Transferowy haul ekstraklasy. Orka w Chorzowie, trening karnych w Poznaniu


W Chorzowie prawdziwa "Craxa", w Poznaniu strzelanie "z wapna"

10 lutego 2017 Transferowy haul ekstraklasy. Orka w Chorzowie, trening karnych w Poznaniu
Grzegorz Rutkowski

Na ten dzień czekał każdy wierny fan ekstraklasy. Choć w sumie ten niewierny też wyglądał tego momentu… nie ma się co oszukiwać, cała Polska i pół Europy czekały na wznowienie rozgrywek ekstraklasy. A nasza najlepsza liga wróciła i to klasyką gatunku, czyli meczem Ruch – Cracovia. Łatwo nie było, ale przeżyliśmy. Warto przy tej okazji pokusić się o małe podsumowanie transferowej działalności klubów ekstraklasy w przerwie zimowej. Blogerki modowe robią zakupowy haul, my zrobimy transferowy, a co? Wiadomo, że oceniać piłkarza po jednym spotkaniu to jak stawiać piątkę z WF-u za samo założenie dresów, jednak jakieś wnioski wyciągnąć można. 


Udostępnij na Udostępnij na

Spowolnione Ruch(y) i słowacki błysk

Starzy wyjadacze w ekstraklasowej rzeczywistości wiedzieli, czego można się spodziewać po jej powrocie z zimowego letargu. Rodzime rozgrywki jak zawsze nie zawiodły i zaserwowały kibicom jako aperitif prawdziwy mecz walki. Ruch i Cracovia stworzyły spektakl, którego nie powstydziliby się najznamienitsi rzymscy gladiatorzy. Było zaangażowanie i walka do końca… no, może do 70. minuty, po której wszyscy solidarnie opadli z sił.

Niezwykle trudno byłoby ocenić transfery Ruchu i Cracovii po piątkowym meczu i to z kilku powodów. Po pierwsze, oba kluby na zakupach nie szalały. Ruch, bo jest po prostu biedny, natomiast w Krakowie uznano, że kadra jest wystarczająco silna. A po drugie, żaden nowy nabytek nie pojawił się w wyjściowej jedenastce. Jednak czekaliśmy cierpliwie na wypożyczonych: z Lechii do Chorzowa Milena Gamakowa oraz słowacką nadzieję „Pasów”, Jaroslava Mihalika. Obaj wbiegli na wspaniale przygotowaną na to widowisko murawę w 80. minucie. I tutaj podobieństwa obu panów się kończą, ponieważ Gamakov postanowił pozostać do końca meczu niewidocznym, natomiast młody skrzydłowy wypożyczony ze Slavii Praga szukał gry. Szukał, szukał, aż znalazł… go Marcin Budziński swoim świetnym prostopadłym podaniem, po którym Mihalik zanotował asystę przy golu Krzysztofa Piątka.

Nic tak nie smakuje jak gol w końcówce spotkania, przez który wielu kibicom powypadały plomby z zębów. Jeśli szukać pozytywów, to byli nim z pewnością sympatycy Ruchu, którzy mimo mrozu stawili się przy Cichej w liczbie przeszło 6 tysięcy oraz właśnie Jaroslav Mihalik, który mimo jednej udanej akcji pokazał, że umie znaleźć sobie miejsce za linią obrony i potrafi uciec rywalom… a przynajmniej zmęczonym defensorom Ruchu.

Karna Nieciecza i „Kolejorz” na właściwych torach

Zupełnie inny przebieg miało drugie piątkowe spotkanie. Lech podejmował Bruk-Bet Termalikę i trzeba przyznać, że był to niezwykle ciekawy i żywy mecz. Co prawda trudno powiedzieć, czy spotkanie było rzeczywiście tak dobre, czy może to kopanina przy Cichej tak obniżyła wszystkim poziom odczuwania. Tak czy inaczej, było na co popatrzeć. Wiele akcji z obu stron i trzy gole… wszystkie z karnych.

Co do nowych graczy mogliśmy podziwiać zaledwie jednego ekstraklasowego debiutanta. Wszystko przez fakt, że Bruk-Bet Termalica transferów w zimie po prostu nie robiła, natomiast Lech postanowił pójść w jakość kosztem liczby i sprowadził dwóch nowych graczy. Mihai Radut grać jeszcze nie może, ale z ekipą z Niecieczy wystąpił Wołodymyr Kostewycz. Ukraiński obrońca jest następcą Tamasa Kadara, który w końcu wyrwał się z Poznania i wyjechał do ojczyzny swojego następcy. Trzeba przyznać, że nowy nabytek „Kolejorza” umie i lubi zapędzać się pod bramkę rywali i jest dużo większą pomocą dla swojego zespołu w ofensywie niż Węgier, jednak do jego postawy w defensywie można mieć małe obiekcje. Kilka razy spóźniony, raz dał się wkręcić Bartłomiejowi Babiarzowi. W obecnej taktyce Lecha z zaledwie jednym defensywnym pomocnikiem trener Bjelica wymaga od bocznych obrońców większej uwagi w zadaniach obronnych. Ale generalnie występ bardzo dobry, o czym świadczy sam wynik.

***

W piątkowych meczach wielu nowych twarzy nie zobaczyliśmy, ale to tylko pokazuje, że polskie kluby stawiają na rozwiązania znane, a przede wszystkim w końcu piłkarze sprowadzeni w zimie są nie tylko uzupełnieniem kadry, ale aspirują do gry w wyjściowym składzie.

Ekstraklaso, chcemy więcej.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze