W ćwierćfinale Pucharu Anglii Manchester City podejmował na własnym stadionie Wigan Athletic. Drużyny te spotkały się już w tym sezonie i późniejsi triumfatorzy Capital One Cup gładko poradzili sobie w sierpniu, pokonując drugoligowców 5:0. Trudno było przypuszczać, by niedzielne spotkanie miało zakończyć się innym wynikiem niż zwycięstwo „The Citizens”. Jednak w poprzedniej edycji tego pucharu to właśnie Wigan Athletic zwyciężyło nad City i zdobyło Puchar Anglii, więc mecz zapowiadał się niezwykle ciekawie.
Równo tydzień temu podopieczni Manuela Pellegriniego rozpoczęli zbieranie owoców swojej ciężkiej pracy. Po zwycięstwie nad Sunderlandem zdobyli Puchar Ligi Angielskiej i, do dzisiaj, byli murowanymi faworytami do zwycięstwa w Pucharze Anglii. Na drodze do kolejnego pucharowego zwycięstwa stanęli im, ponownie, zawodnicy Wigan, którzy pokazali światu, jak grać z najsilniejszymi przeciwnikami i pokonali „The Citizens” 2:1. Po taktycznie świetnie rozegranym spotkaniu Wigan Athletic pozostawiło kilkadziesiąt tysięcy kibiców na Etihad Stadium w niedowierzaniu. Półfinałowym przeciwnikiem drugoligowej drużyny będzie Arsenal Londyn, a mecz zostanie rozegrany w drugi weekend kwietnia na Wembley.
Pierwsze minuty pokazały, że Wigan nie boi się faworyzowanego przeciwnika. To zespół Uwe Roslera atakował i już w 2. minucie zagroził bramce strzeżonej przez Pantilimona. Pierwszy atak ze strony „The Citizens” nastąpił w 8. minucie, ale po zagraniu ręką Micah Richardsa sędzia podyktował rzut wolny. Mecz przez pierwszy kwadrans wcale nie wyglądał jak spotkanie pomiędzy pierwszoligowcem a reprezentantem niższej klasy rozgrywkowej. Wigan starało się atakować, jednak świetnie spisywała się obrona gospodarzy spotkania. Po drugiej stronie boiska nieporadnie próbowali zadziałać napastnicy Manchesteru City. Nie potrafili rozegrać piłki, podania; zwykle idealnie trafiające tam, gdzie piłkarze sobie zażyczyli, dzisiaj były ociężałe i niecelne. Nie bez przyczyny: defensywa Wigan dobrze się ustawiała i skutecznie przeszkadzała atakującym przeciwnikom. W 22. minucie Yaya Toure świetnie podał prostopadłą piłkę do Jesusa Navasa, który posłał futbolówkę pod nogi obrońcy Wigan. Na szczęście Carson, bramkarz gości, był na posterunku i nie musiał wyjmować piłki z siatki. Ta sytuacja obudziła „The Citizens”. Już w kolejnej minucie podobna akcja przyniosła gospodarzom rzut rożny, jednak po jego wykonaniu obrońcy zdołali wybić piłkę na aut. Po tym stałym fragmencie gry Sergio Aguero postanowił spróbować swoich sił w dryblingu i znów zagotowało się pod bramką Scotta Carsona. Próbował również Alvaro Negredo, ale wrzutka Samira Nasriego była za wysoka i Hiszpan nie zdołał skierować piłki do siatki. Po etapie gry, kiedy zdecydowanie przeważało City, Wigan zdołało przeprowadzić jeden kontratak. Demichelis popełnił błąd i sfaulował wbiegającego w pole karne Marca-Antoine’a Fortune, co zaowocowało rzutem karnym. Do piłki podszedł Jordi Gomez i pewnie umieścił futbolówkę w siatce. Niespodziewanie od 27. minuty to drużyna skazywana na pożarcie prowadziła z jednym spośród obecnie najlepszych zespołów na świecie.
Manchester City szybko otrząsnął się z szoku i powrócił do zażartych ataków na bramkę Carsona, jednak Wigan Athletic zaczęło grać bardzo dojrzałą piłkę. Zamiast cofnąć się do obrony i liczyć na to, że jakoś zdołają przetrwać oblężenie, piłkarze wyszli wysoko i przeszkadzali rywalowi w konstruowaniu składnych akcji. Dopiero w 37. minucie indywidualnym atakiem popisał się Samir Nasri, lecz jego strzał minął bramkę Wigan. Na boisku zaczęło robić się nerwowo, szczególnie w szeregach City. McManaman został sfaulowany przez Richardsa, ale utrzymał się przy piłce. Piłkarz City stwierdził, że gracz Wigan nie powinien był dalej biec z piłką i postanowił ponowić swoje próby sprowadzenia do parteru pomocnika gości. Po szybkiej wymianie zdań udało się jednak zapanować Anthony’emu Taylorowi, sędziemu spotkania, nad nerwami zawodników i piłkarze powrócili do gry. Wigan postanowiło się odgryźć i nie pozostawać dłużne.
Ostatnie kilka minut pierwszej części spotkania zawierało więcej interwencji sędziego i sztabu medycznego niż faktycznej gry w piłkę. City próbowało jeszcze zaatakować, ale nie zmieniało to faktu, jakim było prowadzenie gości i niedowierzanie kilkudziesięciu tysięcy kibiców na Etihad Stadium. Zespół Wigan kąsał przeciwnika, gryzł murawę i robił to na tyle umiejętnie, że Manchester City nie był w stanie sobie z nim poradzić. Przynajmniej nie w pierwszej połowie, która została zakończona po kilku następujących po sobie rzutach rożnych pod bramką Pantilimona i dwóch doliczonych minutach gry.
Drugą połowę gospodarze rozpoczęli bez zmian, z kolei w Wigan w miejsce Chrisa McCanna pojawił się Leon Barnett. Już w 46. minucie atak Wigan przedarł się przez obronę City i po świetnym podaniu w pole karne Jamesa McArthura James Perch z najmniejszej odległości i w asyście obrońcy „The Citizens” zdobył bramkę, całkowicie niszcząc założenia, które swoim podopiecznym przekazał Manuel Pellegrini.
Nie oznaczało to, że goście zadowolili się dwubramkowym prowadzeniem. Już dwie minuty później obrońcy mogli dziękować sędziemu bocznemu, że zauważył minimalny spalony, gdyż Marc-Antoine Fortune mógł dzięki temu podwyższyć prowadzenie. Szczególnie sfrustrowany takim przebiegiem wydarzeń zdawał się Yaya Toure, który w odstępie kilku minut faulował w środku boiska zawodników, za co zobaczył żółty kartonik.
W 52. minucie strzałem z dystansu próbował zaskoczyć Jesus Navas, jednak była to jego ostatnia akcja w tym meczu. Szkoleniowiec „The Citizens” postanowił nie czekać i rzucić wszystko, co ma najlepsze, do ataku. W miejsce Hiszpana na boisku pojawił się Edin Dzeko, Yayę Toure zastąpił David Silva, a zamiast Alvaro Negredo na boisko wybiegł James Milner. Instynkt nie zawiódł Pellegriniego, gdyż już w kilka minut po pojawieniu się w grze James Milner przeprowadził akcję, której brakowało tylko wykończenia. Po jego rajdzie prawą stroną boiska piłka spokojnie przeleciała wzdłuż bramki, jednak żaden z napastników City nie był w stanie wystarczająco szybko dobiec do futbolówki, by wbić ją do pustej bramki. Na taki rozwój sytuacji postanowił zareagować szkoleniowiec Wigan i w miejsce Calluma McManamana wpuścił Jamesa McCleana. Drużyna z Championship mogła dziękować wątpliwej dyspozycji napastników „The Citizens”, kiedy po strzale głową w 62. minucie Edin Dzeko zdołał minąć bramkarza, lecz na drodze do gola kontaktowego stanął słupek, a David Silva nie był w stanie dobić piłki do pustej bramki. Szczęścia nie miał także Sergio Aguero, który po dośrodkowaniu strzelił prosto w Carsona, a ten… zanotował pierwszą interwencję w meczu. W 67. minucie kibice na Etihad wybuchnęli, kiedy w polu karnym Wigan przewrócił się Micah Richards. Ich wołania nie zostały usłyszane przez sędziego, ale już minutę później Samir Nasri po rzucie rożnym potężnie uderzył na bramkę Carsona, który nie dał rady sięgnąć piłki, która, zanim wpadła do bramki, odbiła się jeszcze od słupka. City rozpoczęło odrabianie strat, a mogło już kilka sekund później wyrównać stan spotkania, jednak Micah Richards nie trafił dobrze w piłkę, a ta powędrowała poza linię końcową.
„The Citizens” poczuli, że są w stanie wygrać ten mecz. Szaleńcze ataki oboma stronami boiska raz po raz mroziły krew w żyłach obrońców Wigan. „Latics” starali się kontrować, ale w przeciwieństwie do tego, co działo się na Etihad Stadium w pierwszej połowie, teraz to City wydawało się lepiej zorganizowane. Gdy tylko piłkarze w jasnoniebieskich strojach odzyskiwali piłkę, była ona dostarczana pod pole karne strzeżone przez Carsona. W 74. minucie rykoszet mógł zniweczyć starania Wigan, kiedy to jeden z obrońców, chcąc wybić piłkę, trafił w leżącego w polu karnym Sergio Aguero, lecz bramkarz gości dał radę zatrzymać zmierzającą do bramki futbolówkę. Na kwadrans przed końcem spotkania nie było już zawodnika Wigan, który zostawałby na połowie City. Wszyscy piłkarze starali się bronić dostępu do bramki przed głodnymi bramki „The Citizens”. Na dziewięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry Edin Dzeko nie był w stanie skierować piłki do siatki po fenomenalnym podaniu Jamesa Milnera. Spowodowane to było asystą jednego ze świetnie grających obrońców „Latics”, który zdołał uniemożliwić Bośniakowi oddanie celnego strzału. Snajper City miał jeszcze okazję na siedem minut przed końcem meczu, jednak, jak w ciągu całego spotkania, żaden z napastników nie był w stanie pokonać Scotta Carsona. Bośniak musiał zejść z boiska, by zostać opatrzony przez klubowych lekarzy, gdyż w powietrznym starciu, zamiast w piłkę trafił głową w łokieć przeciwnika. Opatrywanie zawodnika Manchesteru City nie trwało jednak długo i już po chwili mógł kontynuować grę. W 87. minucie Etihad Stadium ponownie zażądał rzutu karnego, kiedy Sergio Aguero padł w polu karnym, ale sędzia pozostał niewzruszony. Już w doliczonym czasie gry Fortune nie zdołał wykorzystać sytuacji sam na sam z Pantilimonem. Rzut wolny w ostatnich sekundach spotkania dla „The Citizens” był tak niecelny jak strzały zwykle skutecznych napastników Manchesteru. Na ostatni rzut rożny w meczu pod pole karne Wigan powędrował również Pantilimon, jednak nawet jego obecność nie pomogła gospodarzom w wywalczeniu chociaż remisu. Po pięciu doliczonych minutach sędzia zakończył spotkanie, któremu nie sposób odmówić dramaturgii.
Wigan Athletic pokazało, że nawet najwięksi faworyci mają słabe strony i wykorzystało je fenomenalnie. Manchester City, mimo nasilającego się z minuty na minutę naporu na bramkę „Latics”, nie był w stanie pokonać Scotta Carsona, a dwa zabójcze ciosy wyprowadzone przez graczy drugoligowego zespołu wyrzuciły za burtę Pucharu Anglii jeden z najsilniejszych zespołów na świecie.
Mecz klasa Wigan ma jednak patent na City ;)