Taras Romanczuk to kapitan Jagiellonii Białystok, a także reprezentant Polski. Aktualnie klub z Białegostoku zajmuje w tabeli siódme miejsce, a nasz dzisiejszy rozmówca w tym sezonie jest autorem dwóch bramek w starciu z Rakowem Częstochowa. Z Tarasem Romanczukiem porozmawialiśmy o aktualnej sytuacji Jagiellonii Białystok, reprezentacji Polski i wielu innych tematach.
(Michał Kruszyński): Jak samopoczucie, nie dokuczają Ci żadne urazy?
(Taras Romanczuk): Jakieś drobne urazy na pewno są, ale jest dobrze, więc nie będę narzekać.
Jak oceniasz już na chłodno mecz z Lechem?
Tak jak mówiłem w pomeczowym wywiadzie, na ten mecz wyszliśmy z jednym założeniem – zdobyć punkt albo trzy punkty. Zagrać na zero z tyłu, bo wiedzieliśmy, jaka jest siła Lecha Poznań w ofensywie. W pierwszej połowie pokazał naprawdę dobry futbol. Miał kilka okazji, ale ich nie wykorzystał. My skupiliśmy się na obronie, ponieważ wiedzieliśmy, że stworzymy sobie szansę z kontry. No i mieliśmy, myślę, z trzy szanse, a jedną udało się wykorzystać.
Na pewno było kilka lepiej wyglądających wizualnie spotkań, ale nie przynosiły one punktów.
Tak jak mówiłem. Fajnie graliśmy z Cracovią drugą połowę, z Wartą drugą połowę, ale co z tego, jak nie zdobywaliśmy tam pełnej puli, tak że tak, jak powiedziałem, najważniejsze są punkty, i to się liczy.
Jak oceniasz początek sezonu w wykonaniu Jagiellonii? Aktualnie siódme miejsce, czyli w teorii nie tak źle.
W teorii nie, ale chcieliśmy mieć więcej punktów, bo jak mówiłem, w niektórych spotkaniach wyglądaliśmy lepiej od rywala i mogliśmy wtedy wygrać, a przynajmniej zremisować. Myślę, że mieliśmy kilka dobrych meczów, było też kilka spotkań, w których spaliśmy w pierwszej połowie. Tak że na razie wykorzystaliśmy tak z 50% swojego potencjału.
Ostatnie sezony to kolejno miejsca: dziewiąte, ósme, piąte i wicemistrzostwo Polski. Stać Was, aby powtórzyć najlepszy wynik z ostatnich lat?
Trzeba myśleć o wszystkim powoli. Mamy przed sobą jeszcze wiele meczów, a sami widzimy, jak wyrównana jest liga. Nie ma faworytów do mistrzostwa albo skazanych na spadek. W piątek wszyscy mówili, że jesteśmy skazani na spadek i mówili tylko, ile dostaniemy od Lecha 0:2, 0:3 czy 0:4. To jest bardzo nieprzewidywalna liga i trzeba się skupiać na każdym meczu, bo za każdy mecz – czy to za Lecha, Stal Mielec czy za inny zespół – dostaje się trzy punkty.
Zdecydowanie, aktualnie układ sił jest taki, że jeden mecz może całkowicie zmienić sytuację w tabeli.
Tak, zgadza się się, ale w ekstraklasie to już normalne. Co roku jest tak, że gdy zespół robi serię dwóch czy trzech wygranych, to od razu można wskoczyć przykładowo z miejsca 12. na miejsce piąte. To jest typowe dla ekstraklasy. Zespoły są bardzo wyrównane. Może ktoś ma lekko lepszą kadrę, ale dopisze trochę szczęścia czy korzystniejszy terminarz i tak naprawdę to decyduje.
Zmienię trochę temat. Znalazłem informacje, że przed przyjazdem do Polski pracowałeś w USA, a dodatkowo, gdy trafiałeś nad Wisłę, nie miałeś menedżera. Jak to się stało?
Trafiłem do Polski ze względu na to, że miasto Legionowo i moje rodzinne miasto – Kovel na Ukrainie – to miasta partnerskie. Były dni mojego miasta na Ukrainie i byli też ludzie z Legionowa. Graliśmy mecz, zobaczył mnie ktoś z Legionowa, zaprosił na testy zimą i wtedy przyjechałem do trenera Papszuna.
Gdy trafiałeś do Legionovii trenerem był Marek Papszun, minęło już od tego czasu dziesięć lat. Jak wspominasz obecnego trenera Rakowa Częstochowa?
Dziesięć lat nie minęło, ale już coraz bliżej do dziesiątego roku (śmiech). Z trenerem mamy cały czas kontakt. Ostatnio rozmawialiśmy dwa tygodnie temu. Staramy się raz–dwa razy w miesiącu porozmawiać. Po meczach też zawsze znajdziemy czas, żeby sobie pogadać. Dla mnie to zawsze był ambitny trener, który chciał wszystkim udowodnić, że jednak on ma wielki potencjał i dobre papiery trenerskie.
Po Legionovii przyszedł czas na wielki skok, czyli transfer do ekstraklasy. Wiesz może, kto z Białegostoku najbardziej naciskał na Twój transfer?
Nie wiem. Myślę, że wzięli mnie po prostu jako perspektywicznego zawodnika albo się uda, albo się nie uda. Wtedy, tak jak aktualnie, mieliśmy rezerwy, które grają w trzeciej lidze. Piłkarze, którzy przychodzili z niższych lig, nie dostawali od razu minut w pierwszej drużynie, także grali w rezerwach. Wiadomo, dla mnie to był czas, żeby się pokazać. Pamiętam chyba, że od razu w trzeciej lidze wygraliśmy mecz 2:1, a bramki zdobywaliśmy ja i Damian Kądzior. Po tym meczu udało mi się wskoczyć od razu do meczowej 18 i później nawet zadebiutowałem w meczu z Legią.
Jesteś kapitanem Jagiellonii Białystok, w lidze widziałeś niemal wszystko. Chciałbyś kiedyś zagrać gdzieś poza polskimi ligami?
Miałem kilka ofert z ligi tureckiej i chciałbym zagrać w tej lidze. Myślę, że na Zachód jest już dla mnie za późno, ponieważ za półtora miesiąca kończę 30 lat, tak że Zachód to już zamknięty temat. Jeśli będzie jeszcze oferta z Turcji, myślę, że chciałbym tam zagrać, ale na razie mam aktualny kontrakt z Jagiellonią, zawsze mówiłem, że tu jest mój dom, w Białymstoku dobrze mi się mieszka i wszystko mi się tutaj podoba.
Przejdźmy do tematów reprezentacyjnych. W Polsce mieszkasz już wiele lat, znasz hymn. Czy była kiedyś oferta ze strony ukraińskiego związku piłki nożnej, aby reprezentować Ukrainę?
Nie, nie, akurat ze strony Ukrainy nigdy nie było zainteresowania. Trener Nawałka zaprosił mnie do kadry i dostałem obywatelstwo. Fajnie było zagrać z takimi zawodnikami, którzy są i byli w polskiej kadrze.
Rozumiem, że to trener Adam Nawałka najbardziej naciskał na przyznanie Ci polskiego obywatelskiego. Długo musiał Cię przekonywać do reprezentowania Polski?
Nie, akurat nikt mnie przekonywać nie musiał, ponieważ dokumenty do obywatelstwa polskiego złożyłem rok czy półtora roku wcześniej przed dostaniem obywatelstwa, tak że papiery już dawno były w Warszawie. Była w tym wielka zasługa formy Jagiellonii. Wiosną na siedem spotkań wygraliśmy sześć i zdobyliśmy 18 punktów, naprawdę super wynik. Myślę, że z tego powodu dostaliśmy wtedy powołania ja i Przemysław Frankowski. Zespół grał nieźle i zostaliśmy wyróżnieni.
Dokładnie, Ty i Przemysław Frankowski zostaliście też powołani przez Jerzego Brzęczka na mecze z Włochami i Irlandią. Wszystko popsuła wtedy Twoja pechowa kontuzja.
Tak, miałem wtedy trochę pecha. W sierpniu graliśmy w pucharach i super się czułem. Zagrałem wtedy chyba wszystkie spotkania – w pucharach cztery i w lidze siedem [cztery w europejskich pucharach – jedna bramka, sześć w lidze – gol i asysta – przyp. red.]. Na pewno forma była niezła i tak, jak dobrze powiedziałeś, miałem pecha. Niestety w piłce czasami tak się zdarza (śmiech).
Powołał Cię najpierw Adam Nawałka, potem Jerzy Brzęczek. Nie jesteś zawiedziony, że później nie dostawałeś już więcej powołań? Liczyłeś na więcej?
Nie, myślę, że w kadrze zawodnicy grają dobrze. Szczególnie na mojej pozycji i grają w ligach zagranicznych, tak że przede wszystkim to oni muszą być brani pod uwagę. To oni dostają szansę i często ją wykorzystują tak jak ostatnio Damian Szymański, który po kontuzji długo do siebie wracał. Gra w lidze greckiej, która jest mocna, a niedawno strzelił bramkę Anglikom. Dostał szansę i ją wykorzystał.
Jesteś realistą czy marzycielem?
Raczej realistą (śmiech).
W takim razie uważasz, że masz jeszcze szansę na powołanie do reprezentacji Polski?
Myślę, że nie.
Aktualnie konkurencja w środku pola jest bardzo duża.
Młodzi zawodnicy świetnie się prezentują i grają dobry futbol.
Mam jeszcze kilka luźniejszych pytań. Gdybyś mógł zmienić w swoim życiu, w swojej karierze jedną rzecz – co by to było?
(cisza, a po chwili śmiech) Ciekawe, myślę, że w sumie wszystko mi pasuje i to, jak toczy się moja kariera. Gdy zaczynałem swoją karierę w Lagionovii, jakby mi ktoś kiedyś powiedział: „Za kilka lat będziesz kapitanem klubu w ekstraklasie i zagrasz tam ponad 200 meczów”, to powiedziałbym mu: „Chłopie, co ty mówisz? Nie wierzę”. Tak jak powiedziałem, jestem realistą i wszystko to, co mam, trzeba docenić. Nie chciałbym naprawdę nic zmieniać.
Była kiedyś oferta przejścia do innego klubu z ekstraklasy?
Jakieś pogłoski może były, ale konkretnej oferty z ekstraklasy raczej nie było. Dużą rolę gra to, że powiedziałem, że w ekstraklasie nie chcę zmieniać klubu. Raczej zagranica.
Załóżmy, że jest mecz Polska – Ukraina. Komu kibicujesz?
Reprezentacji Polski.
Jest jakieś miejsce, które najbardziej chciałbyś zwiedzić?
Stany Zjednoczone, może Kanada.
Jaki jest najlepszy piłkarz, z którym miałeś okazję grać, trenować?
Akurat w kadrze udało mi się zagrać z Robertem Lewandowskim. Jeżeli chodzi o klub, to Konstantin Vassiljev i Jesus Imaz.
Muszę oto zapytać (śmiech). Powiedziałeś o Robercie Lewandowskim, wielu zawodników, którzy mieli okazję porównać na treningu Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego, wskazuje, że to ten drugi wygląda lepiej w grach treningowych.
Właśnie tak myślałem (śmiech). Piotr Zieliński też zrobił na mnie wielkie wrażenie, gdy tu przyjechałem, patrzę i mówię „Pan Piłkarz”. Robi to ogromne wrażenie, bo jest fenomenalnie wyszkolony. Zacząłeś mówić i myślę sobie: kurde, dlaczego ja Ci nie powiedziałem Zielińskiego (śmiech).
A jaki był najlepszy piłkarz „treningowy”, z którym miałeś okazję trenować? Chodzi mi o zawodnika, który nie potrafił przenieść swoich umiejętności z treningu na mecz.
Właśnie teraz mi się przypomniało: gdy graliśmy w Legionowie, był u nas taki zawodnik – Wolski. Brat Rafała [Paweł Wolski, obecnie Broń Radom – przyp. red.]. Na treningach naprawdę chłopak był niemożliwy, nie do zatrzymania, a w meczu nie mógł wykorzystać tego potencjału. Zawsze się dziwiłem. Na treningach mógł wziąć trzech, czterech zawodników i wszystkich ogrywał, a w spotkaniu mu nie szło, choć potencjał miał naprawdę bardzo duży.
Który z trenerów miał na Ciebie największy wpływ?
Nie lubię wyróżniać trenerów, bo na przykład trener Papszun dał mi szansę, trener Probierz dał mi szansę w ekstraklasie i dał rozwijać się tutaj. Gdy przyszedł trener Mamrot, udało mi się wejść na szczyt mojej formy. Kiedy dostawałem powołanie do reprezentacji to właśnie wtedy kiedy trener [Ireneusz Mamrot – przyp. red.] był. Tak chciałbym ich wyróżnić.
Jakie miejsce na koniec sezonu Cię usatysfakcjonuje?
Chciałbym pierwszą szóstkę.