„Prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym, jak zaczynają, ale jak kończą”. Belgia 3:2 Japonia


Po fenomenalnej drugiej połowie Belgowie rzutem na taśmę meldują się w ćwierćfinale

2 lipca 2018 „Prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym, jak zaczynają, ale jak kończą”. Belgia 3:2 Japonia

Tegoroczny mundial obfituje w niespodzianki i zaskakuje wszystkich. Podobnie miało być dzisiaj. Po drugiej bramce dla Japonii eksperci na całym świecie zaczęli już żegnać „Czerwone Diabły”. Ci jednak pokazali silny charakter i zwyciężyli całe spotkanie 3:2.


Udostępnij na Udostępnij na

Walka od początku

Już od pierwszego gwizdka senegalskiego arbitra Japończycy pokazali, że nie oddadzą zwycięstwa bez walki. Mądre ustawienie w defensywie i szybkie kontrataki sprawiały, że Belgowie mieli problemy z wyjściem z jakąkolwiek akcją ofensywną. Jednak z minuty na minutę wigor Japończyków opadał, a „Czerwone Diabły” tworzyły sobie coraz to groźniejsze sytuacje. Żaden ze strzałów jednak nie został zamieniony na bramkę, gdyż albo był niecelny, albo bardzo ofiarnie blokował go któryś z defensorów Kraju Kwitnącej Wiśni. Po pierwszych 45 minutach mieliśmy bezbramkowy remis.

Widowisko

Nic nie zwiastowało widowiska, które rozegrało się po przerwie. Trzy minuty po wznowieniu gry błąd Vertongenha wykorzystał Haraguchi i cudownie wykończył akcję. Wściekli Belgowie mieli świetną okazję do szybkiego wyrównania, ale po strzale Hazarda piłka uderzyła w słupek. To jednak był dopiero początek.

Akcja nie zwalniała. Zaledwie pięć minut po zdobyciu pierwszej bramki padła druga, wydawało się, że dobijająca Belgów. Zza pola karnego potężny strzał oddał Inui; perfekcyjnie uderzona piłka wpadła do bramki Thibo Courtouisa. Belgowie znaleźli się w beznadziejnym położeniu, błędy powodowane stresem tworzyły coraz to groźniejsze sytuacje Japończykom. W każdej chwili któryś z nich mógł zakończyć mecz, zdobywając trzecią bramkę. Wtedy jednak swój trenerski kunszt pokazał Martinez, wpuszczając na boisko Chadliego oraz Fellainiego. Miało to kolosalne znaczenie dla ostatecznego wyniku.

Belgowie zaczęli się budzić po 70 minutach gry. Nagle po jednej z akcji Vertonghen odkupił swój błąd z początku drugiej połowy i uderzeniem z główki przelobował japońskiego bramkarza, strzelając bramkę kontaktową. To był punkt zwrotny dla europejskiej drużyny. Zaczęli wykorzystywać to, w czym mieli przewagę, czyli wzrost i siłę fizyczną. Właśnie te dwa aspekty przyniosły im wyrównanie, gdy w 74. minucie piłkę głową do bramki skierował wprowadzony wcześniej Fellaini. Belgia wróciła do gry.

Wtedy przypomniała o sobie Japonia. Rozgoryczeni utratą dwubramkowej przewagi, przejęli inicjatywę w meczu. Najlepszą okazję na objęcie prowadzenia stworzył Keisuke Honda, którego uderzenie z rzutu wolnego sparował Courtouis. Japończycy postawili wszystko na jedną kartę, jakby czuli, że na dogrywkę nie będą mieli już sił. I zapłacili za to ogromną cenę.

Na minutę przed końcem rzut rożny wykonywał Honda. Piłkę przez niego dośrodkowaną bardzo pewnie wyłapał Courtouis i równie pewnie wyrzucił ją do jednego ze swoich partnerów, rozpoczynając zabójczy kontratak. Czterech Belgów ruszyło w błyskawicznym tempie na bramkę Kawashimy. Na piętnaście sekund przed końcem doliczonego czasu zwycięską bramkę zdobył wprowadzony wcześniej Chadli. Belgowie awansowali do ćwierćfinału i zmierzą się tam z Brazylią.

Choć trzeba uznać klasę Japończyków, którzy tak wspaniale postawili się przeciwnikowi, to na uwagę zasługuje mentalność Belgów. Mało który zespół byłby w stanie w takim stylu podnieść się po dwóch bramkach. Tym meczem udowodnili, że ich miano czarnego konia tego turnieju nie jest przypadkowe. Prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają, ale jak kończą.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze