Teczka na Beniteza


Temat egzystencji Rafy Beniteza na Anfield Road poruszałem już kilkakrotnie na łamach wortalu. Za każdym razem, kiedy wydawało się, że gorzej być już nie może i włodarze Liverpoolu po prostu muszą „wykopać” Hiszpana, jego pozycja stawała się coraz mocniejsza, a „The Reds” paradoksalnie grali jeszcze gorzej. Osobiście pogubiłem się w tej logice, dlatego poprosiłem o pomoc i komentarz innych przedstawicieli iGolowej rodziny.


Udostępnij na Udostępnij na

Zanim jednak przytoczę wypowiedzi moich redakcyjnych kolegów, warto – obiecuję, że już ostatni raz – streścić, czy nawet poddać analizie to, co dzieje się w tej słynniejszej drużynie z miasta Beatlesów. Wczoraj „The Reds” odpadli z Ligi Mistrzów, jeszcze w fazie grupowej i to chyba najlepiej oddaje, jak beznadziejny sezon rozgrywa Liverpool. To nie do pomyślenia, że drużyna, która wygrała te rozgrywki w 2005 roku, a parę lat później odpadła dopiero w finale, nagle dzieli los właśnie takich piłkarskich kopciuszków jak Debreczyn czy Maccabi Haifa. Ba! Co ciekawe nawet rumuńska Unirea po pokonaniu Sevilli ma całkiem spore szanse na awans z grupy, co dla angielskiego klubu jest tylko i wyłącznie kolejnym powodem do wstydu.

Liverpool zakończył wczoraj fatalną passę meczów bez zwycięstwa pięknym jubileuszem. Pomiędzy pokonaniem Manchesteru United, a węgierskiego Debreczynu minął dokładnie miesiąc. W polskiej lidze, gdyby trener czołowej drużyny Ekstraklasy nie wygrał przez taki okres (celowo nie oceniam czy to okres długi, czy krótki w futbolu – pojęcie względne), już dawno szukałby sobie innej pracy. Dlatego też jedynym racjonalnym wytłumaczeniem, że Rafa Benitez nie musi mieć na głowie rozglądania się za nowym pracodawcą jest to, że Premier League posiada inną kulturę pracy z menedżerami. Tam cele osiąga się długofalowo. Tyle tylko, że od początku swojej pracy z drużyną Benitez jeszcze ani razu nie wygrał ligi, a to przecież miał być w założeniu jego cel priorytetowy.

Oliwy do ognia dolał jeszcze ostatni wyczyn w Carling Cup, kiedy to „The Reds” wręcz ośmieszyli się przegrywając 1:2 z Arsenalem, w którym grali tak anonimowi piłkarze, jak Kerrea Gilbert czy Craig Eastmond. Więcej grzechów wymieniać nie warto. Może poza tym największym. Prezesi drużyny „w nagrodę” za te wybitne osiągnięcia podpisali z Hiszpanem nowy, pięcioletni kontrakt. Szczerze – pogubiłem się. I w tym momencie z pomocą przychodzi mi redakcyjna ekipa, której zadałem kilka trywialnych i sloganowych pytań, oczekując tylko jednego – prostych odpowiedzi, by zrozumieć je mógł każdy z nas.

Co jest przyczyną fatalnej postawy Liverpoolu?

Dawid Kowalski (cykl „Futbol jest Wielki”):

Drużyna Liverpoolu obecny sezon w znacznej mierze może spisać już na straty. Ich fatalna postawa ukazuje się zarówno w Premiership, jak i Lidze Mistrzów. Od wielu lat tak źle z „The Reds” z pewnością nie było. Rafael Benitez na Anfield uznawany był za twórcę wielkiej drużyny. Faktycznie, Hiszpan wykonał mnóstwo świetnej pracy, co dokumentuje zdobycie Pucharu Europy w 2005 roku. Niestety futbol to wzloty i upadki. Mówi się, że Benitez być może już się wypalił w Liverpoolu. Jestem właśnie zwolennikiem tej teorii. Zdecydowanie Hiszpanowi należy się ogromny szacunek za to, co zrobił dla tego zespołu, ale wydaje się, że jego czas minął. „The Reds” potrzebują świeżego spojrzenia, myśli szkoleniowej, a przede wszystkim taktyki. Obecny sezon, jak już wspomniałem, to chyba tylko walka o europejskiepuchary za rok, bo na nic więcej raczej ich nie będzie stać.

Patryk Reński (redaktor działu Premiership):

Na pewno bardzo mocno ostatnimi czasy dało się we znaki drużynie Liverpoolu dwóch bez wątpienia najlepszych piłkarzy tej drużyny – Stevena Gerrarda i Fernando Torresa. Niedawno Gerrard wrócił do składu, ale wciąż widoczny jest brak Hiszpana. Liverpool zawodzi na każdym froncie. Według mnie czas Rafy Beniteza dobiega końca. Liverpool ma ostatnią szansę na małą rewolucję w swoich szeregach. To jest ostatni gwizdek, aby na poważnie rozpocząć odrabianie strat do Chelsea i Manchesteru. Beniteza usprawiedliwiają nieco ostatnie kontuzje w zespole, ale mając taką kadrę powinien zapełnić luki w składzie. Być może błędów można dopatrywać się jeszcze w lecie, kiedy na Anfield nie trafił żaden napastnik. Ofensywny, skuteczny piłkarz chyba najbardziej jest teraz potrzebny „The Reds”.

Kiedy właściwie Benitez straci posadę?

Maciej Sypuła (szef działu Ligue 1, redaktor działu Premiership):

Rafa Benitez pracuje w Liverpoolu od 2004 roku i myślę, że jego czas na Anfield Road dobiegł końca. Hiszpan nie ma pomysłu na dalszy rozwój „The Reds”, co widać w obecnym sezonie, w którym Liverpool właściwie przegrał już wszystko. Słaba postawa w lidze, brak awansu do fazy pucharowej Champions League i bardzo nieregularna gra, to wszystko powinno dać do myślenia amerykańskim właścicielom klubu z Merseyside. Hiszpan już się chyba „wypalił” i jego dalszy pobyt na Anfield nie ma większego sensu. Pytanie tylko, czy George Gillet i Tom Hicks to widzą. Zaskakujące jest bowiem to, jak wielką cierpliwość wykazują Amerykanie. Wydaje mi się, że Benitez pozostanie na stanowisku co najmniej do końca obecnego sezonu.

Co jeszcze może zmienić Hiszpan?

Andres Nicolaides (szef działu Europejskie Puchary):

Nie ma co do tego wątpliwości, że porażka Liverpoolu już w fazie grupowej Ligi Mistrzów, to największa sensacja bieżącej edycji. Bez zmian w angielskiej drużynie się nie obędzie. Uważam, że głównie w drużynie „The Reds” szwankuje linia obronna. W trzynastu meczach angielskiej Premiership Liverpool stracił aż 20 bramek, natomiast w Lidze Mistrzów pięć. W składzie Beniteza brakuje przede wszystkich mocnej ławki rezerwowych, zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Dla przykładu kiedy „The Reds” występują bez swojego najlepszego snajpera, Fernando Torresa, ich skuteczność zdecydowanie spada. Nie mówiąc już o tym, jak wielką stratą jest absencja takiego zawodnika, jak Steven Gerrard. Odejście Xabiego Alonso jeszcze bardziej skomplikowało plany taktyczne Beniteza, który w zamian za hiszpańskiego rozgrywającego otrzymał Alberto Aquilaniego. Włoch natomiast spisuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Myślę, że rewolucja kadrowa w przyszłym sezonie będzie koniecznością, kto wie może z posadą pożegna się sam Benitez.

Komentarze
~Evra_3 (gość) - 14 lat temu

władze the Reds są może poprostu wdzięczne za sukcesy
z LM,Rafa wciąż cieszy się ich szacunkiem,dlatego
jeszcze utrzymuje swoją posadę. znów musza
skomentować jeden z wersów 'ośmieszyli się
przegrywając z Arsenalem'?przecież to bylo do
przewidzenia że polegną z kanonierami.

Odpowiedz
~abc (gość) - 14 lat temu

"Odejście Xabiego Alonso jeszcze bardziej
skomplikowało plany taktyczne Beniteza, który w
zamian za hiszpańskiego rozgrywającego otrzymał
Alberto Aquilaniego. Włoch natomiast spisuje się
zdecydowanie poniżej oczekiwań."
Wniosek o słabej postawie Włocha został wyciągnięty
na podstawie tych 20 minut w których zagrał jak
dotąd? Ciekawe....

Odpowiedz
Robert Błaszczak (gość) - 14 lat temu

Benitez już dawno wyleciałby z Anfield, gdyby tylko
Amerykanie mieli pieniądze na rekompensatę z tytułu
zerwanego kontraktu. Chodzi o niebagatelne 17-18
milionów funtów, jak pozostały Hiszpanowi do
zarobienia do zakończenia kontraktu. Swoją drogą,
ostatnią umowę z Liverpoolem podpisał wiosną tego
roku i chyba zarząd LFC bardzo sobie pluje w brodę z
tego powodu.
Jeżeli Liverpool sprzeda w zimowym okienku jakiegoś
piłkarza (np. Ryan Babel czy Dirk Kuyt), wówczas i
znajdą się pieniądze, aby pożegnać Beniteza.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze