Tomasz Nowak: Myślę, że bez problemu mógłbym grać jeszcze nawet na zapleczu ekstraklasy (WYWIAD)


Czy Tomasz Nowak ma jeszcze coś do udowodnienia? Doświadczony zawodnik w szczerej rozmowie z iGolem

27 kwietnia 2024 Tomasz Nowak: Myślę, że bez problemu mógłbym grać jeszcze nawet na zapleczu ekstraklasy (WYWIAD)
Krzysztof Dzierzawa / Pressfocus

Rocznikowo ma 39 lat, a fizycznie prezentuje się lepiej, niż niejeden młody zawodnik. Po degradacji do zespołu rezerw Podbeskidzia myślał o zakończeniu kariery. Oferta z Rekordu Bielsko-Biała pozwoliła mu jednak odżyć. Nadal kocha futbol i nie porzuca go nawet w wolnych chwilach. Tomasz Nowak jest przekonany, że bez problemu poradziłby sobie dzisiaj jeszcze nawet na zapleczu ekstraklasy. Bardzo liczy na awans z Rekordem.


Udostępnij na Udostępnij na

  • Czy Tomasz Nowak nie czuje się już powoli zmęczony piłką? Gra w nią nawet na wakacjach.
  • Jaka jest jego dodatkowa motywacja do wywalczenia awansu na szczebel centralny z Rekordem Bielsko-Biała?
  • Czy praca z młodszym trenerem nie jest pewną przeszkodą? Dlaczego Dariusz Klacza trafi kiedyś do ekstraklasy?

Masz za sobą kawał ciekawej kariery. Z którym klubem wiążesz najlepsze wspomnienia?

Z każdym tak naprawdę, bo trochę tych klubów w swoim CV mam. Wskazanie jednego nie dość, że byłoby bardzo trudne, to jeszcze niesprawiedliwe względem pozostałych. Gdybym teraz miał usiąść w fotelu i się zastanowić, to w każdym klubie były te miłe chwile i te gorsze. Każdy sukces, każda porażka – czegoś mnie nauczyły.

Na pewno przez te kilkanaście lat nazbierało się mnóstwo anegdot.

Zdecydowanie. Wiele rzeczy działo się przede wszystkim w szatniach. Rzeczy pozytywnych, ale i negatywnych. Wychodzę jednak z założenia, że to, co było w szatni, do śmierci w szatni pozostać powinno. Jeśli miałbym wskazać jedną historię, którą zapamiętałem na całe życie, byłoby to bardzo trudne. Dopiero jak rozmawia się po latach z zawodnikami, z którymi się te szatnie dzieliło, to przypominają się różne anegdoty. Nie mam takiej jednej specyficznej, która byłaby topowa.

Brakuje Ci atmosfery tych wielkich meczów? Otoczka w niższych ligach jest zupełnie inna od tej ekstraklasowej.

To coś, czego brakuje mi najbardziej. Kiedyś nawet synom, gdy pytali mnie, czy chciałbym jeszcze wrócić na poziom ekstraklasy, odpowiedziałem – oczywiście, że tak. Po to, żeby grać znowu na tych pięknych stadionach, przy tak dużej publiczności. Ta atmosfera jest zupełnie inna niż w 3. lidze. Podkreślę jednak to, co podkreślam zawsze – kocham grać w piłkę. Od tej 3. ligi kiedyś zaczynałem i mam nadzieję, że na niej nie zakończę kariery, bo z obecnym klubem chciałbym awansować na szczebel centralny.

A dalej chodzisz pograć w piłkę z młodzieżą? W rozmowie z „Weszło” mówiłeś niegdyś, że bardzo lubisz to robić.

Tak. Mam dwóch synów, prowadzę też zajęcia indywidualne z zawodnikami. Często kończą się one taką orlikową grą z dzieciakami, które też przyjdą na boisko. Natomiast z moimi synami, gdy mamy spędzać razem czas wolny, to spędzamy go na sportowo – grając w koszykówkę czy piłkę nożną na szkolnym boisku. Jestem aktywnym rodzicem, który dalej to uwielbia. Kocham te mecze podwórkowe, bo nienawidzę przegrywać. Moje zaangażowanie jest równie wielkie, co na meczach ligowych.

Nie czujesz się jeszcze zmęczony piłką? W całym Twoim życiu było jej bardzo dużo.

No właśnie nie. Chodzi o to, że bardziej zmęczony jestem, kiedy mi tego futbolu brakuje. Oczywiście, teraz jest rodzina i fajnie spędzać z nią czas w inny sposób, bo dochodzi jeszcze oglądanie synów podczas gry i tej piłki rzeczywiście jest dużo, ale to jest część mojego życia. Nie robię tego tylko dlatego, że mi się nudzi. Na dzień dzisiejszy nie umiem sobie w ogóle wyobrazić życia bez futbolu. Przeraża mnie myśl, że miałbym się kiedyś obudzić i przez cały tydzień nie mieć nic wspólnego z piłką nożną. Ja nawet jak jestem na wakacjach i idziemy na basen, to biorę piłkę i gramy w piłkę wodną. To jest po prostu mój styl życia.

Po przygodzie z Podbeskidziem chciałeś zostać w województwie śląskim. Spodobało Ci się tutaj? Czujesz się poniekąd związany z tym regionem?

Na pewno. Wspólnie z żoną podjęliśmy decyzję, że zostajemy w województwie śląskim. Dzieciaki chodzą tutaj do szkoły, mają swój klub. Tego czasu już trochę upłynęło. Widzę, jak Śląsk rozwija się jako aglomeracja. To świetny region w kontekście piłki nożnej. Tych klubów i młodzieży jest tak dużo, a ja uwielbiam z nią pracować, bo ta młodzież jest bardzo zdolna – chłonie wiedzę, jak gąbka. Więc tak, czuję się związany z regionem. Ale i tak zawsze będę powtarzał, że urodziłem się w Kościanie – to moje miasto, stamtąd się wywodzę. Nie zamierzam się tego wstydzić.

W latach 2016–2019 grałeś w Zagłębiu Sosnowiec. Z bólem patrzysz na to, co dzieje się aktualnie w klubie?

Tak. Na pewno gdzieś mnie to boli, bo moje dzieciaki grają też w akademii Zagłębia Sosnowiec. Klub będzie zawsze bliski mojemu sercu, bo spędziłem w nim fantastyczny czas. Odnosiliśmy sukcesy, szczególnie ten fajny moment awansu. Życzę Zagłębiu jak najlepiej. To klub, który teoretycznie ma wszystko, tylko nie potrafi przełożyć tego na wyniki sportowe. Trzymam kciuki, że znowu się odbuduje i wróci na należyte miejsce, bo jest ono zdecydowanie wyżej niż teraz.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i Rekord awansuje na szczebel centralny, to w przyszłym sezonie zmierzycie się z Zagłębiem w bezpośrednim meczu.

Można powiedzieć pół żartem, pół serio, że teraz moja motywacja do wywalczenia awansu jest jeszcze większa. Zawsze fajnie zagrać z byłym klubem. Tym bardziej, że gdy przychodziłem do Zagłębia, to mój kontrakt był trochę dłuższy, niż ostatecznie życie pokazało. Ponadto nie miałem okazji jeszcze zagrać na tym nowym przepięknym stadionie. Mam nadzieję, że uda się to zrobić przynajmniej jako przeciwnik Zagłębia.

Masz 38 lat, rocznikowo 39. Oczywiście nie chcę wypominać wieku, ale w 3. lidze grasz praktycznie wszystko. Jaki jest Twój sposób na tę przysłowiową długowieczność?

Po pierwsze pasja. Jeśli coś robimy z nią, to jest to klucz do sukcesu. Trzeba wiedzieć, dlaczego coś robimy. Po drugie całe życie poświęciłem piłce i wiedziałem, jak ważne jest życie zawodnika poza boiskiem. To zawód 24-godzinny, a nie tylko dwie, trzy godziny na treningu w klubie. Sposób regeneracji, snu, odżywiania. To wszystko dzisiaj wychodzi. I śmiało mogę się nazwać profesjonalistą, który robi to wszystko na sto procent.

Nie chciałbym być piłkarzem trzecioligowym, który tylko odcina kupony. Mam swoje nazwisko i nie chciałbym go nadszarpnąć tym, że nie domagam. Nie pozwolę sobie na to. Po trzecie myślę, że w tym wszystkim jakieś znaczenie mają geny, bo domyślam się, że niewielka liczba zawodników 39-letnich jest w stanie regularnie grać. Choć są też starsi i to na wyższym poziomie, którzy udowadniają, że się da. Więc pasja, prowadzenie się poza boiskiem i geny.

A nie masz takiego wrażenia, że ten szczyt formy przyszedł u Ciebie dopiero po trzydziestce? Paradoksalnie to wtedy zacząłeś wyglądać naprawdę dobrze pod względem liczb.

Liczb nigdy jakichś wybitnych nie miałem. Zawsze powtarzam, że gdybym był bardziej pazerny, to wyglądałoby to inaczej. Ale ja kocham asysty i samą grę. Zawsze byłem zawodnikiem, dla którego najważniejsza była drużyna, potrzeby indywidualne schodziły na drugi plan. Natomiast powiedziałbym, że ta forma zaczęła zwyżkować tak od 26. roku życia i mojego wyjazdu do Gomel, gdzie dojrzałem mentalnie.

Pokazałem sam sobie, że jadąc do obcego kraju, jestem w stanie się dostosować. Od tego momentu praktycznie w każdym klubie byłem postacią wiodącą. Już wracając do Łęcznej, zrobiliśmy awans, a ja byłem kluczowym piłkarzem. W ekstraklasie też miałem ogromne znaczenie, później w Zagłębiu, Podbeskidziu, teraz w Rekordzie. Po trzydziestce głowa jest przede wszystkim inna, człowiek spokojniejszy i bardziej panuje nad emocjami.

W tym sezonie masz na koncie cztery bramki i osiem asyst. Idziesz po więcej? To nieco gorsze statystyki niż w poprzedniej kampanii.

Tak jak powiedziałem, ja totalnie nie przykładam uwagi do tych moich indywidualnych statystyk. Mam już swoje lata, znam swoją wartość. Po rundzie jesiennej śmiałem się, że na początku, gdy przychodziłem do Rekordu, to strzelałem dużo bramek, ale drużyna nie potrafiła być liderem, realnie walczyć o ten awans. Tak naprawdę ja mogę wszystkie swoje gole i asysty oddać za to, żebyśmy do końca tylko wygrywali i ostatecznie awansowali.

Uważam, że dzisiaj większą frajdę sprawia mi to, że młodzież, która jest wokół mnie, jest coraz odważniejsza i robi lepsze liczby. To ona ma szansę się jeszcze pokazać i iść do wyższych lig, dając na sobie zarobić. Ja jestem po to, żeby im w tym pomóc. Moje statystyki nie mają już znaczenia.

Dalej poszukujesz bramek z pokaźnych odległości?

Myślę, że dzisiaj bramkarze są bardziej czujni i jeśli mam piłkę gdzieś na połowie boiska, to już widzą, co chcę zrobić. Szybko wracają, gdy tylko zerknę przy rzucie wolnym, czy podczas prowadzenia futbolówki. O takie bramki jest coraz trudniej, ale nigdy nie mów nigdy. To też kwestia spontaniczności, chwili. Z Pogonią Szczecin to była wielka zasługa trenera bramkarzy. Przed meczem analizował grę golkipera rywali, wskazywał, że przy stałych fragmentach z dalszej odległości lubi on czytać przeciwnika i wychodzić przed uderzeniem.

W Kluczborku zaś ten bramkarz grał bardzo wysoko. Człowiek za dzieciaka wizualizował sobie nieraz, że strzeli taką bramkę, bo ja jestem fanem Manchesteru United i pamiętam legendarne uderzenie Davida Beckhama. Chciałem powtórzyć wyczyn swojego idola (śmiech).

A co możesz powiedzieć o trenerze Dariuszu Klaczy? To dość anonimowa postać w polskich realiach. Wcześniej prowadził Unię Dąbrowa Górnicza. Jakim jest szkoleniowcem?

Na pewno jest pasjonatem piłki nożnej i bardzo merytorycznym trenerem, który nie jest praktykiem, a mimo to jest bardzo dobrze przygotowany do swojej pracy. Jest anonimowy na takim bardziej ogólnopolskim podwórku. Tutaj w regionie od dłuższego czasu mówiło się już o nim, że jest to szkoleniowiec młody, z dużą perspektywą i zaangażowaniem. Myślę, że ma przed sobą wspaniałą przyszłość. Wie, czego chce. Ma swój model gry, swoje metody pracy.

Ja nawet mówiłem to już wcześniej – przychodząc do Rekordu i pracując jeszcze z trenerem Mrózkiem – życie potrafi zaskakiwać i ja w tym wieku nadal potrafię się uczyć piłki nożnej, zdobywać nowe doświadczenia, robić postęp. Tak, jak trener Mrózek potrafił mnie rozwinąć, tak i trener Klacza w kilku aspektach pozwolił mi wskoczyć na wyższy poziom. Obu jestem bardzo wdzięczny. To pokazuje, że mają pomysł na futbol. Każdy kolejny rok zdobywania doświadczenia przez trenera Klaczę, zbliża go do tego, by kiedyś pracować na najwyższym szczeblu.

Trener Klacza jest od Ciebie o dwa lata młodszy. Czy to nie jest pewną przeszkodą?

Odpowiem za siebie, nie jest żadną przeszkodą. To jest trener, a ja jestem zawodnikiem. Poza boiskiem nasze relacje mogą być rówieśnicze, ale wychodzę z założenia, że gdy wchodzę na boisko, czy do szatni, to jestem tylko piłkarzem i to trener ma głos decydujący. Jestem jego podopiecznym i robię to, czego ode mnie wymaga. Nie ma najmniejszego problemu w tym, że jestem od niego starszy. Porównuję to czasem do biznesu i wielkich korporacji. Nie zawsze osoba zarządzając jest starsza od swoich podwładnych. Tu chodzi o kompetencje i przekonanie do swojego etosu pracy. Trener Klacza potrafił to zrobić.

Jak miałbyś wskazać jednego trenera, który wywarł na Tobie największy wpływ, to kto by to był?

Trudno wskazać, bo każdy nauczył mnie czegoś dobrego i czegoś złego, podobnie jak w przypadku klubów. Ale na pewno mój pierwszy szkoleniowiec z Odry Kościan, Piotr Łuczak, który zaszczepił we mnie pasję i pokazał, że ciężką pracą jesteśmy w stanie osiągnąć wszystko.

Drugim takim trenerem był Jurij Szatałow. Nie ukrywam, że to był taki mój trenerski ojciec. Wziął mnie jeszcze za dzieciaka i wprowadził do dorosłego futbolu. Dał mi wsparcie. Myślę, że w piłce seniorskiej Tomasz Nowak jako zawodnik, jako osoba, najwięcej zawdzięcza właśnie trenerowi Szatałowowi. Natomiast każdy kolejny szkoleniowiec dał mi wiele, od każdego coś wyciągnąłem, bo zawsze spisywałem sobie treningi, aspekty psychologiczne – wiedziałem, że będę chciał przy futbolu pozostać.

Chciałbym wrócić teraz do tematu Rekordu. Po rundzie jesiennej pewnie przewodziliście stawce. Potem ta przewaga nieco stopniała. Nie chcę powiedzieć, że wyhamowaliście, ale zdarzały się Wam pewne wpadki. Wkradł się pewien niepokój? Czujecie, że ten awans jest zagrożony?

Nie ma niepokoju. My wiemy, że musimy robić swoje. Od początku zimowego okresu przygotowawczego powtarzałem, że ta runda rewanżowa zawsze jest zupełnie inna. W pierwszej wszyscy chcą grać w piłkę, prezentować poniekąd taki radosny futbol. W drugiej liczą się już tylko wyniki, gra jest pragmatyczna, często wyrafinowana. Mecze są zatem dużo trudniejsze, bo wiele zespołów walczy o życie, nowe kontrakty i swoją przyszłość. Nie ma w naszych szeregach żadnej paniki. Wiemy, jaką drogę obraliśmy. Idziemy nią i jesteśmy przekonani do tego, co robimy.

Jesteście mimo wszystko w gorszej formie niż jesienią, czy to może rywale skuteczniej unikają teraz błędów?

Nie uważam, żebyśmy byli w gorszej formie. To rozgrywki są na innym etapie. My naprawdę nie patrzymy na to, co robi Śląsk, co robi Kluczbork. Skupiamy się totalnie na sobie. Dalej będę powtarzał, że droga, którą wybraliśmy, jest właściwa i przyniesie pożądany efekt.

Awans dalej pozostaje prawdopodobny. Czujesz się gotowy, by wrócić na poziom centralny?

Gdybym nie czuł się gotowy, to dzisiaj stałbym z boku, najpewniej jako asystent trenera Klaczy. Zawodnik, który nie czuje się gotowy, nie wychodzi na boisko. Mam świadomość i realne spojrzenie na to, co robię na tym boisku. Jestem w stu procentach gotowy, żeby grać na poziomie trzecioligowym, drugoligowym, myślę, że bez problemu mógłbym grać jeszcze nawet na zapleczu ekstraklasy.

Zmierzając w stronę końca naszej rozmowy – wiem, że dostajesz te pytanie za każdym razem, ale myślisz już odwieszeniu butów piłkarskich na kołek?

Ja chciałem zakończyć karierę, kiedy wyrzucono mnie z Podbeskidzia Bielsko-Biała do drużyny rezerw. Podjąłem decyzję, że zrobię to, gdy mój kontrakt wygaśnie. Chciałem zająć się piłką jako trener. Wtedy nieoczekiwanie pojawiła się oferta z Rekordu, dzięki której odzyskałem radość z gry. Dzisiaj nie złożę na pewno żadnej deklaracji, kiedy karierę zakończę, bo nie wiem. Dopóki będę odczuwał z tego radość, nie zamierzam nic kończyć. Skoro radzę sobie dobrze na szczeblu, na którym występuję, to dlaczego miałbym z tego rezygnować?

Masz coś jeszcze do udowodnienia?

Absolutnie nie, nikomu. Ja w każdym meczu chcę udowadniać tylko sobie, że jestem dobrym piłkarzem i gram w dobrym klubie. Nikomu z zewnątrz nic udowadniać nie muszę. Mam świadomość swojej wartości jako człowieka i jako piłkarza. Natomiast dalej mam adrenalinę i stres przed meczami, bo chcę wygrywać. Ostatnio mówiłem nawet w telewizji, że ja naprawdę nienawidzę przegrywać. Jeśli tak się dzieje, mam w sobie swego rodzaju dziecięcą złość. To we mnie dalej jest. Dalej czuję ten dreszczyk emocji.

Poniekąd wyprzedziłeś wcześniej moje pytanie. Czyli kiedyś po zakończeniu kariery piłkarskiej będziesz trenerem?

Tak, chciałbym zostać przy piłce. Mam już dzisiaj licencję trenerską UEFA B, będę się starał o zrobienie licencji UEFA A. Pracuję obecnie z grupami młodzieżowymi, prowadzę zajęcia indywidualne. W przyszłości chciałbym spróbować w piłce seniorskiej. Więc na dziś jestem piłkarzem, ale kiedyś chcę być trenerem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze