Nie ulega wątpliwości, że dzisiejsze spotkanie Lechii z Cracovią można było określić mianem meczu dwóch zainteresowanych zajęciem ligowego podium ekip. Każda z nich, mimo prezentowania zgoła odmiennej formy, miała ogromne szanse na przeskoczenie będącej na trzecim miejscu w tabeli Pogoni Szczecin. Jesienne spotkanie zakończyło się minimalnym zwycięstwem "Pasów" (1:0), tak więc dzisiejsza konfrontacja w teorii powinna była należeć do wyrównanych.
Mecz ten przebiegał pod wyraźne dyktando Cracovii, która bez większego problemu zdołała wygrać (3:1). Szczególnie dużą rolę odegrał holenderski napastnik gości, Pelle van Amersfoort, którego okazałe dwie bramki przesądziły o końcowym rezultacie. Na uwagę zasługuje fakt, iż mająca sześć porażek z rzędu Cracovia odniosła tak bardzo wyczekiwane przez nią zwycięstwo. Czy ta wygrana będzie dla niej dobrym zwiastunem na przyszłość czy jedynie przyjemną od złego odskocznią? Tego dowiemy się niebawem.
Bliscy sąsiedzi – dwa odległe bieguny
Mimo iż ekipy Cracovii i Lechii Gdańsk miały po tyle samo punktów w tabeli (42), to ich ostatnie spotkania znacznie się różniły. Drużyna Michała Probierza przystępowała do wyjazdowej konfrontacji z Lechią, mając za sobą serię sześciu porażek z rzędu. W tym czasie poniosła klęskę w kilku prestiżowych meczach, co niewątpliwie wpłynęło na obniżenie zespołowego morale o kilka znaczących stopni. Szerokim echem odbiły się zwłaszcza przegrane domowe derby Krakowa (0:2), wyjazdowa minimalna wpadka z Piastem (0:1) oraz nieprzynosząca chluby potyczka z Legią na Łazienkowskiej (1:2). W tamtych spotkaniach „Pasy” oprócz boiskowych wpadek w wynikach prezentowały wyjątkowo słabą i nieskuteczną grę, co jeszcze jakiś czas temu było praktycznie niemożliwe.
Ostatni mecz Cracovii zakończył się minimalną porażką z Pogonią Szczecin (0:1). Choć krakowianie mieli kilka stuprocentowych sytuacji, to – co w ich przypadku nie zaskakuje – nie potrafili zamienić na bramkę choćby jednej z nich. Jedno defensywne gapiostwo po raz kolejny zdecydowało o nieuchronnej klęsce, nie pomogły ani dobra dyspozycja Jablonskiego, ani też ofensywne wejścia Lopesa. Jeśli dalej tak będzie, w niedługim czasie Cracovia zrówna się z niechlubnym, niedawnym wyczynem jej największego rywala. Chodzi tutaj o jesienny impas Wisły Kraków, której na własne życzenie udało się przegrać aż dziesięć kolejnych spotkań z rzędu.
Z kolei druga ze stron, Lechia Gdańsk, zmierzy się u siebie z Cracovią, notując wcześniej trzy ligowe spotkania bez porażki. Jej ostatnie mecze dostarczyły wielu piłkarskich emocji i były bogate w wiele nietuzinkowych, zaskakujących zwrotów akcji. Lechia potrafiła w tamtych grach pokazać bardzo dobrą ofensywę przy szczególnie kiepskiej obronie – strzeliła dziesięć bramek, tracąc przy tym aż dziewięć. Co więcej, pokazała w nich wyjątkowy hart ducha, skutecznie ratując punkty w obliczu wielu boiskowych komplikacji. Doskonale obrazują to derbowy mecz z Arką (4:3) oraz wyjazdowy z Górnikiem (2:2) – mimo kiepskiego początku gdańszczanie kończyli je mniejszym lub większym sukcesem.
Poprawy słabego początku, a także przyzwoitej postawy w najbliższym meczu pewny był jeden ze stoperów gdańszczan, Mario Maloca. Był on przekonany, że defensywa nie prezentuje się wcale tragicznie, a jej postawa wynika jedynie z ofensywnego stylu, który w ostatnim czasie zwykła prezentować Lechia.
📌 – Jestem pewien, że w następnym meczu zagramy zdecydowanie lepiej już od samego początku – mówi Mario Maloca 🇭🇷✌🏻
⬇️⬇️⬇️https://t.co/1YAlvpV0Yf
— Lechia Gdańsk (@LechiaGdanskSA) June 7, 2020
Po ostatniej klęsce Cracovii nie brakowało głosów o potencjalnym zwolnieniu z trenerskiego stanowiska Michała Probierza. Sam zainteresowany na pomeczowej konferencji po spotkaniu z Pogonią stanowczo te plotki zdementował, mówiąc o ogromnym przywiązaniu do pracy, jak i gotowości do walki w kolejnych meczach.
Kolejna porażka. Ostatnie mecze Pasów ciężko się ogląda. Przerwa w rozgrywkach nie wpłynęła dobrze na drużynę. Zamiast walki o podium, trzeba ratować górną ósemkę. Trener się nie poddaje lecz piłkarze muszą zacząć strzelać gole. Czego sobie życzymy! ⚽️⚪🔴https://t.co/hold4zTNKw
— TT Cracovia (@CracoviaTt) June 6, 2020
Do dzisiejszego spotkania Cracovia przystąpiła w nieco mocniejszym składzie niż ten, którym dysponowała w ostatnim meczu z Pogonią. Po pauzie za kartki do gry w wyjściowej jedenastce powrócił najlepszy strzelec Sergiu Hanca, zaś na ławce usiadł grający ostatnio w kratkę Chorwat Ivan Fiolić. Jedynym zaskakującym ubytkiem w pierwszym zestawieniu mógł się wydawać brak byłego kapitana, Janusza Gola.
Z kolei w drużynie Lechii od początku zabrakło dziś mającego niegroźny uraz Conrado oraz odstawionego na ławkę Patryka Lipskiego. Na uwagę zasługuje wystawienie w pierwszym składzie skutecznego wiosną Łukasza Zwolińskiego, który ostatnie spotkania zwykł rozpoczynać jako rezerwowy. Na ławce od początku usiadł też grający niezbyt dobry mecz z Górnikiem portugalski napastnik Ze Gomes.
Walkę o podium czas zacząć
Już od pierwszych minut do zdeycydowanego ataku przystąpiła drużyna gości, co udokumentowała kilkoma groźnymi akcjami. Już pierwszy stały fragment mógł zakończyć się golem, a pomyślnego wykończenia bliski był ukraiński stoper „Pasów”, Dytiatiew. Chwilę później pierwszą stuprocentową sytuację z gry miał portugalski napastnik Rafael Lopes, jednak jego strzał bez problemu wybronił słowacki golkiper Lechii, Duszan Kuciak.
Na kolejne zwroty akcji nie trzeba było długo czekać, gdyż już przed 15. minutą „Pasy” jeszcze dwukrotnie sprawdzały refleks bramkarza ekipy gospodarzy. Świetnie dysponowany był zwłaszcza holenderski napastnik Cracovii, Pelle van Amersfoort, którego jedno ofensywne wejście, gdyby był skuteczniejszy, mogło zakończyć się golem.
Pierwsze pół godziny to wyjątkowo słaba postawa gdańszczan, którzy grali tak, jakby pozostali myślami jeszcze w szatni. Na pozytywne akcenty nie można było narzekać wyłącznie z perspektywy „Pasów” – tutaj z minuty na minutę rozkręcali się van Amersfoort, Sergiu Hanca czy Cornel Rapa. Podopieczni Piotra Stokowca mieli ogromny problem z wyjściem spod boiskowego pressingu, co wielokrotnie starała się wykorzystać rozpędzona ofensywnie Cracovia. Pierwsza połowa przebiegała zdecydowanie pod dyktando gości, którzy skutecznie pokusili się o pierwszą meczową bramkę.
W 33. minucie po składnej, kombinacyjnej akcji drogę do bramki Lechii znalazł świetnie dziś dysponowany van Amersfoort. Po akcji z lewego skrzydła i dobrym podaniu Kamila Pestki piłka bez problemu trafiła do Hanci, który w mgnieniu oka odnalazł rosłego holenderskiego snajpera. Ten, nie namyślając się długo, pewnym technicznym strzałem pokonał dziś pracowitego Kuciaka, który nie miał tutaj zbyt wiele do powiedzenia.
W końcówce pierwszej połowy jedyną ciekawszą w wykonaniu Lechii akcję starał się wykończyć kapitan Flavio Paixao. Po pewnie wykonanym stałym fragmencie był bliski zdobycia gola, ale jego strzał został zablokowany przez Jablonskiego. Więcej emocji w tej części meczu już nie było, pozostawało więc czekać na drugą odsłonę.
Kłopotów Lechii ciąg dalszy
Druga połowa zaczęła się od szybkiego gola dla Lechii, o którego postarał się błyszczący skutecznością w ostatnich meczach napastnik Łukasz Zwoliński. Była to jego czwarta bramka w trzecim kolejnym rozegranym spotkaniu. Nie ulega wątpliwości, że po prawie dwuletniej przerwie powrócił w dobrym stylu w szeregi naszej ekstraklasy. Lechia, choć wróciła do gry, już po kilku minutach z własnej winy wpakowała się w kolejne kłopoty. Ich sprawcą stał się stoper Mario Maloca, który po plasowanym zagraniu Pestki bezmyślnie wpakował piłkę do siatki. Pierwsze piętnaście minut to prawdziwe piłkarskie szachy, z których lepiej wyszła Cracovia.
W 67. minucie przez oddanie strzału ponownie przypomniał o sobie Zwoliński, który jednak tym razem nieznacznie się pomylił. Następne minuty to stopniowe przebudzenie Lechii, która z minuty na minuty zaczęła wyglądać coraz lepiej. Nie namyślając się długo, na boiskowe wydarzenia zareagował też trener Piotr Stokowiec. Mając na uwadze niekorzystny rezultat, wpuścił na boisko dwóch ofensywnych graczy, takich jak Maciej Gajos czy Ze Gomes. Ten pierwszy już po chwili zanotował celny strzał, który nie bez trudu sparował bramkarz Michal Peskovic.
Dalsze momenty spotkania nie były już tak bogate w emocje, jak poprzednie minuty. Obie drużyny nawzajem się badały, grając stosunkowo bezpośredni futbol i popełniając przy tym sporo błędów. Rozsądna defensywna postawa „Pasów” nie pozwalała na za wiele gospodarzom, którzy stopniowo tracili impet i mieli coraz mniej powodów do radości. Prawdziwym gwoździem do gdańskiej trumny okazał się udany kontratak Cracovii w 89. minucie. Wtedy to po plasowanym zagraniu Rafaela Lopesa drugą bramkę zdobył grający świetne widowisko van Amersfoort.
Jak się później okazało, był to ostatni ważny akcent tego dzisiejszego spotkania. Cracovia wygrywając z Lechią (3:1), przynajmniej do wieczora będzie zajmować trzecie miejsce w tabeli, awansując aż o trzy lokaty. Miejsce to może stracić na rzecz Pogoni Szczecin, która choć ma punkt straty, rozgrywa jeszcze w tej kolejce mecz. Lechia, choć dziś poniosła klęskę, przynajmniej na razie utrzyma niezłą siódmą ligową lokatę. Wszystko zależy od jutrzejszego spotkania Jagiellonii, która na wypadek zwycięstwa może przeskoczyć gdańszczan, tym samym spychając ich na ósme miejsce.
Derby na remis, przełamanie i awans do grupy mistrzowskiej @MKSCracoviaSSA!
🏁 #PIAGÓR
🏁 #LGDCRA pic.twitter.com/GcDjCkJWJa— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) June 9, 2020