Timur, Koljić i „lechowy” Carlitos – Lech Poznań i jego wynalazki jako napastnicy


Lech Poznań próbował wielu zawodników jako zmienników Gytkjaera i Ishaka

12 czerwca 2023 Timur, Koljić i „lechowy” Carlitos – Lech Poznań i jego wynalazki jako napastnicy
Dariusz Skorupiński

Rola rezerwowego napastnika jest bardzo niewdzięczna. Klubom często trudno znaleźć kandydata, który pogodzi się z taką rolą, a zarazem będzie wartością dodaną i dołoży swoją cegiełkę wtedy, kiedy będzie potrzebny. A umówmy się, wchodząc na dziesięć minut, czasami trudno o jakąś dogodną sytuację. Lech Poznań nie ma problemów ze skutecznymi napastnikami w ostatnich latach. Tylko że trudno znaleźć dla nich dublerów. Ostatnie lata to wpadka za wpadką. Wydawało się, że podobna historia będzie z Arturem Sobiechem, ale on, wtedy kiedy był potrzebny, udowodnił swoją przydatność i zapracował na nowy kontrakt.


Udostępnij na Udostępnij na

Już się wydawało, że historia Artura Sobiech i Lecha Poznań zmierza do końca. Jego przygoda w Poznaniu głównie opierała się na wizytach w gabinetach lekarskich. Nie można winić ani klubu, ani zawodnika, że pojawiły się kłopoty zdrowotne po covidzie. Na to nikt nie miał wpływu, a sam piłkarz bardzo długo dochodził do siebie. Mimo wszystko, gdy był już skreślony, a tym razem Mikael Ishak borykał się z kłopotami, Sobiech dostał szansę i ją wykorzystał. Dał drużynie to, czego potrzebowała. Bilans pięciu bramek i jednej asysty w 39 spotkaniach być może nie powala, ale chyba na próżno szukać innego trzeciego napastnika.

Tym bardziej że Lech Poznań w ostatnich latach mocno eksperymentował z napastnikami. Mikael Ishak czy to wcześniej Christian Gytkjaer to gwarancja bramek i tego, że gdy są zdrowi, to grają. Próbowano im znaleźć jakichś dublerów. Szukano w akademii, na Bałkanach, za wschodnią granicą czy po nieudanych negocjacjach z Carlitosem postanowiono ściągnąć swojego Carlitosa z Hiszpanii.

Nic nie wypaliło, dlatego należy docenić takiego kogoś jak Artur Sobiech. Nie będzie marudził, wprowadzi trochę doświadczenia, a jeszcze jest w stanie coś strzelić. My jednak postanowiliśmy przyjrzeć się napastnikom, którzy przegrywali rywalizację z Ishakiem i Gytkjaerem w przeszłości i nie odnaleźli się w Poznaniu.

Lech Poznań próbował wielu opcji

Tomasz Rząsa w poszukiwaniu jakiegoś fajnego zmiennika dla Gytkjaera i Ishaka zwiedził chyba całą Europę. Przez sześć lat hegemonii napastników ze Skandynawii ściągano naprawdę różnych asów. Niektórzy mieli nawet papiery na duże granie. Kończyło się jednak jak zawsze. Nicki Bille Nielsen to postać, którą głównie zapamiętamy z wyczynów pozaboiskowych. Trochę rozrabiał Duńczyk. Ostatnio został skazany na pięć lat więzienia i zakazano mu brać udział w życiu nocnym w Danii. Zdarzało mu się też podduszać 20-latkę czy grozić mężczyźnie na ulicach Kopenhagi.

Było jednak też w tamtym czasie dwóch młodych napastników, którzy mieli rozwijać się w Lechu. Wyszło trochę inaczej. Oleksiy Khoblenko po dwóch bramkach strzelonych w barwach „Kolejorza” udał się na serię wypożyczeń. Wędruje tak sobie od klubu do klubu. Najlepszy sezon zaliczył w Krywbasie Krzywy Róg na zapleczu ukraińskiej ekstraklasy z 11 bramkami.

Obecnie gra w Karpatach Lwów i w zasadzie z dobrze rokującego napastnika nie zostało już nic. Lepsze wrażenie w Poznaniu zrobił Elvir Koljić. Kontuzje jednak nie pozwoliły mu na zaistnienie w Lechu. Po przygodzie w Polsce przeniósł się do Universitatea Craiova, gdzie szału nie robi swoją grą. Oprócz pierwszego sezonu, w którym strzelił 12 bramek, zalicza ciągły spadek formy. Nie ma co ich żałować.

W następnym sezonie pojawiło się dwóch graczy z akademii. Bardzo na nich liczono. Paweł Tomczyk i Hubert Sobol jednak nie podołali i szybko pożegnali się z Lechem. Tomczyk był wypożyczany. Zdobył nawet mistrzostwo Polski, ale na koniec brakowało mu gdzieś umiejętności. Nie bez przyczyny po rumuńskiej przygodzie wylądował w drugiej lidze. W następnym sezonie jednak razem z Polonią Warszawa będzie występować w 1. lidze. Charakteru nigdy nie można mu było odmówić.

Za to Sobol odszedł do Wisły Kraków, żeby zacząć więcej grać, a skończyło się tylko na ośmiu spotkaniach i to bez żadnej bramki. Obecnie występuje w Górniku Łęczna. Na zapleczu ekstraklasy 22-latek ma obecnie 37 spotkań i tylko trzy bramki. To dużo mówi, często łapie tylko końcówki spotkań.

Rosyjski talent, „Carlitos” i zaciąg na Ligę Europy

Lech po nieudanych negocjacjach z Carlitosem stwierdził, że znajdzie w Hiszpanii kogoś lepszego niż Carlitos i utrze nosa Legii. Znalazł Dioniego z jeszcze lepszymi liczbami niż ówczesny napastnik Wisły. Dioni okazał się jednak totalnym niewypałem. Wrócił do ojczyzny, gdzie czuje się najlepiej i nadal strzela. W tym sezonie na trzecim poziomie rozgrywkom zdobył 14 bramek, a więc pewnie nie jest taki słaby, jak większość w Poznaniu myśli. Miał problem z aklimatyzacją i porozumieniem się z kolegami z szatni i niestety nowym Carlitosem się nie okazał.

Timur – zawodnik, który wyglądał bardzo ciekawie, gdy przychodził. Miał łatkę rosyjskiego talentu. Zapowiadał się na naprawdę duże wzmocnienie. Przychodząc do Poznania, miał na koncie bramkę w Lidze Mistrzów. CSKA Moskwa chciała go ograć, a tak naprawdę pobyt w Poznaniu zahamował jego karierę. Jedna bramka, mnóstwo kontuzji. Później sprzedany do FK Ufa. Teraz już jako 26-latek gra w drugiej lidze rosyjskiej ze średnim powodzeniem. Wygląda na to, że całą karierę wozi się na jednej bramce i kilku trafieniach w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Trudno inaczej wytłumaczyć fakt, że nie poradził sobie w tylu miejscach.

To byli zawodnicy, którzy mieli problem z dostawaniem minut, gdy hegemonię w ataku miał Christian Gytkjaer. Przyszedł jednak Mikael Ishak, a sytuacja wciąż była niezmienna. Gdy okazało się, że Lech awansował do fazy grupowej Ligi Europy, Tomasz Rząsa w ostatnich dniach okienka przeprowadził transferową ofensywę. Do Poznania ściągnięto Arona Johannssona, Nikę Kaczarawę i Mohammada Awwada. W zasadzie żaden z nich nie okazał się godnym zmiennikiem Ishaka. Może Awwad coś pokazał, ale tak naprawdę dostał tylko kilka szans od Dariusza Żurawia. Obecnie Izraelczyk występuje w Bnei Sakhnin, a zatem chyba dobrze, że z Lecha go odpalono.

Johannsson po przygodzie z Lechem zrobił sobie roczną karencję od futbolu. Obecnie reprezentuje islandzki Valur, a Kaczarawa, który w Koronie miał naprawdę dobre momenty, wylądował w Torpedo Kutaisi. Co ciekawe, rok występował w koreańskim Jeonnam Dragons. Cała trójka w barwach „Kolejorza” zdobyła tylko cztery bramki.

Lech Poznań docenił Sobiecha

Na koniec mamy perełkę. Roko Baturina. Jego wypożyczenie skrócono już po pół roku. Nie rozegrał ani jednego spotkania w ekstraklasie. Tylko że jego kariera wcale nie potoczyła się tak źle. Nie można nazwać go beztalenciem, bo w tym sezonie reprezentował Racing z Segunda Division. Strzelił nawet na początku sezonu dwie bramki dla Mariboru w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Jeśli dla większości napastników przyjście do Poznania oznaczało flop w ich karierze, tak Baturina, mimo że przesiedział pół roku na trybunach, radzi sobie całkiem nieźle.

Tomasz Rząsa, wiedząc, że przydałby się ktoś jeszcze na pozycję napastnika oprócz Ishaka i Szymczaka, wolał pewnie nawet trochę przepłacić Sobiecha niż szukać jakiegoś wynalazku. Przerobił już wielu piłkarzy. Ruch, który wydaje się dobry dla obu stron i daje pewien spokój „Kolejorzowi” w dalszym budowaniu składu. Być może kontrakt Artura Sobiecha jest większy, niż na to zasługuje, ale nauczony przeszłością Lech wie, że świętego spokoju nie da się kupić.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze