Górnik Polkowice w tym sezonie z trudem walczy o utrzymanie w I lidze. Jednak trzeba zauważyć, że gra tej drużyny mocno poprawiła się od czasu rozpoczęcia rundy wiosennej. O szansach Górnika na utrzymanie, ale też o obowiązku wystawiania młodzieżowca oraz kibicowaniu w Polsce rozmawiamy z trenerem Szymonem Szydełką.
Szymon Szydełko objął swoje stanowisko w grudniu 2021 roku. Zastąpił na nim Pawła Barylskiego, który w rundzie jesiennej wygrał z Górnikiem tylko jeden mecz. Wcześniej Szydełko pracował m.in. w Hutniku Kraków i Stali Stalowa Wola.
Objął Pan stanowiska trenera Górnika w grudniu ubiegłego roku. Jak ocenia Pan progres zespołu od tego czasu?
Myślę, że zespół zrobił bardzo duży progres. Całkowicie zmieniliśmy organizację gry. Drużyna miała wiele zakorzenionych nawyków, które wprowadziły ją do pierwszej ligi, lecz potem one już nie funkcjonowały. Patrząc na to, że Górnikowi przyszło mierzyć się ze znacznie lepszymi rywalami, trzeba było przeorganizować zespół i dostosować go do wymogów ligi. Teraz widać zmianę sposobu gry i jestem z tego zadowolony. Nie bardzo zadowolony, bo jeszcze trochę pracy przed nami, ale zawodnicy rozumieją, o co chodzi, i idziemy w dobrym kierunku. Niestety, tych kolejek jest wiosną mało i pomimo progresu do samego końca musimy walczyć o utrzymanie.
Co jeszcze można poprawić? Bo, nie oszukujmy się, trzeba zebrać dużo punktów w najbliższych meczach.
Zadanie jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Mamy świadomość sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Najprostszą receptą jest wygrywanie meczów. Musimy grać mądrze i ostrożnie z tyłu. Musimy też wiedzieć, w którym momencie zaryzykować i postawić na ofensywę, aby zdobywać punkty. Remisami już za daleko nie dojedziemy.
Sugeruje się Pan swoimi doświadczeniami z Hutnika Kraków?
Sugeruję się, bo tam też była walka o utrzymanie. Trzeba dodać, że tam mieliśmy do rozegrania zaległy mecz z jesieni, co dawało nam pewne możliwości. Jeśli chodzi o same podejście do meczów, to faktycznie sugeruję się Hutnikiem. Używam narzędzi, które wtedy mi pomogły. Wiadomo, że każdy jest inny i ma swoją specyfikę. Różni się podejście do utrzymania. Myślę, że wiele rzeczy jest podobnych, ale nie takich samych.
Musimy się dostosowywać do środowiska i wymogów, z jakimi się mierzymy. Tutaj wszyscy chcą utrzymania i do tego dążymy. Na samym starcie była świadomość, że sytuacja jest trudna. Swoimi występami doprowadziliśmy do tego, że jeszcze przed meczem z Puszczą włączyliśmy się w bezpośrednią walkę o utrzymanie. Wszystko było w naszych rękach, ale przegraliśmy to spotkanie. Teraz musimy patrzeć na siebie i na wyniki innych drużyn.
Nie ma Pan wrażenia, że w rundzie wiosennej można było zdobyć więcej punktów? Niektóre mecze remisowe były do wygrania.
Były, ale możemy tak gdybać. Mieliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę w Tychach, ale w drugiej zabrakło nam jakości i nie dobiliśmy przeciwnika. Żałujemy też meczu ze Skrą, ponieważ przy wyniku 1:1 mieliśmy dobrą sytuację, ale nasz zawodnik nie trafił do bramki z czterech metrów. Chwilę potem straciliśmy gola i do samego końca musieliśmy grać o remis. Jest niedosyt. Zawsze chciałoby się więcej, ale to jest bardzo wyrównana liga. Tutaj każdy może wygrać z każdym.
Czy w momentach kryzysowych nie korci Pana, żeby mocniej pokombinować z taktyką i nie porzucić ustawienia z wahadłowymi?
Już z Puszczą przeszliśmy na czwórkę z tyłu, bo wymusiła to na nas sytuacja. Chcieliśmy być elastyczni. Jednak zespół musi widzieć, że trener jest konsekwentny i wie, w którą stronę dążyć. Każda zmiana ustawienia, do której zawodnik nie jest przekonany bądź jest dla niego nowością, wywołuje u niego wątpliwości. Jakieś kombinacje nie budują pewności zespołu na boisku.
Krążymy wokół Hutnika i spraw z nim związanych. Stamtąd przyszedł też Abdallah Hafez. Wydaje się, że jest to zawodnik odpowiedni dla drużyny grającej o utrzymanie: agresywny, zadziorny i z niezłą techniką.
Mam przyjemność pracować z tym zawodnikiem już od dłuższego czasu. To dobrze wyszkolony technicznie zawodnik, który szybko uczy się taktyki. Miał w tym duży deficyt, kiedy przyjechał do Polski. Bardzo chce się rozwijać. Czy jest odpowiedni dla drużyny grającej o utrzymanie? Byłby dobry dla każdej drużyny. Jak mam być szczery, teraz gra dużo lepiej niż w Hutniku. Gra na lepszych boiskach, a do tego ma wokół siebie lepszych zawodników. Uważam, że ten transfer jest bardzo trafiony. Za jakiś czas inne kluby na pewno będą się nim interesowały, bo to jest jedna z jaśniejszych postaci w rundzie wiosennej.
Jak przebiegała jego aklimatyzacja w Górniku?
Nie było żadnych problemów. Hafez jest zawodnikiem pogodnym i niestwarzającym żadnych problemów. Potrafi się wkomponować w zespół. W Polsce przebywa trzeci rok, więc bardzo dużo rozumie. Stara się mówić po polsku. Komunikacja nie stwarza nam żadnych problemów. Został dobrze przyjęty przez szatnię. Poza tym zespół widzi, kiedy zawodnik broni się na boisku, i dzięki temu jego akcje w zespole idą w górę.
Nie bez powodu pytam o Hafeza. Kiedy z nim rozmawiałem, pochwalił Pańskie podejście do relacji z zawodnikami.
To bardzo się cieszę. Jestem sobą i nie robię żadnych rzeczy na pokaz. Jeśli on tak to odbiera, to jestem szczęśliwy, bo komunikacja jest bardzo potrzebna w pracy trenera. Czasem trudno jest rozmawiać z zawodnikiem, jeśli się np. nie bierze go do kadry. Bo co wtedy można mu powiedzieć? Wtedy piłkarz na pewno ma spore pretensje i czego bym nie powiedział, zostanie to źle odebrane. Dlatego takich rozmów staram się unikać. One do niczego nie prowadzą. Jednak jeżeli zawodnik rywalizuje o grę, to wiadomo, że ten kontakt się utrzymuje. Piłkarzem, który chce rozmawiać, łatwiej jest posterować na boisku.
Cieszę się, że Hafez ma taką opinię i liczę, że w przyszłości będzie spotykał takich trenerów, którzy będą z nim rozmawiali. On lubi przyjść, porozmawiać i posłuchać, jaki jest plan na dany mecz. Dużo czasu spędzamy na rozmowach indywidualnych, co na pewno dobrze wpływa na jego granie.
Abdallah Hafez: Polska to świetne miejsce do rozpoczęcia kariery [WYWIAD]
A jak wyglądają Pańskie relacje z Antonim Kozubalem?
Nasze relacje są trochę służbowe. Jednak Antek też jest zawodnikiem, który chce rozwoju i przyswaja wszystkie rady. Jest to zawodnik cichy i skoncentrowany na swojej pracy. Nie skupia się na tym, żeby być najgłośniejszy w szatni. On mocno patrzy na to, żeby wyrobić sobie markę przez wyłącznie sportową postawę. To jest jego duży atut. Jednak rozmawiamy praktycznie wyłącznie na tematy piłkarskie.
Z piłkarzami często Pan wychodzi na tematy pozapiłkarskie, czy jednak woli pozostawać przy piłce?
Różnie to bywa. Jeżeli wiem, że zawodnik ma jakieś problemy lub jego głowa jest czymś zaprzątnięta, to z nim rozmawiam. Nie staram się robić tego na siłę, ale jeśli mamy czas lub przestrzeń, żeby odbyć luźną pogawędkę, to też nie odcinam się. Aby rozmawiać na takie tematy, też trzeba dobrze znać zawodnika i wiedzieć, czym interesuje się pozasportowo.
Czy w Pana opinii Kozubal po powrocie do Lecha będzie potrzebował kolejnego wypożyczenia, czy może powalczy o pierwszy skład?
Trudno mi powiedzieć. W Lechu jest duża rywalizacja, a jego pozycja mocno obsadzona. Niełatwo przebijać się młodym zawodnikom. Zadania nie ma prostego. Jednak inne wypożyczenia też nie są dla niego dobrym rozwiązaniem. Jeśli Lech chce na niego stawiać, to właśnie najlepszy moment. Można mówić, tak jak o Zielińskim, że jest perspektywiczny, ale potem te lata zaczynają uciekać i trzeba przestać tak mówić. Antek jest już gotowy grać na najwyższym poziomie, tylko kwestia, czy ktoś będzie miał odwagę na niego postawić. W Lechu presja jest bardzo duża, ale mam nadzieję, że dostanie swoją szansę.
Będę z tego zadowolony, bo mogłem mu pomóc dostać się na ten poziom. Jest też to zawodnik z Podkarpacia. Kiedy pracowałem w Karpatach Krosno, miałem młodego Antka na testach motorycznych. Z tego mogłaby się ułożyć fajna historia i życzę mu jak najlepiej. Swoją pracą prędzej czy później na to zasłuży. Mówimy tu, nie boję się tych słów, o karierze europejskiej.
Czyli nie jest Pan zwolennikiem teorii, że młody piłkarz potrzebuje czasu?
Uważam, że młody i dobry zawodnik nie potrzebuje czasu. On musi grać. Bardzo często u nas w klubach, zwłaszcza przy tym nieszczęsnym Pro Junior System, uważa się, że młody zawodnik jest gotowy, bo się zarobi na nim pieniądze. A on zwykle wcale nie jest gotowy. Uważam, że to jest robienie krzywdy i zawodnikowi, i piłce nożnej w Polsce. Boisko szybko go zweryfikuje. Jednak jeśli piłkarz jest gotowy, trzeba go jak najszybciej wrzucać na głęboką wodę. Jeżeli w pierwszej lidze, nie od razu, ale taki zawodnik się wyróżnia, to jest w stanie obronić się też w ekstraklasie. Wiadomo, że pozostaje przeskok poziomów, ale młodzi bardzo szybko się uczą.
Z tego rozumiem, że jest Pan przeciwnikiem obowiązku wystawiania młodzieżowca w pierwszym zespole.
Tak, nie będę ukrywał, że to jest przepis, który obniża poziom polskiej piłki. Jeżeli byłaby dowolność, że jeśli ktoś chce, to może mieć z tego profit, kosztem spadku jakości i podjęcia większego ryzyka, wtedy mi się podoba. Ale jeśli ktoś z góry narzuca taki przepis, a potem ktoś lepszy, ale zwykle rok starszy, siedzi na ławce i na tym cierpi, to o czym my mówimy? Przepis jest dobry, ale nie powinno być przymusu gry młodzieżowca. Jeżeli z tego może być profit i ktoś tego chce, to dobrze. Jednak jeśli ktoś chce grać starszymi zawodnikami? Ilu mamy bramkarzy, którzy nie mogą znaleźć miejsca w danym klubie i schodzą coraz niżej, bo do bramki upycha się młodzieżowca? On pobroni do końca wieku młodzieżowego, a później bierze się następnego na jego miejsce. Tacy piłkarze często kończą gdzieś w ligach regionalnych.
Zwolennicy tego przepisu mówią, że młody piłkarz może się jednak przez taki zabieg rozwinąć, co zaprocentuje w przyszłości.
Ten system jest już z dziesięć lat [Pro Junior System – przyp. red.]. Ilu zawodników wypromował? Bo jeżeli coś nie przynosi efektów przez dłuższy okres, a my jako polski futbol stoimy w miejscu od kilkunastu lat, to po co to utrzymywać? Same kwalifikacje do światowych imprez, kiedy reprezentacja jest oparta na zawodnikach z zewnątrz, nie są dla mnie odzwierciedleniem poziomu polskiej piłki. Są nim europejskie puchary. Ilu naszym zawodnikom udało się zmienić polską piłkę? Trzem czy czterem udało się, ale ich tak naprawdę wypromowały największe akademie w Polsce. Reszcie, jeśli mam być szczery, ten przepis nie przyniósł takich efektów, jakie miał przynieść. To jest moje zdanie, ale każdy ma prawo do swojej wypowiedzi.
Rozumiem. Celowo o tym wspomniałem, żeby usłyszeć Pańskie argumenty.
Jest też druga sprawa. Co powiedzieć, gdy drużyna nie ma już szans na utrzymanie i ostatnich dziesięć meczów w sezonie rozgrywa się młodzieżowcami, aby zarobić pieniądze? Albo kiedy drużyna wywalczy utrzymanie, tak jak Olimpia Elbląg dwa lata temu, a potem nagle zaczyna grać młodzieżą i oddaje punkty wszystkim dookoła? Innym przykładem jest teraz Sokół Ostróda, który nie ma pieniędzy na zespół, ale dalej gra w lidze, żeby zarobić te 550 tysięcy na młodzieżowcach. Jaki to ma sens? To jest głupota.
Może nie każdy z tych chłopaków zrobi karierę, ale dla kilku z nich może to być cenne doświadczenie. Kiedy Legia o nic nie gra i wystawia młodych zawodników, to dla nich wciąż jest profit.
Kiedy Legia o nic nie gra? Teraz chyba pierwszy raz od 20 lat o nic nie gra.
Jednak wcześniej Legia wygrywała. Gdy zapewniła sobie mistrzostwo, potrafiła później na parę meczów wystawić młodszych zawodników i później im to pomagało.
Ilu zawodników Legia wypromowała? Legia umie promować bramkarzy, z tym się zgodzę.
Jest Karbownik. Z bramkarzy ostatnio wypromował się Majecki.
Majecki grał wcześniej w Stali Mielec. Do tego Legia, również Lech i Zagłębie, zawsze ściągają najlepszych młodzieżowców z Polski. Zjawiński czy Ciepiela, z którymi miałem przyjemność pracować, za późno dostali szansę. Zjawiński teraz broni się w pierwszej lidze, a Ciepiela wchodził do Legii bardzo późno. Ale oni to dla mnie ciągle mało, jeśli chodzi o korzyści z tego przepisu. Uważam, że problemem w Polsce są też obcokrajowcy i tam powinny być wprowadzone nowe normy.
Na czym dokładnie polega ten problem?
Proste – na zbyt dużym zaufaniu do menedżerów. To też wynika z naszego podejścia mentalnego do życia. Uważamy, że to, co jest z zewnątrz, jest lepsze. Często tak jednak nie jest. To, co jest na nagraniu bądź na Instacie, bo tak się często ocenia zawodników, nie odzwierciedla, jak w danym klubie piłkarz będzie wyglądał. Z powodu Pro Junior System wielu chłopaków promujemy tylko przez pierwsze dwa lata. Potem były młodzieżowiec chce wejść do piłki seniorskiej i blokuje go obcokrajowiec.
Jak temu przeciwdziałać?
Ja nie jestem pracownikiem PZPN-u. Na pewno są jakieś rozwiązania. Mnie osobiście bardzo podoba się rozwiązanie, gdzie byłaby pula na cała ligę i, w przeciwieństwie do Pro Junior System, kluby byłyby nagradzane, jakby na boisku przebywał zawodnik z polskim paszportem. Można mieć dużo obcokrajowców, bo jest wolny rynek, ale dla dobra polskiej piłki trzeba wprowadzić jakąś nagrodę za granie Polakami. Dany przepis najlepiej promować pieniędzmi, bo to działa na wszystkich.
Chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do Górnika i innego zjawiska na polskich boiskach. Podczas meczu w Olszynie ze Stomilem kibice gospodarzy byli niezadowoleni z gry swoich piłkarzy i regularnie ich wygwizdywali. Z kolei Waszych zawodników oklaskiwali.
Muszę przyznać, że ja z boku czułem tę energię. Może to było ironiczne w kierunku Stomilu, ale nam też się grało lepiej. Mieliśmy trybuny za sobą i dzięki temu potem strzeliliśmy czwartą bramkę. Dziwna sytuacja.
Ja swego czasu przeżyłem dość podobną sytuację w Stali Stalowa Wola. Mieliśmy bardzo dobrą rundę, zdobyliśmy 42 punkty, odkąd tam przybyłem. Liga kuriozum, bo 46 punktów nie dało nam utrzymania. W przedostatniej kolejce pokonaliśmy GKS Katowice i kibice bili nam brawa na stojąco, bo mieliśmy utrzymanie praktycznie w garści. Później przyszedł mecz z Pogonią Siedlce. Początek mieliśmy doskonały, strzeliliśmy w poprzeczkę podczas stuprocentowej sytuacji. Później mój zawodnik popełnił błąd i straciliśmy bramkę na 1:0. Wyszliśmy na drugą połowę i chcieliśmy odrabiać straty. Zawodnik Pogoni strzelił gola w samo okienko. Potem przegraliśmy 3:0, ale chcieliśmy jeszcze walczyć o wynik i utrzymanie. Nagle usłyszałem z trybun doping dla Siedlec i wyśmiewanie się z nas. Trzy dni wcześniej dostaliśmy owację na stojąco.
Kibic powinien być z klubem na dobre i na złe. Skończyły się czasy, że ktoś sprzedaje mecze. Teraz takich rzeczy nie ma. Każdy chce wygrać. Jak kibole na swoich ustawkach nieraz dostaną po głowie, to piłkarze się nad nimi nie pastwią, tylko po meczu i tak podchodzą do trybun. Tak powinno być w dwie strony. Ciśnięcie po swoich zawodnikach nie pomaga. Kibice, którzy często mówią o sprawach związanych z honorem, powinni przestrzegać się przed robieniem takich rzeczy.
Stomil Olsztyn w grze o utrzymanie. Co czeka drużynę z Warmii?
Ostatnio było dość głośno o „rozmowie wychowawczej” dla piłkarzy Śląska.
Umówmy się, od tego jest zarząd. Co ma dać takie straszenie? Tutaj też wracamy do obcokrajowców. Zawodnik z zewnątrz, po takiej sytuacji, na następny dzień pakuje się i już go nie ma. Jakbyś miał swojego zawodnika i chciałbyś mu coś takiego zrobić, on też inaczej by do tego podchodził. Jednak wciąż uważam, że to do niczego nie prowadzi. Teraz każdy na tym poziomie jest profesjonalistą i pracuje jak najlepiej dla swojego zespołu. Takie „straszanki” jeszcze nikomu nie pomogły, a bardzo często paraliżują.
Czy presja kibiców kiedykolwiek wpłynęła na Pańską decyzję, choćby o zmianie zawodnika w końcówce meczu?
Nie, nigdy. Może była taka sytuacja, że kiedy byłem początkującym trenerem, a moja drużyna wysoko wygrywała, kibice domagali się, żeby wpuścić młodego zawodnika. Wynik był ustalony, więc po rozmowie z asystentem poszliśmy wtedy za głosem tłumu. Jednak do wymuszenia zmiany, bo kibice kogoś nie lubili, nigdy nie doszło.
Pamięta Pan, w którym klubie zdecydował się wpuścić tego młodego zawodnika za namową kibiców?
Właśnie nie pamiętam. Nie wiem, czy to nie było w Resovii, kiedy graliśmy młodzieżą. Pamiętam, że mieliśmy dobry wynik i wtedy mogliśmy sobie na to pozwolić. Mieliśmy dużo utalentowanych zawodników, którzy cały czas pukali do pierwszej drużyny.
Jaka będzie Pańska przyszłość w przypadku spadku Górnika Polkowice?
Rozmawiamy z prezesem o przyszłości. Mamy przygotowane dwa warianty. Podpisując kontrakt, braliśmy je pod uwagę. Na chwilę obecną staramy się działać na dwa sposoby. I i II liga będą się różnie zaczynać. Ze względu na mistrzostwa świata w Katarze mogą być rozbieżności w terminarzu. Dlatego mamy dwie listy celów transferowych. Jesteśmy przygotowani na każdą sytuację. Nie możemy tracić choćby minuty.
Czyli nie obawia się Pan podzielenia losu trenera Banasika?
Nie obawiam się. Jak zrobię taki wynik jak trener Banasik, to tym bardziej nie będę się obawiał. Swoją drogą to jest dziwna decyzja. Pokazuje ciemną stronę pracy trenera. Ktoś dobrze wykona swoją robotę, a ona zostanie później oceniona w inny sposób. Nie wiemy, co się tam wydarzyło. Decyzję zarządu trzeba uszanować, ale dla samego trenera nie jest to miłe doświadczenie.