Do pojedynku dwóch zespołów z jednego klubu dochodzi niezwykle rzadko, a jeśli nawet takowe się zdarzają, to najczęściej mają podłoże szkoleniowe. W Pucharze Polski kobiet w 1/16 finału trafił się przypadek bezprecedensowy, bo do pary z pierwszą drużyną UKS SMS-u Łódź dolosowany został pierwszoligowy zespół tego samego klubu. Bratobójczy pojedynek ostatecznie 1:0 wygrały przedstawicielki Ekstraligi Kobiet.
Choć piłkarki Marka Chojnackiego przeżywały niemałe męczarnie w trakcie spotkania i zwycięstwo zagwarantowały sobie dopiero w końcówce meczu. Grające poziom rozgrywkowy niżej rywalki postawiły faworytkom poprzeczkę bardzo wysoko i pokazały, że nie bez przyczyny uznawane są za jedną z najlepszych drużyn zaplecza Ekstraligi Kobiet.
Wydarzenie bez precedensu
UKS SMS Łódź w tegorocznym Pucharze Polski wystawił aż trzech przedstawicieli. Oprócz pierwszej drużyny, która kolejny rok aspiruje do medalu w Ekstralidze Kobiet, w rozgrywkach wystartowały także drugi zespół grający w 1. lidze oraz trzeci, na co dzień występujący na boiskach drugoligowych. Każda z tych sekcji z powodzeniem zagrała w 1/32 finału i awansowała do dalszej fazy rozgrywek.
TME UKS SMS Łódź – w drodze po medalowe marzenia w ekstralidze kobiet
Zespół Marka Chojnackiego przejechał się po warszawskim zespole, wygrywając aż 11:0, SMS II Łódź pokonał drugą drużynę Górnika Łęczna 2:0, a drugoligowiec z Łodzi wygrał 4:3 z Ostrovią Ostrów Wielkopolski. Pierwszy krok postawiony, ale w Łodzi liczono, że cała trójka będzie w stawce jeszcze w 1/8 finału. Plan pokrzyżowały jednak nie wyniki sportowe, a … losowanie.
Los przydzielił ze sobą TME UKS SMS Łódź oraz UKS SMS Łódź II, czyli zespół, w którym występują tylko piłkarki poniżej 19 lat. Z jednej strony gwarancja gry przynajmniej jednego zespołu w dalszej fazie rozgrywek, z drugiej jednak odebranie szansy na posiadanie w stawce wszystkich drużyn z Łodzi. Jakkolwiek by do sprawy nie podchodzić, mecz trzeba było rozegrać. Na bok musiały odejść wszelkie sympatie i sentymenty, bo stawka spotkania nie była byle jaka.
Braterska bitwa
Środek tygodnia, godzina 10. Okoliczności niekoniecznie sprzyjające wielkiemu widowisku i wydarzeniu bez precedensu, ale co poradzić. Mecz rozgrywany był nie na głównym boisku, na którym na co dzień w lidze rywalizuje pierwszy zespół SMS-u Łódź, lecz na sztucznej murawie położonej w centralnej części ośrodka.
TME UKS SMS Łódź musiał wczoraj radzić sobie bez dwóch podstawowych bocznych obrończyń – kapitan Darii Kurzawy oraz zmagającej się z chorobą Klaudii Jedlińskiej. Do dyspozycji Marka Chojnackiego (choć zastępowanego we wczorajszym meczu przez trenera Papisa) nie była także Anna Rędzia, która nabawiła się kontuzji w poprzednim spotkaniu pucharowym.
Pierwszy gwizdek sędziny spotkania (zresztą też kilka lat związanej z łódzkim SMS-em) poprzedziły motywujące okrzyki obu zespołów, o, o dziwo, podobnej treści. „Kto wygra mecz? SMS!”. Jakże profetyczny miał okazać się owy przekaz sprzed rozpoczęcia meczu. Meczu, który przy całej swojej nieprzeciętności i wyjątkowości okazał się także bardzo przyzwoitym porannym widowiskiem.
Męczarnie faworytek
Faworyta spotkania wskazać było nietrudno. Przyjęło się mówić lakonicznie, że w przypadku pojedynków, gdzie nie sposób nie wskazać underdoga, zespół w teorii mocniejszy ma wiele do stracenia, a ten słabszy teoretycznie nic. W tej konkretnej sytuacji takowe myślenie było jednak jak najbardziej zasadne. Bo co by było, gdyby drugi zespół danego klubu okazał się lepszy od tego podstawowego? Wtedy dopiero mówilibyśmy o wydarzeniu bezprecedensowym.
Aby zapobiec niechcianej niespodziance, piłkarki TME UKS SMS-u Łódź od początku ruszyły z atakami na bramkę swoich młodszych koleżanek. Groźne strzały w pierwszym kwadransie spotkania Dominiki Gąsieniec, Katarzyny Konat oraz Adriany Achcińskiej nie znalazły jednak drogi do bramki Oliwii Macały. Piłkarki drugiej drużyny SMS-u odpowiedziały w początkowej fazie spotkania tylko raz, ale za to porządnie. Atak lewą stroną boiska zakończył się powaleniem jednej z piłkarek wczorajszego „teoretycznego” gospodarza w polu karnym, za co prawdopodobnie zawodniczki pierwszoligowe powinny otrzymać rzut karny, ale sędzina meczu okazała się pobłażliwa dla TME UKS SMS-u Łódź.
Do przerwy w najlepsze trwały męczarnie faworytek, które szturmowały bramkę rywalek, ale za każdym razem z takim samym efektem. – Spodziewałyśmy się, że to będzie trudny mecz, ale nie, że aż tak. Do pierwszego gola męczyłyśmy się tak, jakby bramka była zaczarowana. Stwarzałyśmy sobie sytuacje, ale dziewczyny przygotowały się bardzo dobrze zarówno mentalnie, jak i fizycznie na ten mecz – mówiła nam po spotkaniu napastniczka TME UKS SMS-u Łódź – Paulina Filipczak – doceniając postawę swoich młodszych klubowych koleżanek.
Swoje sytuacje miała w zasadzie większość zawodniczek wicelidera Ekstraligi Kobiet. Oprócz wspomnianej trójki Gąsieniec, Konat, Achcińska później próbowały także Paulina Filipczak, Tatsiana Markusheuskaya czy Marysia Zbyrad. Wszystko bez skutku. Do przerwy pozostał zatem bezbramkowy remis, co w dalszej perspektywie nakładało znacznie większą presję na drużynę z najwyższej klasy rozgrywkowej.
– Wyszłyśmy na drugą połowę zdeterminowane i ze świadomością, że musimy ten mecz wygrać. Miałyśmy dobre sytuacje, ale brakowało postawienia kropki nad „i” – mówiła Paulina Filipczak. Niewiele jednak brakowało, żeby już po kilku sekundach po starcie drugiej połowy to zespół SMS-u U-19 wyszedł na prowadzenie. I to za sprawą uderzenia głową najniższej na boisku Katarzyny Kałużnej, której strzał minimalnie minął bramkę Oliwii Szperkowskiej.
Złoty gol wyjątkowej urody
Później już obraz gry specjalnie się nie zmieniał – TME UKS SMS Łódź nieustannie atakował, podopieczne Marzeny Salamon bardzo dzielnie się jednak broniły. Trudności w sforsowaniu szyków obronnych rywalek nie ukrywała także po meczu Paulina Filipczak: – Trudno mi się grało, bo dziewczyny kryły indywidualnie i grały bardzo dobrze w obronie. Niełatwo napastniczce grać na tyle rywalek z tyłu, mając pięć lub nawet sześć dziewczyn za plecami. Trudno wtedy stworzyć sobie dogodną sytuację.
W połowie drugiej części spotkania o gola otarła się Dominika Gąsieniec, ale piłka po jej strzale z okolic 20. metra zakończyła swój lot na poprzeczce bramki. Na upragnione przełamanie wiceliderkom Ekstraligi Kobiet przyszło czekać aż do 83. minuty, gdy wyjątkowej urody strzałem z ponad 30 metrów Ada Achcińska dała prowadzenie TME UKS SMS-owi Łódź.
Oj, gorąco było prawie do samego końca. UKS SMS II Łódź – TME UKS SMS Łódź 0:1 po golu Ady Achcinskiej w 80. minucie @laczynaskobieca #kobiecyfutbol pic.twitter.com/0Hpz1UFoin
— Krzysztof Sędzicki (@ksedzicki) November 18, 2020
– Po golu Ady spadł nam kamień z serca, cieszyłyśmy się, że udało nam się przełamać. Wyczekiwałyśmy tego jednego gola, bo od niego wszystko zależało. Jak Ada strzeliła, to uspokoiłyśmy grę, wiedziałyśmy, że to już końcówka, więc poczułyśmy się znacznie pewniej – opisywała Paulina Filipczak. I pewność siebie piłkarek Marka Chojnackiego zapewniła im już spokojne granie w końcówce. Już w zasadzie nie pozwoliły na żaden poważniejszy atak rywalkom i dowiozły do końca skromne prowadzenie 1:0. W dziwnych okolicznościach, o nietypowej porze i przy wyjątkowej otoczce TME UKS SMS Łódź awansował do 1/8 finału Pucharu Polski, kończąc tym samym przygodę w rozgrywkach swoich młodszych koleżanek.