Time to say goodbye. Aaron Ramsey jako niespełniony bohater Arsenalu


W jaki sposób walijski pomocnik powinien zostać zapamiętany na Emirates Stadium?

21 lutego 2019 Time to say goodbye. Aaron Ramsey jako niespełniony bohater Arsenalu

Aaron Ramsey opuszcza Londyn. Jego wieloletnia, słodko-gorzka przygoda z Arsenalem dobiega końca. Transferowa saga Walijczyka miała swój finał w ubiegłym tygodniu, gdy ostatecznie podpisał obowiązującą od nowego sezonu umowę z Juventusem. Odejście reprezentanta Walii, które od jakiegoś czasu było nieuniknione, wzbudziło wśród fanów „Kanonierów” wiele emocji. Czy Ramsey faktycznie zasłużył na miano szczególnej osobistości zespołu Arsene’a Wengera, a obecnie Unaia Emery’ego?


Udostępnij na Udostępnij na

To było trudne, pełne wzlotów i upadków jedenaście lat. Z jednej strony trzy zwycięstwa w Pucharze Anglii, z czego jedno przerwało długą pucharową posuchę klubu. Do tego niejednokrotnie zapierające dech w piersiach trafienia w ponad 350 spotkaniach uzbieranych przez Walijczyka. Z drugiej strony te smutniejsze chwile. Na pierwsze miejsce wysuwa się koszmarna kontuzja na Brittania Stadium w Stoke pod koniec lutego 2010 roku. Przerażający faul Ryana Shawcrossa mógł doprowadzić do zakończenia kariery pomocnika Arsenalu. Bez cienia wątpliwości na pewno wpłynął na jego dalsze losy. Podsumowaniem tej gorzkiej płaszczyzny, gdy po sezonie ostatecznie rozstanie się z północnym Londynem, będzie fakt, że zespół w jego obecności nigdy nie stał wielki, nie znalazł szczególnego uznania w Premier League oraz na europejskiej arenie.

Pod opieką Wengera

Historia zaczęła się w 2008 roku. Przed rozpoczęciem kampanii 2008/2009 został wytransferowany ze swojego macierzystego Cardiff City na Emirates Stadium. Występy w angielskiej Championship sprawiły, że znalazł uznanie w oczach samego sir Alexa Fergusona, którego Manchester United przegrał jednak walkę o usługi Walijczyka. Nastoletniego wówczas piłkarza nie mogło spotkać nic lepszego, niż zainteresowanie jego osobą legendarnego Szkota czy Arsene’a Wengera, pod którego skrzydła właśnie trafił. Postaci, które weszły na piłkarski szczyt pod okiem obu dżentelmenów, nie trzeba było przedstawiać.

Osoba Wengera zaważyła o transferze. Francuz mocno doceniał potencjał Ramseya, deklarując, że bardzo szybko osiągnie wysoką klasę piłkarską. Kibice również uwierzyli, że mają do czynienia z graczem o podobnych możliwościach co Cesc Fabrgas bądź też Patrick Vieira. Mając na uwadze, jakim zaufaniem menedżer Arsenalu potrafił obdarzyć młodych zawodników – Theo Walcotta czy Jacka Wilshere’a – to nie mogło się nie udać.

I faktycznie kariera wychowanka Cardiff City rozwijała się harmonijnie. W połowie września 2008 roku zaliczył pierwszy ligowy mecz w barwach „Kanonierów” przeciwko Blackburn, w którym odznaczył się asystą. Miesiąc wcześniej miał już za sobą pierwszy mecz w europejskich pucharach. Arsenal mierzył się w eliminacjach Ligi Mistrzów z holenderskim Twente. To właśnie w tych rozgrywkach zdobył swojego pierwszego gola dla nowego zespołu, pokonując bramkarza Fenerbahce w meczu wygranym przez londyńczyków 5:2. W sezonie 2008/2009 zapisał na swoim koncie 22 występy we wszystkich rozgrywkach, w kolejnym o jedenaście więcej. Czy coś mogło pójść nie tak?

Zimna, deszczowa noc w Stoke

Owszem, i to w bardzo tragicznych okolicznościach, które mogły doprowadzić nawet do zakończenia kariery. 27 lutego 2010 „Kanonierzy” wizytowali obiekt Stoke City, czyli Brittania Stadium, w ramach 28. kolejki Premier League. W starciu z obrońcą rywala, Ryanem Shawcrossem, Ramsey doznał otwartego złamania nogi w dwóch miejscach. Sugerując się najgorszymi diagnozami, skutkiem mógł być nawet brak możliwości powrotu na boisko.

Ówczesne wydarzenie zawiązało rywalizację Arsenalu ze Stoke City. Specyficzny, typowo wyspiarski i wyjątkowo archaiczny styl gry tych drugich w szczególny sposób nie podobał się Arsene’owi Wengerowi. Wielokrotnie podkreślał to na konferencjach prasowych. Kibice Stoke podłapali temat i przy każdej wizycie londyńczyków na ich terenie w szczególny sposób szydzili z Francuza z wysokości trybun.

Sam Ramsey wrócił do drużyny po tym przykrym zdarzeniu na koniec sezonu 2010/2011. Zdobył nawet zwycięską bramkę w wygranej 1:0 rywalizacji z Manchesterem United. Jego talent ponownie dawał o sobie znać. Kontuzja jednakże w znacznym stopniu musiała odcisnąć na nim piętno i naturalnie mogła być jedną z przyczyn, dla których w Arsenalu nie wypłynął na znacznie szersze wody.

Początek pucharowej przygody

Sezon 2013/2014 pod kilkoma względami był udany dla Arsenalu. A mógł być jeszcze lepszy. Kibice doczekali się prawdziwej gwiazdy w postaci Mesuta Oezila, wykładając na niego rekordową dla klubu kwotę transferową. „Kanonierzy” prezentowali się naprawdę dobrze, 2013 rok zakończyli na pozycji lidera, a zespół ciągnął do przodu Aaron Ramsey. To, na co pracowali przez kilka miesięcy, runęło jednak w momencie kontuzji walijskiej gwiazdy. Podopieczni Arsene’a Wengera zaliczyli kilka bolesnych wpadek, przegrywając m.in. z Liverpoolem 1:5 oraz Chelsea 0:6. Marzenia nie tylko o ligowym splendorze, lecz nawet miejscu na podium zostały boleśnie przekreślone.

Rasmey wrócił do składu w kulminacyjnym dla drużyny momencie. Choć liga została przegrana, Arsenal pewnym krokiem podążał po Puchar Anglii, który miał być dla nich pierwszym trofeum od 2005 roku. Przyszły gracz Juventusu zaistniał w nim w najlepszy możliwy sposób. Pojedynek z Hull City wbrew pozorom okazał się trudnym dla jego ekipy spotkaniem. Po zaledwie ośmiu minutach przegrywała już 0:2. Ostatecznie, aby wyłonić zwycięzcę tego obfitego w zwroty akcji spotkania, potrzebna była dogrywka.

Egzekutorem finalnej akcji, która dała Arsenalowi wygraną 3:2, został właśnie Ramsey. Koniec końców sezon należało uznać za udany dla klubu i samego zawodnika. Po latach posuchy można było odkurzyć klubową gablotę, a Ramsey wykręcił świetne statystki. Dziesięć bramek i dziewięć asyst w 23 spotkaniach ligowych, do tego kluczowe trafienie w finale krajowego pucharu. I tylko żal tej kontuzji, która wykluczyła go na trzy miesiące.

Dominatorzy

W tym momencie rozpoczęła się piękna pucharowa seria całego Arsenalu, a dla Ramseya były to jedyne poważne trofea, jakie osiągnął w tym klubie. Walijczyk oczywiście wystąpił w finale FA Cup 2015, gdy jego drużyna pokonała Aston Villę 4:0. „Kanonierzy” triumfowali w tych rozgrywkach także dwa lata później i ponownie reprezentant Walii odegrał w finale istotną rolę.

Na drodze do sukcesu stanęła Chelsea pod wodzą Antonio Conte. Ich derbowy przeciwnik przystępował do meczu świeżo po podniesieniu trofeum za wygranie Premier League. W wielu kwestiach uchodził za zespół lepszy. Arsenal z kolei rozpoczął swoją ostateczną degrengoladę z Wengerem na czele. Pierwszy raz od jedenastu lat zabrakło go w TOP 4. Mając na uwadze liczbę kontuzji i zawieszeń, w tym przede wszystkim niezdolność do gry Laurenta Kościelnego, mistrzowie Anglii tamtej kampanii znajdowali się na autostradzie do podwójnej korony.

Arsenal zdołał mimo przeciwności losu potwierdzić swoją wyższość. Dzięki trafieniom Alexisa Sancheza i właśnie Aarona Ramseya, po raz kolejny ustalającego ostateczny wynik finału, „Kanonierzy” zapisali się w historii pucharowych rozgrywek, wygrywając FA Cup po raz trzynasty. Na tle innych zespołów, Manchesteru City czy Chelsea, które w ostatnich latach gromadzą na swoim koncie tytuły mistrzowskie, nie są to szczególne osiągnięcia. Dla wyposzczonego od wszelkich sukcesów Arsenalu trzy Puchary Anglii zdobyte w latach 2014–2017 to było jednak coś. A Aaron Ramsey odegrał w tym wszystkim bardzo istotną rolę.

Bez pomnika, lecz z uznaniem

Niespełniona historia Aarona Ramseya w Arsenalu dobiega końca wraz z nowymi porządkami wprowadzanymi przez Unaia Emery’ego. Żadna ze stron nie przedstawiła klarownego powodu rozstania. Być może hiszpański menedżer faktycznie nie docenia jego możliwości. Wymowny z resztą jest fakt, że spośród 22 ligowych spotkań w bieżących rozgrywkach Premier League trzynastokrotnie rozpoczynał je z ławki rezerwowych, a w pełnym wymiarze czasowym wystąpił zaledwie trzy razy. Nie przeszkadza mu to jednak przewodzić w klubowej klasyfikacji najlepszych asystentów.

Czy zasłużył na miano legendy Arsenalu? Tego typu określenie jest chyba mocno przesadzone. Oczywiście jakość całego klubu za jego czasu budziła i wciąż budzi sporo wątpliwości, co jednocześnie przekładało się na brak wygórowanych oczekiwań, jeśli chodzi o ich wszelkie boiskowe osiągnięcia. Od osób aspirujących do takiego statusu należy jednak wymagać wielkich czynów. Dlatego w żaden sposób nie należy stawiać go w galerii kanonierskich sław. Co nie zmienia faktu, że na Emirates Stadium zostaną po nim pozytywne wspomnienia. Sympatycy klubu powinni życzyć mu wszystkiego najlepszego na kolejnym etapie kariery.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze