko oraz spektakularnie. Wraz z nowym menedżerem do klubu przyszło kilku nowych zawodników. Conor Gallagher wrócił z wypożyczenia do West Hamu z powrotem do Londynu, ale jeszcze nie na Stamford Bridge. Takie transfery Premier League kocha najbardziej – młode prospekty zaprzeczają utartym schematom i bez kompleksów stawiają się najlepszymi. Do grona efektownie grających młodych orłów dołączono filary defensywy w postaci Joachima Andersena oraz Marca Guehliego. Micheal Olise i Odsonne Edouard już zapewnili kilka punktów swoimi wejściami z ławki. Vieira jako dowódca tego młodego zespołu sprawił, że postronni kibice coraz chętniej włączają mecze Crystal Palace.

Jeszcze inaczej wygląda przypadek Brighton, który opisywaliśmy już kilka tygodni temu. Graham Potter dobiera nieoczywiste nazwiska z różnych części Europy i pomału wplata je w swój efektowny, bezpośredni styl. Poprawa wyników w tym przypadku wynika raczej z pogodzeniem się ze statystyką, a niekoniecznie fantastycznymi transferami. Wielokrotnie jednak przekonaliśmy się, że po adaptacji do systemu angielskiego szkoleniowca „nowi” zawodnicy jeszcze bardziej podnoszą poziom zespołu. Marc Cucurella z marszu wszedł do pierwszej jedenastki, jednak uważni fani La Liga zdają sobie sprawę, że wychowanek Barcelony ma do pokazania o wiele więcej. Podobnie Enock Mwepu – sprowadzony z Salzburga pomocnik nie przebił się jeszcze do jedenastki „Mew”.

Ambicje „Lisów” i „Wilków”

Oczywiście znajdziemy w Premier League ekipy, które każdego lata wymieniane są do miana czarnego konia rozgrywek. Taka drużyna ma namieszać w czołowej szóstce i walczyć o Ligę Mistrzów do końca.

Bez wątpienia udawało się to Leicester. W ostatnich latach klub z King Power Stadium kręcił się w okolicach podium, za każdym razem puchnąc na ostatnich metrach. Obecnie będzie bardzo trudno powtórzyć sukces sprzed roku. „Lisy” fatalnie zaczęły sezon, w czym bez wątpienia nie pomogło letnie okno transferowe. Patson Daka jak na razie całą amunicję wykorzystuje na rozgrywki Ligi Europy, natomiast sprowadzony z Lille do środka pola Boubakary Soumare na razie całkowicie zawodzi. Leicester City notuje przeciętny start rozgrywek i nie zapowiada się na nagłe odwrócenie karty. Fatalnie spisująca się defensywa nie wystawia dobrej laurki Yannikowi Vestegaardowi. Chociaż Duńczyk w kilku spotkaniach nie wyszedł na boisko z powodu kontuzji, to jednak jego postawa pozostawia sporo do życzenia.

„Wolves” cztery lata temu z przytupem weszli do Premier League. Kosmiczny wręcz zaciąg portugalski dowodzony z tylnego siedzenia przez Jorge Mendesa miał po kilku latach walczyć o najwyższe cele. I chociaż fakt utrzymania pozycji w środku tabeli zasługuje na uznanie, to jednak właściciele liczyli na coś więcej. Jak co roku do klubu sprowadzono dużo nowych zawodników, także z Półwyspu Iberyjskiego. Paradoksalnie jednak to nie Nelson Semedo czy Trincao zgarniają laury dla najlepszego transferu na Molineux, ale Hwang Hee-Chan. Wypożyczony z Lipska napastnik fantastycznie zgrał się z powracającym po urazie Raulem Jimenezem. Koreańsko-meksykański duet sprawia, że skreślane przez wielu „Wilki” znajdują się obecnie na miejscu premiowanym grą w europejskich pucharach. Portugalsko-portugalską zmianę w bramce także musimy zaliczyć do udanych. Jose Sa szybko sprawił, że kibice „Wolves” zapomnieli o Rui Patricio.

Stali bywalcy środka tabeli

Właściwie tylko jedna drużyna od kilku lat przeżywa widoczną stagnację. Niektóre ekipy, jak Leicester i Wolverhampton, z lepszym lub gorszym skutkiem potrafią reprezentować Premier League w Europie. Inne nie potrafią poradzić sobie z natłokiem kontuzji oraz odejściami najlepszych graczy i muszą walczyć o utrzymanie. W tym momencie można przytoczyć przykłady Leeds United oraz Aston Villi z tego sezonu. Everton jednak stanowi idealną definicję ligowego średniaka. Wyjazd na Goodison Park nigdy nie należy do najprostszych, jednak ekipa z niebieskiej części Liverpoolu nie może nawet zbliżyć się do walki o Europę od wielu lat.

Chociaż ostatnie okienka transferowe Evertonu można ocenić śmiechem przez łzy, to jednak tego lata pozyskano realne wzmocnienia zespołu. W obliczu kontuzji Dominicka Calverta-Levina oraz powrotu do pełni sił Richarlisona po Igrzyskach Olimpijskich ciężar odpowiedzialności za zdobywanie goli wzięli na siebie nowi gracze. Demarai Gray odbił się od Leicester i po przygodzie w Bundeslidze wrócił na angielskie boiska. Pokazuje jakość, dynamikę, a przede wszystkim potrafi przekuć styl w liczby.

Wydawać by się mogło, że Andros Townsend jest już po drugiej stronie rzeki, a Rafa Benitez bierze go po starej znajomości do klubu. Nic bardziej mylnego. Doświadczony Anglik zalicza świetny początek rozgrywek. Jego bramki dają cenne punkty i obecnie nikt nie wyobraża sobie pierwszej jedenastki „The Toffees” bez niego. Takie transfery Premier League także potrafi docenić. Chociaż w tabeli tego nie widać, to Everton zaskakująco dobrze wybierał zarówno pod kątem jakości, jak również finansów. Gray i Townsend kosztowali łącznie 2 miliony euro, a dodatkowo zwolniono wysokie kontrakty Bernarda czy Jamesa.

Konieczność stałego rozwoju

Każdy z wyżej wymienionych przypadków posiada zupełnie inne priorytety oraz pozycję wyjściową. Nie zmienia to jednak faktu, że na podstawie pierwszych kilkunastu kolejek można zaryzykować tezę, że te drużyny znajdą się w środku stawki, a może nawet powalczą o miejsce w Lidze Europy lub Konferencji.

Jednak sytuacja za plecami tych drużyn sprawia, że w styczniu także trzeba będzie się rozglądać za wzmocnieniami. Niemal każda ekipa z dołu tabeli zrobiła przemeblowania na stanowisku trenera, więc nowi szkoleniowcy z pewnością dadzą nowe spojrzenie, a przynajmniej słynny efekt nowej miotły. Kilka punktów straconych z drużynami będącymi za plecami i nagle spokojna egzystencja w środku stawki może zmienić się w nerwową walkę o utrzymanie. Dlatego właśnie zimą także nie należy zasypiać gruszek w popiele. Menedżerowie oraz dyrektorzy sportowi klubów ze środka stawki muszą poszukać alternatywnych rozwiązań.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze