Szymkowiak: Wyjątkowa Liga Mistrzów


22 marca 2010 Szymkowiak: Wyjątkowa Liga Mistrzów

Zadebiutował w polskiej ekstraklasie, mając zaledwie 17 lat, a dwa lata później zdobył z Widzewem Łódź mistrzowski tytuł. Odnosił wielkie sukcesy również w barwach krakowskiej Wisły, zaliczył udany epizod w lidze tureckiej, był także etatowym reprezentantem Polski. O swojej piłkarskiej przygodzie z dziennikarzami portalu iGol.pl, Tomaszem Bejnarowiczem i Mateuszem Stanaszkiem, rozmawiał Mirosław Szymkowiak.


Udostępnij na Udostępnij na

Od ponad 12 lat żaden polski zespół nie potrafi zakwalifikować się do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Pan miał to szczęście występować w tych elitarnych rozgrywkach. Jak Pan wspomina grę w Champions League w sezonie 1996/1997 w barwach Widzewa Łódź?

Mirosław Szymkowiak odnosiły wielkie sukcesy w swojej karierze. Teraz swoją wiedzę przekazuje młodym zawodnikom
Mirosław Szymkowiak odnosiły wielkie sukcesy w swojej karierze. Teraz swoją wiedzę przekazuje młodym zawodnikom (fot. Rafał Machno/akademia-piłkarska21.pl)

Oczywiście bardzo się cieszę, że miałem możliwość gry w tak prestiżowych rozgrywkach. Dla mnie osobiście to było wielkie przeżycie. Każdy zawodnik, który występował w Lidze Mistrzów, jest zdania, że to są spotkania wyjątkowe. Graliśmy w Madrycie, Dortmundzie, Bukareszcie, pełne trybuny, niezapomniana atmosfera.

Niestety, polski zespół uplasował się ostatecznie na 3. miejscu w tabeli i odpadł z dalszych rozgrywek…

Mieliśmy zgraną, dobrą ekipę, która w każdym meczu była równorzędnym przeciwnikiem dla rywali. W spotkaniach na wyjeździe z Borussią i Atletico stworzyliśmy sobie wiele sytuacji podbramkowych, niestety, nieznacznie przegraliśmy odpowiednio 1:2 i 0:1 i nie awansowaliśmy dalej. Łącznie zagrałem w Lidze Mistrzów sześć spotkań i była to dla mnie bardzo ważna przygoda.

W tamtym okresie drużyna z Łodzi królowała w polskiej ekstraklasie, występowało w niej wielu znakomitych zawodników. Jak Pan się czuł, jako młody gracz, w tak doborowym towarzystwie?

Byłem najmłodszym zawodnikiem w Widzewie. Pamiętam, że gdy przychodziłem do łódzkiego zespołu, miałem 18 lat. W szatni zawodnicy, których wcześniej widziałem tylko w telewizji, reprezentanci Polski – Marek Bajor, Tomasz Łapiński, Andrzej Woźniak czy Ryszard Czerwiec. Nie czułem jednak nawet grama niechęci, zostałem świetnie przyjęty. Niezależnie od wieku, wszyscy byli traktowani na równi. Atmosfera była znakomita, wyniki również.

Z Widzewa trafił Pan do innej wielkiej firmy – Wisły Kraków. Zmiana była jednak dla Pana widoczna?

W Widzewie czasami zdarzały się problemy z pieniędzmi, były takie okresy, gdzie czekaliśmy na wypłaty kilka miesięcy. W Krakowie było już zupełnie inaczej, wszystko świetnie zorganizowane, mogłem się skupiać tylko na treningach i meczach. Tak, jak to jest w dobrych, zagranicznych klubach. To, co jednak łączyło oba zespoły to z pewnością dobra atmosfera w drużynie.

Pod Wawelem wielką pracę wykonał Henryk Kasperczak. Jak Pan wspomina współpracę z tym doświadczonym szkoleniowcem?

Henryk Kasperczak potrafił z nami rozmawiać, miał do nas świetne podejście, nawet gdy przegrywaliśmy z jakimś rywalem do przerwy, to nie wytykał nam błędów, tylko na spokojnie tłumaczył co mamy poprawić. Pamiętam jak trener przed każdym spotkaniem przypominał nam, że mamy grać ofensywnie, do przodu.

Po udanej grze w zespole „Białej Gwiazdy”  przyszedł czas na wyjazd zagraniczny. Co pozytywnego Pan zapamiętał z pobytu w Turcji?

Szymkowiak miło wspomina swój pobyt w Trabzonie
Szymkowiak miło wspomina swój pobyt w Trabzonie (fot. trabzonspor.org.tr)

Wspominam okres mojego pobytu w Turcji bardzo dobrze, choć nie ukrywam, że dla Europejczyka pobyt w Trabzonie to jest niecodzienna sprawa. Gdy w pierwszym okresie walczyliśmy z zespołem o mistrzowski tytuł, tak naprawdę nie mogłem wyjść spokojnie na ulicę. Obojętnie w jakim mieście byłem, wszyscy mnie rozpoznawali. Na lotnisku nie nosiłem bagaży, nie stałem w żadnych kolejkach. Nieraz się zdarzało, że byłem podrzucany do góry (śmiech).  Kibice reagowali bardzo emocjonalnie, przeżywali każde nasze spotkanie. Nie zapomnę tego, co działo się na meczach z Fenerbahce, tłumy kibiców, wielka presja, coś wspaniałego.

Czasami jednak w Turcji było niebezpiecznie…

Gdy te najbardziej utytułowane zespoły, które co roku walczą o mistrzostwo kraju, przegrają dwa, trzy spotkania z rzędu, to wtedy kibice wpadają w furię. W Trabzonie było podobnie, były trudne momenty, tak jak po porażce w eliminacjach Ligi Mistrzów z Anorthosisem Larnaka. Siedzieliśmy kilka godzin w szatni, bo czekało na nas przed klubem kilka tysięcy wściekłych kibiców. Zdarzało się również po meczach, że leciały szyby w autobusie.  Byli zawodnicy, którzy wytrzymali w takich trudnych warunkach tylko pół roku, na przykład Brazylijczyk Marcelinho. Ja w pewnym momencie po prostu się do tego przyzwyczaiłem.

W polskiej prasie swego czasu pojawiły się informacje na temat Pańskiego transferu do Juventusu Turyn. To była zwykła plotka dziennikarska, czy było coś na rzeczy?

Włosi znali mnie już wcześniej z występów w juniorskich reprezentacjach Polski. Grałem przeciwko takim graczom jak Gianluigi Buffon, Franceso Totti czy Cristiano Lucarelli. Na dodatek później wielokrotnie mierzyłem się z drużynami z Serie A w europejskich pucharach, z Interem Mediolan, AC Parma, Lazio Rzym i Udinese Calcio. Wysłannicy Juventusu przyjechali na kilka spotkań Trabzonsporu, ja w tym czasie zagrałem dobre zawody i pojawiły się momentalnie artykuły w tureckich gazetach na temat tego, że Włosi chcą kupić Szymkowiaka. Miałem ofertę również bardzo lukratywną z Galatasaray Stambuł, ale działacze powiedzieli mi, że taki transfer nie jest możliwy.

W 2007 roku nieoczekiwanie wrócił Pan do Polski i zakończył karierę. Czym była ta decyzja spowodowana?

Niestety, zaczęły mi doskwierać kontuzje, miałem za sobą kolejne operacje, kolejne zastrzyki przeciwbólowe. Pamiętam, w październiku zaprosiłem na spotkanie mojego menadżera, rodzinę i oznajmiłem, że kończę karierę i nie będę grał już zawodowo w piłkę. Jestem zadowolony z mojej decyzji, bo wiem, że nie prezentowałbym już tak wysokiego poziomu jak wcześniej. Schodzenie schodkami w dół, dogrywanie kariery w niższych ligach, to byłoby nie w moim stylu.

Ostatecznie został Pan przy futbolu, jednak już w zupełnie innej roli…

W pierwszym roku mojej pracy w Canal+ czasami się nawet zdarzało, że któryś z zawodników żartobliwie mówił, żebym rzucił ten mikrofon i wrócił na boisko (śmiech). Na początku był lekki stres, ale teraz jest już wszystko ok, wiem, jak się przygotowywać do konkretnego meczu, programu. Tak jak w piłce, z czasem nabieramy doświadczenia. Cieszę się, że nadal jestem blisko futbolu, jeżdżę na mecze, oglądam spotkania. Na dodatek wspólnie z Markiem Koniecznym i Tomaszem Frankowskim prowadzimy szkółkę piłkarską. Jest to wspaniała sprawa, pracować z tak młodymi zawodnikami. Chłopcy świetnie się rozwijają, nie tylko pod względem piłkarskim. Cieszy to, że chętnych do nauki gry w piłkę nie brakuje.

Więcej o Akademii Piłkarskiej 21 im. Henryka Reymana przeczytacie już niebawem tylko na portalu iGol.pl. Zapraszamy!

Komentarze
~kristof (gość) - 15 lat temu

zazdroszcze wywiadu, z Szymka był ekstra zawodnika

Najnowsze